Berlusconi kontra Prodi

Berlusconi kontra Prodi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niedziela była pierwszym dniem wyborów parlamentarnych we Włoszech. Podobnie, jak poprzedzająca je kampania, wybory są przede wszystkim pojedynkiem dwóch polityków - Silvio Berlusconiego i Romano Prodiego.
O godz. 22 zostały zamknięte lokale wyborcze we Włoszech. Głos w wyborach parlamentarnych będzie można oddać także w poniedziałek w godzinach 7-15. Według najnowszych, cząstkowych danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych do godz. 19 głosy oddało ponad 52 proc. wyborców.

Jak podkreślono zanotowana dotychczas frekwencja jest niższa o  około 7 procent od tej, jaką zanotowano o tej porze w poprzednich wyborach. Być może zatem w tym roku będzie ona wyjątkowo niska i w  przeciwieństwie do głosowania w 1996 i 2001 roku nie przekroczy 80 procent.

Z przedwyborczych sondaży wynika, że większe szanse na  zwycięstwo i utworzenie 61. rządu od zakończenia wojny ma blok Prodiego o nazwie Unione (Związek lub Unia); ma on 4-procentową przewagę nad koalicją Berlusconiego - Dom Wolności. Trudno jednak przewidzieć ostateczny wynik, gdyż jeszcze na kilka dni przed wyborami prawie jedna piąta uprawnionych nie wiedziała, na kogo będzie głosować.

Wyborczy blok Dom Wolności Berlusconiego tworzy założona przez niego w 1994 roku partia Forza Italia, a także Sojusz Narodowy, kierowany przez Gianfranco Finiego (ugrupowanie to wyrzekło się swych postfaszystowskich korzeni), separatystyczna, skrajnie prawicowa i  szowinistyczna Liga Północna pod wodzą Umberto Bossiego i mała postchadecka UDC. Porozumienie wyborcze z blokiem szefa rządu zawarła też - zresztą ku oburzeniu części koalicjantów - skrajnie prawicowa Alternatywa Socjalna Alessandry Mussolini - wnuczki faszystowskiego przywódcy Włoch, powiązana z drobnymi ugrupowaniami, głoszącymi otwarcie rasistowskie hasła.

Z kolei dla Romano Prodiego wybory te to sprawdzian siły jego centrolewicowej koalicji, którą zaczął odbudowywać i  z którą wygrał wybory w 1996 roku, w ostatnich miesiącach swej kadencji przewodniczącego Komisji Europejskiej. W skład Unione wchodzą ugrupowania bardzo różniące się zarówno pod względem programów ekonomicznych, jak i stanowisk w takich sprawach, jak legalizacja wolnych związków i aborcja. Z jednej bowiem strony jest tam centrowa Margherita o prokatolickich inklinacjach, a z drugiej uważani za "enfant terrible" - radykałowie pod wodzą nestora włoskiej sceny politycznej Marco Pannellego, domagający się wypowiedzenia konkordatu ze Stolicą Apostolską i prawnego uznania wolnych związków oraz zgody na prowadzenie niczym nie ograniczonych badań genetycznych. W bloku są też Partia Demokratycznej Lewicy, dwa ugrupowania komunistów, socjaliści oraz Zieloni.

Ze względu na różnorodność partii tworzących blok opozycji, niezwykle trudne było sformułowanie jednego programu wyborczego. Ostatecznie powstał wielostronicowy dokument, w którym nacisk położono na konieczność przywrócenia sprawiedliwości społecznej oraz prestiżu Włoch, poważnie nadszarpniętego przez rządy Silvio Berlusconiego, zwłaszcza zaś przez popełnione przez niego gafy, wywołane skandale oraz ciągnące się nieprzerwanie kłopoty najbogatszego Włocha z wymiarem sprawiedliwości. Jest w nim także mowa o potrzebie naprawy najbardziej szwankujących dziedzin, jak oświata, służba zdrowia i system emerytalny. Najważniejszy punkt polityki zagranicznej to zapowiedź wycofania wojsk z Iraku. Warto jednak zauważyć, że zgodnie z kalendarzem, ogłoszonym przez rząd Berlusconiego, tak czy inaczej włoskie oddziały opuszczą ten kraj do końca roku.

Berlusconi i jego sojusznicy zapowiadają obniżenie podatków, zniesienie podatku gminnego od pierwszego mieszkania, podwyższenie emerytur, nowe miejsca pracy oraz realizację wielkich robót publicznych, których swoistym symbolem, wciąż pozostającym w  sferze planów, jest zapowiedź budowy gigantycznego mostu w  Cieśninie Mesyńskiej, łączącego Kalabrię z Sycylią. Premier obiecuje też, że w jego nowym rządzie wicepremierem będzie na  pewno kobieta.

Podstawą kampanii wyborczego bloku premiera było straszenie wyborców lewicą. Przywódca centroprawicy wielokrotnie argumentował, że rządy lewicy oznaczać będą podniesienie podatków, a nawet zagrożenie dla demokracji. Pięć dni przed wyborami Berlusconi zaszokował świat swym wystąpieniem, wygłoszonym z Zrzeszeniu Kupców. Powiedział wówczas, mając na myśli wyborców lewicy: "Mam zbyt wiele szacunku dla inteligencji Włochów, by móc wierzyć w to, że jest wśród nich tylu fiutów, którzy mogliby głosować przeciwko własnym interesom". Według czołowych komentatorów największych włoskich gazet wulgaryzmem tym przywódca Forza Italia definitywnie przekreślił swoje szanse na zwycięstwo. Głównie z powodu nieokiełznanej werbalnej fantazji szefa rządu kampania wyborcza obfitowała w najróżniejsze epitety, jakimi obrzucali się Silvio Berlusconi i Romano Prodi, oraz wzajemne ostre złośliwości.

W przedwyborczych analizach podkreślano również, że  prawdopodobny zwycięzca wyborów i przyszły premier Prodi może mieć poważne kłopoty ze sformowaniem rządu spośród polityków, reprezentujących tak odmienne opcje. W trakcie kampanii ani on, ani nikt z jego bloku nie ujawnił nazwisk przyszłych kandydatów na  kluczowe rządowe stanowiska. Nie uczynił tego także premier Berlusconi, który raz w ostatnich tygodniach dał do zrozumienia, że liczy się z porażką i nawet w razie przegrania wyborów, nigdy nie wycofa się z polityki i nie powróci do biznesu. "Będę w  parlamencie nawet o kulach" - powiedział na kilka dni przed wyborami.

Kwietniowe głosowanie to dopiero początek wyborczego maratonu we  Włoszech. 28 maja odbędą się wybory samorządowe. Także w maju zostanie wybrany nowy prezydent Republiki na siedmioletnią kadencję. Jego wyboru dokona parlament wraz z dwudziestoma przewodniczącymi włoskich regionów.

Pierwszy dzień wyborów miał spokojny przebieg. Najpoważniejszym incydentem było obrzucenie w minioną noc trzema butelkami z benzyną lokalu wyborczego w jednej z miejscowości w rejonie Treviso. Uczynili to prawdopodobnie lokalni anarchiści.

Także w okolicach Treviso, w miasteczku Cornuda burmistrz nakazał zdjęcie krzyży we wszystkich lokalach wyborczych. Skargę na niego złożył miejscowy polityk Sojuszu Narodowego. W miastach Caserta i Pescara stwierdzono przypadki fotografowania kart wyborczych (jest to sposób udowodnienia bossom mafii, jak się głosowało), za co grozi kara od roku do czterech lat więzienia.

Sprawcą drobnego incydentu, odnotowanego przez włoskie agencje prasowe, był sam premier Berlusconi, który w punkcie wyborczym w  Mediolanie instruował swoją 95-letnią matkę, na kogo ma głosować. Oczywiście kazał jej postawić krzyżyk przy symbolu założonej przez niego partii Forza Italia. Zachowanie szefa rządu wywołało protest przedstawiciela lewicy, który przypomniał mu, że nie wolno nikomu sugerować, na kogo ma  głosować. "Nawet mamie ?" - zapytał Berlusconi.

W tym roku zanotowano trzy nowości w organizacji wyborów. Po pierwsze, wzięli w nim już udział w dniach poprzednich włoscy imigranci, mieszkający za granicą. W niektórych lokalach wyborczych eksperymentalnie wprowadzono system głosowania elektronicznego. Również po raz pierwszy na wybory przyjechali obserwatorzy OBWE, m.in. przedstawiciel Polski.

pap, ab