Przegląd prasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto nielegalnie wpłacał pieniądze na kampanię wyborczą Samoobrony, jak policjanci zdekonspirowali "Masę", czy były wiceszef MSW trafi do więzienia - o tym piszą dzisiejsze gazety.
Ze sprawozdania Samoobrony dla PKW wynika, że na tę partię nielegalnie wpłacono podczas kampanii wyborczej ponad 400 tys. zł. PKW do końca lipca zdecyduje, co z tym zrobi - pisze "Gazeta Wyborcza" w artykule "Samoobrona i jej kasa". - Audyty świadczą jednoznacznie: żadnych nadużyć w funkcjonowaniu partii i działalności funduszu wyborczego Samoobrony się nie dopatrzono. Oto opinia niezależnych biegłych - Lepper pokazał dokument w czwartek z trybuny sejmowej. A wcześniej, w środę, na konferencji prasowej odpierał zarzuty b. działaczy partii, że za miejsce na liście wyborczej Samoobrony trzeba zapłacić więcej, niż pozwala prawo. Ewa Sobińska z ABES Audyt, która na zlecenie PKW badała sprawozdanie Samoobrony: - Nie wiem, co pan Lepper mówił o naszym audycie. Ale są w nim informacje o zastrzeżeniach wobec finansów partii. I o zbyt dużych wpłatach, i o nieprawidłowym prowadzeniu księgowości. Z audytu wynika, że niezgodnie z prawem na fundusz wyborczy Samoobrony wpłynęło aż 409 tys. zł. Prawo zabrania, by na fundusz wyborczy partii wpłacały pieniądze firmy i osoby prawne. Osoby fizyczne nie mogą wpłacić więcej niż 21 tys. 225 zł. I tylko przelewem na konto. Ma to zapobiegać uzależnianiu partii od biznesu i pieniędzy niejasnego pochodzenia. Z audytu wynika tymczasem, że 65 tys. zł wpłaciły firmy (np. należąca do posłanki Samoobrony Zbyrowska Maria Ferma Indyków). Ponad 183 tys. zł to wpłaty gotówką, a nie przelewem na konto. W ten sposób płacili m.in. posłowie Józef Cepil (9 tys.) i Adam Ołdakowski (20 tys.). Ponad 160 tys. zł to suma wpłaconych nadwyżek. Najwięcej nadpłacili posłowie: Jerzy Zawisza (28 tys. 775 zł ponad limit) i Alina Gut (26 tys. 245 zł nadwyżki).

Funkcjonariusze z Koła w Wielkopolsce zdekonspirowali świadka koronnego Jarosława S. ps. Masa - pisze "Życie Warszawy" w artykule "Policjanci zdradzili świadka koronnego". Jarosław S. wraz z synem przyjechał do restauracji Fantazja w Kole w sobotę ok. godz. 18. Miał spotkać się w niej ze znajomym. W pewnym momencie mężczyzna o pseudonimie Kwiatek (jak się później okazało - syn lokalnego biznesmena, właściciela masarni) zaczął wygrażać koledze "Masy". - Wykręciłem 997 i poprosiłem policję o interwencję - relacjonuje świadek koronny, który pogrążył "Pruszków". - Zanim wsiedliśmy do samochodu, z piskiem opon podjechało auto, z którego wysiadło kilku mężczyzn z kijami bejsbolowymi. Zaatakowali znajomego, polała się krew. Niedługo potem na miejsce przyjechał radiowóz. Według "Masy" napastnicy, niektórzy jeszcze z kijami w rękach, ucięli sobie z funkcjonariuszami krótką pogawędkę. Potem na oczach bandytów policjanci wylegitymowali świadka koronnego, ujawniając jego tożsamość. Przestępcy dowiedzieli się, że napadli "Masę", bo przez sześć lat świadkowi koronnemu nie wyrobiono dokumentów na inne nazwisko. Najprawdopodobniej sami policjanci na miejscu nie mieli jeszcze świadomości, z kim mają do czynienia. Jarosława S., jego syna i znajomego przewieziono na komisariat. Spędzili tam blisko sześć godzin. Sprawa wyjaśniła się dopiero po kilku godzinach, gdy o zatrzymaniu "Masy" dowiedzieli się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i generał Adam Rapacki. Paweł Biedziak uspokaja, że życie koronnego nie było zagrożone. - Trzeba mu jednak zmienić dane, ponieważ teraz zbyt wiele osób dowiedziało się, gdzie można go znaleźć - dodaje.

Leszek Ciećwierz, były wiceszef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w ekipie SLD, odpowie za bezprawny zakup 2500 komputerów, na którym budżet stracił ponad 12 milionów złotych. Tak uznała prokuratura, która chce postawić Ciećwierzowi zarzut niegospodarności. Grozi mu nawet 10 lat więzienia - pisze "Rzeczpospolita" w artykule "Bezprawny zakup". Śledztwo to skutek ujawnienia przez dziennik, że MSWiA bezprawnie rozbudowuje system wydawania dowodów osobistych. Urzędnicy chcieli, żeby w dokumentach znalazły się dane biometryczne, m.in. wzór siatkówki oka. Powoływali się na dyrektywę unijną. Jak ustaliła "Rz", dyrektywa dotyczyła paszportów, ale nie dowodów. Mimo to MSWiA bez przetargu kupiło 2500 komputerów wyposażonych w karty dźwiękowe, ale bez czytników kart, których używają urzędnicy. Komputery dostarczyła firma, w której wcześniej pracował jeden z urzędników MSWiA odpowiedzialnych za kontrakt.

Białostocka prokuratura sprawdza, czy były minister kultury Waldemar Dąbrowski i jego zastępczyni Agnieszka Odorowicz nie przekroczyli uprawnień przy pracy nad ustawą o kinematografii - informuje "Rzeczpospolita" w tekście "Haracz czy wspieranie kultury". Chodzi o przekroczenie uprawnień w toku prac legislacyjnych poprzez składanie nieprawdziwych oświadczeń co do źródeł finansowania kinematografii w krajach UE i Szwajcarii, co skutkowało przyjęciem zapisu w ustawie o obciążeniu telewizji kablowych opłatami na rzecz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej". - Prawda okazała się inna. Nie ma takiego prawa, że telewizje kablowe w krajach europejskich mają obowiązek łożyć na kinematografię - twierdzi Krzysztof Stefaniak, rzecznik prasowy Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej. Za przekroczenie uprawnień urzędnikom grozi do 3 lat więzienia. Doniesienie do prokuratury złożyła Polska Izba Komunikacji Elektronicznej (zrzesza operatorów telewizji kablowych, Internetu i usług telefonicznych). Ustawa o kinematografii każe operatorom kablówek płacić 1,5 proc. od wpływów na rozwój polskiej kinematografii. Podobne opłaty nakłada na telewizję publiczną, stacje komercyjne, kina i dystrybutorów filmowych.

Prezes Najwyższej Izby Kontroli bije na głowę szefów potężnych resortów: ma aż 22 doradców. Wśród nich są osoby, które wcześniej podpadły i straciły stanowiska. Zarabiają bardzo dużo, ponad 10 tys. zł miesięcznie. Czym sobie zasłużyli na taką ciepłą posadkę? - pyta "Super Express" w tekście "NIK(t) ich nie kontroluje". - Funkcja doradcy nie powinna być przechowalnią dla "znajomych królika". A tak często jest - mówi pos. Julia Pitera (PO). Władysław Majka był dyrektorem generalnym Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. W UKIE panował bałagan. Zginęło kilka komputerów - ile, nie wiadomo, bo inspektorzy NIK nie mogli się doliczyć. Po kontroli NIK, Majka stracił posadę dyrektora generalnego UKIE. I trafił do... NIK: od 2002 roku jest doradcą prezesa Izby, Mirosława Sekuły. Doradza mu m.in. w sprawach organizacyjnych. Lech Bylicki - zanim został doradcą, był dyrektorem warszawskiej delegatury NIK. Stracił posadę, gdy wyszło na jaw, że w Izbie pracę dostała jego bliska rodzina: dwie córki, synowa, siostrzenica i szwagier córki. Ale na pocieszenie został doradcą prezesa. Doradza mu w sprawach rolnictwa.

"Puls Biznesu" dotarł do projektu zmian w ordynacji podatkowej dotyczących instytucji wiążących interpretacji podatkowych, przygotowanego przez Ministerstwo Finansów. Oznacza on diametralną zmianę, bo już nie - jak dotąd - 400 urzędów i prawie 4 tys. urzędników będzie wydawać wiążące interpretacje, lecz minister finansów. Za to - znacznie drożej, bo za cenę dziesięciokrotnie, lub nawet dwudziestokrotnie wyższą od obecnej (5 zł). Wprawdzie zmiana ma służyć ujednoliceniu interpretacji, ale eksperci czarno to widzą. W 2005 roku do urzędów skarbowych wpłynęło ponad 70 tys. wniosków. Armia urzędników wydała ponad 60 tys. interpretacji, cudem - jak pisze gazeta - w terminie, czyli przed upływem 3 miesięcy od złożenia wniosku. A wcale nie rzadko przygotowanie interpretacji jest tak żmudne, że trwa kilkanaście dni. - Obawiam się, że może dojść do gigantycznych problemów. Ministerstwo nie nadąży z wydawaniem interpretacji w ustawowym terminie, uważa prof. Witold Modzelewski, prezes Instytutu Studiów Podatkowych - czytamy w artykule "Minister bierze wszystko na siebie".

Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno

Przegląd prasy

Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/