Białoruś: stażystka "GW" wolna

Białoruś: stażystka "GW" wolna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z aresztu w Mińsku wyszła w nocy z niedzieli na poniedziałek Weronika Samolińska, stażystka "Gazety Wyborczej" z Lublina, zatrzymana podczas likwidacji miasteczka namiotowego na Placu Październikowym 24 marca nad ranem.
25-letnia Samolińska znalazła się w grupie około stu uczestników protestu, którzy wychodzili na wolność po odsiedzeniu kary 10 dni aresztu. Na zwalnianych od godz. 3.00 (godz. 2.00 czasu polskiego) czekało przed bramą kilkuset krewnych i  znajomych, którzy witali wychodzących kwiatami i okrzykami: "Sława bohaterom!". Z zapalonych świeczek ułożyli napis: "Razem!".

"Nie spodziewałam się takiego powitania" - przyznała wzruszona Samolińska, na którą oczekiwali przed aresztem polski konsul i  grupa białoruskich znajomych z bukietem goździków.

"Warunki w areszcie były koszmarne" - powiedziała Samolińska. "W celach nie ma nic poza podestem pokrytym dyktą, który służy do  spania. Nie ma materacy, papieru toaletowego, mydła, jest grzyb na  ścianie, mokry sufit. Śmierdzi, toalety są koszmarne, bez drzwi. Pierwszą noc spałyśmy przykryte tylko kurtkami, było zimno, nieszczelne, potłuczone okna. Wyżywienie niejadalne" - opisywała.

Zniesienie trudnych warunków ułatwiała atmosfera panująca w  celach. "Poznałam najlepszych ludzi na Białorusi, jakich mogłam poznać, choć szkoda, że w więzieniu" - zaznaczyła Samolińska. Opowiadała, jak pod okna aresztu przychodzili ludzie, by wesprzeć więźniów, wołali do nich, śpiewali.

Więźniowie w celach skandowali "Żywie Biełaruś!". Dziewczęta w  celi czytały na głos "Quo vadis" po białorusku, doszukując się w  powieści aktualnych odniesień do walki o wolność.

Samolińska podkreśliła, że "opieka konsularna była genialna". Konsulowie robili, co w ich mocy, wbrew władzom. "Przekazali śpiwory, ciepłe rzeczy, jedzenie, wszystko, co było potrzebne" -  zaznaczyła. "Kiedy przychodzili, mogliśmy zadzwonić do bliskich. Nikt z Białorusinów nie miał możliwości nawet poinformowania rodziców, że siedzi" - powiedziała.

Samolińska ostatnią noc spędziła w celi z "normalnymi" więźniarkami. "Ale się jakoś z nimi dogadałam - zastrzegła.

Stażystka "GW" została zatrzymana wraz z kilkuset innymi uczestnikami protestu, gdy organizatorzy już przekonali funkcjonariuszy specnazu, że ludzie sami wejdą do więźniarek. "Tak się stało, choć nie odbyło się to całkiem spokojnie, bo oni byli agresywni. To straszni, przerażający ludzie, zachowywali się psychopatycznie. Mnie uderzyli w samochodzie, innym grozili, że  zabiją, jedną dziewczynę dusili szalikiem" - opowiadała Samolińska.

Zapowiedziała jednak, że nadal będzie jeździć na Białoruś, jeśli będzie taka możliwość. "Zamierzam wrócić, mam tu przyjaciół" -  obiecała.

Samolińska została skazana 27 marca na 10 dni aresztu za udział w  nielegalnym zgromadzeniu. Na poczet kary sąd zaliczył jej pobyt w  areszcie do rozprawy.

Ponieważ 27 marca skończyła się jej wiza, pozostanie jeszcze kilka dni na Białorusi; będzie mieszkać u znajomych w Mińsku. Jak poinformował konsul Mirosław Jagielski, w środę Samolińska ma się zgłosić w biurze imigracyjnym, gdzie zapewne otrzyma decyzję, w  której wyznaczony będzie termin dobrowolnego opuszczenia Białorusi.

W miasteczku namiotowym został też zatrzymany były ambasador RP w  Mińsku Mariusz Maszkiewicz. 27 marca skazano go na 15 dni aresztu. Maszkiewicz przebywa obecnie w szpitalu na obserwacji, gdyż skarżył się na bóle w okolicach serca.

pap, ss