Tyle prawdy, co fałszu

Tyle prawdy, co fałszu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie ma sytuacji czarno-białych. BusinessWeek ocenia argumenty w sporze o hipermarkety
Musimy strzec się przed ekspansją hipermarketów - mówiła kilkanaście dni temu w wywiadzie dla Financial Times, minister finansów Teresa Lubińska. Argumentowała, że tego typu inwestycje nie mają znaczenia dla wzrostu gospodarczego i niszczą drobnych handlowców. To dlatego, jeszcze będąc radną w Szczecinie, pani minister walczyła o zablokowanie budowy wielkich sklepów w tym mieście. Kilka dni później minister gospodarki Piotr Woźniak, podczas otwarcia centrum handlowego w Katowicach, chwalił inwestora za tworzenie miejsc pracy i przywrócenie miastu terenów pokopalnianych w nowej, atrakcyjnej formie.
BusinessWeek sprawdził, które argumenty w awanturze o hipermarkety są prawdziwe, a które są jedynie demagogią.

Produkcja bezrobocia
Zarzut pierwszy: działalność hipermarketów prowadzi do bankructw drobnych przedsiębiorców prowadzących niewielkie sklepy.
To nieprawda. Z badań prowadzonych przez Naczelną Radę Zrzeszeń Handlu i Usług (organizacja reprezentująca drobnych przedsiębiorców) wynika, że sklepy sąsiadujące z hipermarketami tracą 20-40 proc. przychodów.
- To dużo, ale w zdecydowanej większości małe sklepy dostosowują się do nowych warunków: zmieniają asortyment, ograniczają koszty, tworzą stowarzyszenia kupieckie, które negocjują z dostawcami niższe ceny towarów. Jesteśmy na tyle elastyczni, że potrafimy sobie poradzić z konkurencją - mówi Małgorzata Kęsikowska, dyrektor Rady.
Z raportu Ministerstwa Gospodarki o wpływie hipermarketów na rynek handlu wynika, że pojawienie się konkurencji wymusiło wzrost efektywności firm handlowych, które szybko się restrukturyzują i szukają dla siebie nisz. Według badań Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, skutek tych działań jest taki, że po kilku miesiącach od uruchomienia hipermarketu drobni sklepikarze odrabiają część strat i ich przychody zaczynają ponownie rosnąć.

Tacy sami
Zarzut drugi: hipermarkety notorycznie łamią prawa pracownicze.
To prawda. Kontrole prowadzone przez Państwową Inspekcję Pracy są dla sieci handlowych bezlitosne. Z ostatniego raportu PIP wynika, że 67 proc. hipermarketów nie udziela w terminie urlopów, 52 proc. nieprawidłowo prowadzi ewidencję czasu pracy, 47 proc. nie płaci za nadgodziny. Zarzutów inspekcji jest znacznie więcej i nie ma wątpliwości, że sieci są słusznie za to krytykowane.
- Warto jednak zwrócić uwagę, że skala naruszeń prawa pracy w małych sklepach jest taka sama. Podobnie jak w większości gałęzi gospodarki - zaznacza Danuta Samitowska, rzecznik PIP.
Faktem jest, że w ramach ograniczania kosztów część sklepów zwalnia pracowników, ale tych przejmują zwykle hipermarkety. - Opinia, że hipermarkety tworzą bezrobocie, to fikcja. Jeżeli gmina rozsądnie zlokalizuje taki obiekt, może to dać nawet impuls do rozwoju rynku pracy - uważa Franciszek Misiąg, ekspert Instytutu Rynku Wewnętrznego i Konsumpcji.

Systematyczny brak zysku
Zarzut trzeci: hipermarkety nie płacą podatków.
To częściowo prawda. Siedem największych sieci handlowych osiągnęło w 2004 roku łącznie obroty wysokości 35 mld zł. Żadna z nich nie ujawnia swojego wyniku finansowego.
Nawet Ministerstwo Finansów nie wie, czy hipermarkety płacą podatek dochodowy. Anna Sobocińska z biura prasowego mówi nawet, że ten temat ministerstwa nie interesuje. Urzędy skarbowe zasłaniają się z kolei tajemnicą skarbową. Sieci handlowe jak ognia unikają jasnych deklaracji w tej sprawie.
Renata Juszkiewicz, szefowa polskiej filii niemieckiej Grupy Metro, która kieruje między innymi sieciami Media Markt, Real i Praktiker, mówi tylko, że jej firma płaci w Polsce wszystkie podatki, które powinna płacić. Odmawia jednak podania informacji, czy Metro odprowadza podatek dochodowy. Można założyć, że podobnie jak inne firmy hipermarkety robią wszystko, by zminimalizować swoje obroty finansowe z fiskusem. Ich ostentacyjna niechęć do informowania o wynikach finansowych uprawnia do wszelkich podejrzeń, także i takiego, że transferują zyski za granicę, unikając płacenia CIT.
Z drugiej strony, z raportu Ministerstwa Gospodarki wynika, że większość inwestycji sieci handlowych ma krótki okres finansowania i w związku z tym w pierwszych latach działalności sieci ponoszą wysokie koszty obsługi kredytów. To podnosi koszty, ogranicza rentowność i umożliwia niepłacenie podatku CIT.
Dzięki uprzejmości samorządów wielkie sklepy korzystają także z ulg inwestycyjnych, na przykład zwolnień z podatku od nieruchomości. Z drugiej strony, hipermarkety jak wszystkie inne sklepy odprowadzają VAT.
Poza tym siedem wspomnianych firm daje pracę 90 tys. ludzi, którzy płacą podatek dochodowy. Pod tym względem sieci handlowe wypadają lepiej niż popularne bazarki i targowiska, na których kwitnie szara strefa i które rzeczywiście nieuczciwie konkurują z małymi sklepami.

Duży może więcej
Zarzut czwarty: sklepy wielkopowierzchniowe prowadzą drenaż finansowy dostawców.
Nieprawda. Faktem jest, że zdecydowana większość towarów sprzedawanych w sieciach jest tańsza niż u drobnych sprzedawców. Z rządowego raportu o hipermarketach wynika, że stosują one stosunkowo wysoką marżę na poziomie 13-19 proc. Osiągają ją między innymi dzięki stosowaniu dodatkowych opłat za wprowadzenie produktu do sprzedaży, dobre miejsce na półce czy reklamę w sklepowej gazetce. W relacjach sieci z dostawcami działa efekt skali. Siła argumentów dużej sieci handlowej jest nieporównywalnie większa od możliwości negocjacyjnych nawet dużego producenta kapusty czy zabawek, który albo dostosuje się do wymagań, albo wypada z gry.
- Kiedy w 2000 roku doszło do fuzji Sokołowa z firmą Farm Food, nasze relacje z sieciami zdecydowanie się poprawiły. Tacy partnerzy cenią dużych, wiarygodnych kontrahentów - uważa Jerzy Majchrzak, dyrektor biura zarządu Sokołowa. Jego firma sprzedaje sieciom handlowym wędliny za 330 mln zł rocznie.
Dostawcy narzekają na niską rentowność współpracy z hipermarketami i niezgodne z prawem terminy płatności. To zjawisko nagminne w polskiej gospodarce, a nie wyłączna cecha inwestorów zagranicznych.
Mimo narzekań chętnych do handlowania z hipermarketami przybywa adekwatnie do wzrostu udziału tego rodzaju sprzedaży w ogólnych obrotach sektora handlowego.
- To diabelnie trudny partner, ale pozwala sporo zarobić, tyle że nie dzięki wysokim cenom, a dzięki efektowi skali - podkreśla Majchrzak i zaznacza, że dla jego firmy sieci handlowe to partner strategiczny, bez którego nie wyobraża sobie rozwoju sprzedaży.

Klient głosuje nogami
„Skoro zlikwidowano fabryki bryczek, to nie ma miejsca na fabrykę batów” - powiedział kiedyś Samuel Walton, założyciel amerykańskiego giganta handlowego Wal-Mart. Handel detaliczny w Polsce podlega regułom rynkowym. To klienci, robiąc zakupy w małych sklepach osiedlowych albo w hipermarketach, wybierają, która forma sprzedaży bardziej im odpowiada i komu dadzą zarobić.
W Unii Europejskiej sklepy wielkopowierzchniowe kontrolują ponad 70 proc. handlu, w Czechach 60 proc., w Polsce na razie mniej niż 30 proc. Wzrost tego wskaźnika będzie powolny, ale jest nieunikniony.
Handlowcy protestują przeciwko powstającej konkurencji i to jest naturalny element gry rynkowej. Tym bardziej naturalny, że w niektórych wypadkach hipermarkety powstają z naruszeniem prawa. To wina inwestorów, ale i - a może przede wszystkim - samorządowców.
Według raportu krakowskiej delegatury NIK, samorządy łamią przepisy przy sprzedawaniu ziemi sieciom handlowym, prowadzeniu dokumentacji i wydawaniu pozwoleń na budowę. Przed wydaniem każdej takiej decyzji samorząd ma obowiązek sporządzenia analizy wpływu wielkiego obiektu handlowego na lokalny rynek, ale urzędnicy często go nie respektują. Z raportu NIK wynika też, że żadna gmina, która zleciła analizę, nie wzięła jej potem pod uwagę przy wydawaniu decyzji o budowie.
Podążając tokiem rozumowania pani minister, można stwierdzić, że musimy strzec się przed ekspansją nieuczciwych pracowników samorządów. Jeżeli będą się rzetelnie wywiązywać ze swoich obowiązków, gmina i jej mieszkańcy na budowie hipermarketów tylko zyskają.

Rozdrobniony rynek
W Polsce działa ponad 350 tys. sklepów. Mimo że zagraniczne sieci handlowe szybko się rozwijają, w tym biznesie nadal dominują drobni polscy przedsiębiorcy. 95 proc. sklepów ma mniej niż 100 mkw. powierzchni, 84 proc. zatrudnia mniej niż 10 osób.
Efekty obecności sieci handlowych są jednak widoczne. Sklepy wielkopowierzchniowe (powyżej 400 mkw.) to już 26 proc. łącznej powierzchni handlowej w Polsce.