Waterloo Berlusconiego

Waterloo Berlusconiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
To jest dopiero teatr. Przed Berlusconim tylko Napoleon, za nim, gdzieś daleko horda nieudanych lewaków. Na pożegnanie parlamentu Silvio otwiera okna swej kancelarii i pozdrawia przechodniów. Tłumy wiwatują. Wielki polityk? Nie to tylko balonik, dmuchany na wybory.
Rację miał The Economist pisząc, że Włochy pod rządami Berlusconiego stały się "chorym człowiekiem Europy". Włoska gospodarka stoi pogrążona w stagnacji, społeczeństwo się starzeje, spada eksport, rosną koszty pracy. Napoleonowi szło znacznie lepiej. Rewolucja to była dopiero reforma gospodarcza. Napoleon pozwolił chłopom i przedsiębiorcom zostawiać dla siebie aż 3/4 własnej produkcji. W czasach monarchii mogli zatrzymać tylko 1/5 tego co wyprodukują. Berlusconi nie jest tak szczodry. Za jego rządów wysoka inflacja sprawiła, że ceny poszło ostro do góry, a we włoskich portfelach z roku na rok zostaje mniej.

Ale dramat i typowa dla Napoleona nonszalancja jest w nadmiarze. Na spotkaniu z amerykańskimi przedsiębiorcami Berlusconi mówi, że we Włoszech trzeba inwestować, bo "są piękne sekretarki". Spotykając się z Tarją Halonen, prezydent Finlandii mówi, że fińska kuchnia jest do niczego, a Finowie nawet "nie wiedzą co to prosciuto". Martin Schulz, lewicowy niemiecki europarlamentarzysta to "strażnik z obozu koncentracyjnego". Przy tym playboy Berlusconi robi sobie liposukcję i zarzeka się, że do wyborów nie będzie uprawiał seksu, by potem stwierdzić, że "jedno się mówi, a co innego się robi".

W tym właśnie tkwi największy problem Italii. Jedno się mówi, a nic się nie robi. Taką politykę można uprawiać, jak się ma za dużo pieniędzy - tak jak właśnie ma pan premier. Kłopot w tym, że większość Włochów nie ma ich tyle, ile by chcieli mieć i tyle, ile mają mieszkańcy zachodniej Europy. Kraj potrzebuje natychmiastowych i głębokich reform gospodarczych. Berlusconi się na razie nie sprawdził. Być może czeka go już tylko jego własne Waterloo.

Grzegorz Sadowski