Łukaszenka wygrał, tłum krzyczy "hańba"

Łukaszenka wygrał, tłum krzyczy "hańba"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zgodnie z przedwyborczymi sondażami i oczekiwaniami, w zakończonych wyborach prezydenckich na Białorusi wygrał rządzący od 1994 roku Alaksandr Łukaszenka.
Ponad 15 tys. zwolenników białoruskiej opozycji z zakazanymi przez władze biało-czerwono-białymi flagami zebrało się w centrum Mińska po zakończeniu o godzinie 20:00 (19:00 czasu polskiego) głosowania w wyborach prezydenckich na Białorusi.

Z godzinnym opóźnieniem przybył na Plac Oktiabrski wspólny kandydat sił demokratycznych w tych wyborach Alaksandr Milinkiewicz. "Zwyciężyliśmy strach" - powiedział do uczestników wiecu, trzymając w ręku bukiet różowych goździków. Tłum powitał go okrzykami radości, skandowano jego nazwisko, powtarzał się też okrzyk "Niech żyje Białoruś!" i "Wolności!".

Na Placu Oktiabrskim jest też wraz ze swymi ludźmi drugi opozycyjny kandydat na prezydenta Alaksandr Kazulin.

Na placu nie widać na razie dużej liczby umundurowanych milicjantów. Tłum nie jest otoczony kordonem, pobliska ulica jest przejezdna. W  pobliżu placu świadkowie widzieli jednak milicyjne samochody z  zakratowanymi oknami.

Przed przybyciem Milinkiewicza na wielkim ekranie górującym nad placem transmitowano dziennik telewizyjny, w którym podano wyniki sondaży powyborczych przeprowadzonych przez oficjalne ośrodki badania opinii publicznej. Wynika z nich, że na prezydenta oddało swój głos 84 proc., a na Milinkiewicza - nieco ponad 3 proc. Tłum przyjął te doniesienia okrzykami "Hańba, hańba". Na widok pokazanego na ekranie Łukaszenki okrzyki się wzmogły, rozległy się też gwizdy. Publikowane na bieżąco wyniki od rana wskazywały, że  prezydent wygrał - już po dwóch godzinach od otwarcia lokali wyborczych miał 80 proc. głosów.

Tymczasem według sondażu przeprowadzonego przez rosyjskie Centrum Jurija Lewady, Łukaszenka nie zdobył ponad połowy głosów niezbędnych do zwycięstwa już w pierwszej turze wyborów. Oddało na niego głos nieco ponad 47 proc. wyborców, a na Milinkiewicza - 25,6 proc. - twierdzi szef służby prasowej Milinkiewicza, Siarhiej Waźniak. Gdyby wybory zostały przeprowadzone zgodnie z prawem, Łukaszenka musiałby stanąć do drugiej tury wraz z Milinkiewiczem.

Wybory, jak podejrzewano, najprawdopodobniej zostały sfałszowane. Drugi obok Milinkiewicza kandydat opozycyjny Alaksandr Kazulin, oświadczył po południu, że członkowie komisji wyborczych podpisywali czyste formularze protokołów wyborczych. Zapowiedział, że będzie się domagać ponownego liczenia głosów. Powiedział też, że wie, że władze szykują już dwie sprawy karne przeciw niemu.

Natomiast sztab Milinkiewicza poinformował o odwołaniu planowanej na wieczór konferencji prasowej kandydata, gdyż uzyskano informacje "ze swoich źródeł w służbach specjalnych", iż  przygotowywane jest zatrzymanie bądź zablokowanie Milinkiewicza po  konferencji.

Milinkiewicz i Kazulin wezwali zwolenników, by po zakończeniu głosowania przyszli na centralny plac Mińska - Oktiabrski (Październikowy) - by tam pokojowo zaprotestować przeciwko "kradzieży głosów". Władze ostrzegły, że będzie to wiec nielegalny. Szef KGB Ściapan Sucharenka oskarżył opozycję o  szykowanie siłowego przejęcia władzy i oświadczył, że próby "zdestabilizowania sytuacji" zostaną potraktowane jako terroryzm. Milicja, od przeszło tygodnia w stanie gotowości, rozstawiła w  centrum stolicy dodatkowe posterunki i wozy. Ale placu Oktiabrskim nie widać na razie wielu mundurowych.

Milinkiewicz ocenił, że władze celowo wzmagają napięcie, by  zastraszyć ludzi, czemu służyły też aresztowania członków jego sztabów wyborczych (w sumie ponad 450 osób) w stolicy i regionach, przeprowadzone przed wyborami. Wyraził jednak przekonanie, że w  kraju "zwycięży wolność, prawda i sprawiedliwość". Podkreślił, że  jeśli dojdzie do prowokacji, to odpowiedzialność spadnie na  władze.

Także Kazulin zaapelował do swych zwolenników, by zachowali spokój i w trakcie wiecu wydawali w ręce milicji prowokatorów. "...idźcie z kwiatami, cukierkami, podarkami. Nie dawajcie powodu, by przelała się krew i zastosowano przemoc wobec spokojnych obywateli" - czytamy w oświadczeniu kandydata.

Słowa wsparcia dla Milinkiewicza i przesłanie dla "braci Białorusinów" przekazali posłowie Paweł Gira i Robert Tyszkiewicz w liście wystosowanym w imieniu Donalda Tuska i  Platformy Obywatelskiej. Czytamy w nim "Łukaszenka czerpiąc z  bogatych doświadczeń sowieckich satrapów próbuje Wam narzucić swą autorytarną wolę, fałszując wyborczy wynik.(...) Mając w pamięci własną, tak przecież nieodległą walkę o obywatelską godność, wolność i demokrację, w pełni się z Wami solidaryzujemy. (...) Dziś to Wy kontynuujecie sztafetę wolności. (...) Możecie na nas liczyć. Polskie ulice są dziś świadkiem powszechnej solidarności z  Białorusią".

Sam prezydent Łukaszenka, głosując w niedzielę podkreślił, że  istnienie dyktatorów w centrum Europy jest niemożliwe. Na pytanie, dlaczego na wybory nie zaproszono obserwatorów Parlamentu Europejskiego, odparł, że dopiero od dziennikarzy się o tym dowiedział. "Jeśli by mi na czas o tym zameldowali, na pewno bym się zgodził, żeby stamtąd przyjechali. To nie problem, niech przyjeżdżają po wyborach" - powiedział.

Obserwatorzy litewscy, polscy i skandynawscy, których nie wpuszczono na Białoruś, manifestowali na granicy litewsko- białoruskiej na przejściu granicznym Medininkai. Było wśród nich ok. 50 Polaków oraz usunięci z Białorusi przedstawiciele organizacji skandynawskiej Silba i deputowani litewscy, którym odmówiono wizy wjazdowej.

Natomiast na ukraińsko-białoruskich przejściach granicznych odbyła się akcja poparcia dla białoruskich dążeń wolnościowych -  przekraczającym granicę wręczano pomarańcze i mandarynki oraz  życzono sukcesów w walce o przemiany demokratyczne. Akcję w  Domanowie i Samarach zorganizowało ugrupowanie "Pora" - jeden z  filarów "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie w 2004 roku.

pap, ab