Tony Blair popełnił ostatnio sporo błędów. Najważniejszym jednak było ogłoszenie, że wkrótce ustąpi. To spowodowało, że w partii rozpoczęło się dzielenie skóry. W ten sposób urzędujący premier nie dość, że sam walczył z atakami opozycji, to jeszcze musiał tłumić wybuchające co chwilę bunty. Być może nie jest przypadkiem, że do prasy co raz przeciekają informacje o niekompetencji urzędników i przekrętach finansowych. Gordon Brown, pierwszy do schedy po Blairze dobrze wie, że im wcześniej zacznie swoje premierostwo, tym dłużej ono będzie trwało. Miałby on dostatecznie sporo czasu, by przekonać Brytyjczyków, że Partia Pracy to nie tylko Tony Blair.
Po drugiej stronie barykady też nie próżnują. Konserwatyści robią wszystko, by zmienić swój wizerunek partii ludzi starych i majętnych. David Cameron jeździ do pracy na rowerze, na dachu swego domu zainstalował turbinę wietrzną i - co się przywódcy konserwatystów jeszcze nigdy nie zdarzyło - wziął urlop. Czy to przemówi do Brytyjczyków? Okaże się to już niedługo podczas wyborów lokalnych. To będzie główny test dla nowego przywództwa Konserwatystów. Jeśli Cameron zda ten egzamin, losy Blaira mogą być przesądzone. Wystraszona Partia Pracy rozszarpie swego przywódcę. I w konsekwencji na kilka lat pozbędzie się władzy
Grzegorz Sadowski