Kapitalizacja protestów

Kapitalizacja protestów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ciągnące się od lutego protesty francuskiej młodzieży przeciw zmianom w prawie pracy (CPE) to najlepszy dowód na to, jak daleko Francja odeszła od idei wolnego rynku. A także przykład cynicznej gry w zbijanie kapitału politycznego.
Uczniowie i studenci demonstrują przeciw uelastycznieniu zasad zatrudniania osób, które nie ukończyły 26. roku życia - teraz pracodawca nie musi dawać im stałej umowy. Najpierw ulicami francuskich miast (głównie Paryża, gdzie demonstrowało kilka tysięcy osób) ciągnęły korowody protestujących, teraz zaczęto okupować uczelnie. Te młodzieńcze demonstracje podsyca Partia Socjalistyczna. To największe opozycyjne ugrupowanie we Francji jest słabe, od czasu końca rządów lewicowego gabinetu Lionela Jospina w 2002 roku nie ma na swym koncie żadnych sukcesów, jego przywódcy kłócą się o władzę. Teraz wykorzystują CPE do tego, aby zademonstrować swą siłę i wetknąć szpilę prawicowemu rządowi. Młodzież (we Francji szczególnie chętna do wszelkiego rodzaju zadym) podchwytuje ich hasła - stąd tak długo ciągnące się protesty wokół mało istotnej w gruncie rzeczy sprawy. Ale CPE ma też drugie dno. W dobie globalnej konkurencji takie socjalistyczne przepisy jak gwarancja zatrudnienia od matury do emerytury to anachronizm. Ale we Francji nie ma społecznej zgody na zmianę nieżyciowych z punktu widzenia pracodawców przepisów (przeciw reformie jest 60 proc. Francuzów). Widać, że przyzwyczaili się oni do dobrobytu i nie przeszkadza im, że PKB ich kraju rocznie wzrasta o niecały procent, podczas gdy Chiny rozwijają się osiem razy szybciej. Jeśli Paryż nie zamierza poddać się w globalnym wyścigu gospodarczym, musi wprowadzać takie zmiany jak CPE. Widać, że rząd Dominique’a de Villepina to dostrzega - świadczy o tym projekt reformy prawa pracy czy zapowiadane (na razie częściowe) otwarcie na pracowników z nowych krajów UE, w tym Polski. Szkoda tylko, że konieczności zmian nie widzi zarażona socjalizmem większość Francuzów.

Na protestach najbardziej stracił proreformatorski premier. Jeszcze pod koniec roku wydawał się być poważnym kandydatem na prezydenta. Wtedy we Francji spadło bezrobocie (po raz pierwszy od kilku lat), a rankingi jego popularności wystrzeliły w górę - wyprzedził w nich nawet faworyta tłumów, Nicolasa Sarkozy’ego. Teraz, po zamieszaniu z CPE, jego poparcie spadło do 41 proc., tylko w ostatnim tygodniu stracił aż 11 punktów proc. Już wiadomo, czemu Sarkozy nie chciał zostać premierem (Chirac konsekwentnie proponuje mu tę funkcję od 2002 roku) - bycie szefem rządu wymaga podejmowania niepopularnych decyzji, co wiąże się z utratą poparcia. I tak de Villepin - wprowadzając niezbędne zmiany - pogrzebał swoje szanse na prezydenturę. A Sarkozy ma ciągle czyste ręce. Właśnie on i Partia Socjalistyczna - a nie protestująca młodzież - to najwięksi zwycięzcy protestów wokół CPE.

Agaton Koziński