Premier za komisją śledczą ds. dziennikarzy

Premier za komisją śledczą ds. dziennikarzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Kazimierz Marcinkiewicz uważa, że "nie byłoby źle, gdyby powstała komisja do spraw inwigilacji związanej z dziennikarzami".
Jego zdaniem, jest jednak kilka innych spraw, wymagających szybkiego wyjaśnienia; najważniejsza z  nich to program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.

Premier podkreślił w poniedziałek w radiowej Trójce, że nie chodzi mu tylko o komisję, która miałaby wyjaśniać sprawę inwigilacji dziennikarzy "Rzeczpospolitej" Anny Marszałek i  Bertolda Kittela. "Warto by sprawdzić takie działania, które są działaniami służb specjalnych nie tylko w odniesieniu do tego jednego przypadku, tylko do wielu przypadków" - powiedział premier.

"Myślę, że nie byłoby źle, gdyby powstała taka komisja do spraw w  ogóle inwigilacji związanej z dziennikarzami. Bo tu nie mówmy o  inwigilacji dziennikarzy, tylko służb specjalnych. Nie  dziennikarze byli inwigilowani tylko służby specjalne, które współpracowały ewentualnie z tymi dziennikarzami. Zawsze warto to  sprawdzić. Takich przypadków, takich działań mieliśmy setki" -  mówił premier.

Pytany, dlaczego Jarosław Kaczyński nie chce takiej komisji, premier powiedział, że jest założenie, "by w Sejmie pracowała tylko jedna komisja śledcza i - po jej zakończeniu - by pracowała następna".

Tymczasem, zdaniem premiera, jest kilka spraw, które wymagają szybkiego wyjaśnienia. "Mamy kilka rzeczy, które by warto sprawdzić od razu. Taką jedną i moim zdaniem najważniejszą sprawą jest program NFI (Narodowych Funduszy Inwestycyjnych - PAP). To  jest wielki program, trwający wiele lat, obejmujący ponad 500 firm państwowych" - powiedział premier.

Premier powtórzył swoją wcześniejszą opinię, że "są media wolne, niewolne i zniewolone". "I są dziennikarze tacy i inni. Chodzi o  to, żeby media także poprawiać (...). Ja wielokrotnie gdy czytam gazety, czytam różne artykuły, widzę kompletną niefachowość dziennikarską, widzę to, że mamy do czynienia z pewną manipulacją, widzę to, że jest jakaś umowa pomiędzy różnymi pismami po to, by  podejmować te same tematy i to dokładnie w ten sam sposób" - uważa premier.

"Jestem przekonany, że dziennikarze też będą uderzali się w  piersi. Tak jak mówimy o błędach polityków, tak jak mówimy o  błędach administracji, policji i różnych służb - są także błędy dziennikarzy" - dodał Marcinkiewicz.

W ubiegłym tygodniu "Newsweek" opisał akta śledztwa sprzed pięciu lat, wszczętego na polecenie ówczesnego prokuratora krajowego Zbigniewa Wassermanna i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Według tygodnika, "kazali oni tropić dziennikarzy +Rzeczpospolitej+" Annę Marszałek i Bertolda Kittela".

Jak tłumaczył minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro śledztwo z  2001 roku dotyczyło nie mediów, ale służb specjalnych, które chciały wtedy przez media dyskredytować wysokich urzędników państwa.

W grudniu 2000 r. "Rzeczpospolita" opublikowała tekst "Wojewoda w  sieci". Dziennikarze napisali m.in., że najbliżsi współpracownicy i doradcy Kempskiego wykorzystywali stanowiska do osiągania prywatnych korzyści. Publikacja "Rz" była początkiem serii tekstów prasowych podejrzewających Kempskiego o tolerowanie korupcji w  kierowanym przez siebie urzędzie, po których były wojewoda odszedł ze stanowiska.

W ubiegły czwartek "Gazeta Wyborcza" napisała, że to minister transportu Jerzy Polaczek był jednym z głównych informatorów dziennikarzy "Rz". Polaczek w sobotę w Katowicach powiedział, że  teza, która została zaprezentowana przez "GW" jest "niedopuszczalnym nadużyciem".

pap, ss