WROGIE PAŃSTWO OPIEKUŃCZE

WROGIE PAŃSTWO OPIEKUŃCZE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jesteśmy wrogami własnego państwa, uważając, że państwo jest naszym wrogiem. Nie chcemy być obywatelami państwa, które nie wywiązuje się ze swych konstytucyjnych obowiązków. Dlatego zrzekamy się polskiego obywatelstwa" - uznali Ewa i Dariusz T., mieszkańcy Wrocławia, oddając dowody osobiste w urzędzie wojewódzkim.

 

Małżeństwo T., mające sześcioro dzieci, żyło za 1000 zł miesięcznie, z czego połowę stanowiła pensja ojca rodziny, pracującego w fabryce zabawek, a połowę - zasiłek rodzinny. Gdy odmówiono im wypłaty zapomogi, uznali to za pogwałcenie ich konstytucyjnego prawa do... stanowienia wielodzietnej rodziny.
Jesteśmy wrogami własnego państwa, uważając, że państwo jest naszym wrogiem. Mamy wobec niego różne, często sprzeczne oczekiwania, a nawet nie wiemy, czym powinno być. Niezaradni uważają, że państwo za mało wydaje na cele socjalne - popierają ich w tych żądaniach SLD, UP, PSL, KPN i ROP. Przedsiębiorczy narzekają na zbyt wysokie podatki i przejadanie połowy produktu krajowego, zamiast inwestowania tych pieniędzy - to stanowisko przedsiębiorców, organizacji pracodawców, instytutów badania rynku, wspierane m.in. przez UW, PO, SKL, PPChD. Mieszkańcy wsi czują się oszukani, bo państwo za mało przeznacza na dopłaty do produkcji rolnej, na osłony celne, do paliwa, nawozów, kredytów rolnych, ubezpieczeń - mówią o tym bez przerwy Jarosław Kalinowski, prezes PSL, i Władysław Serafin, szef Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Mieszkańcy miast chcieliby, by państwo dopłacało im do czynszów, subwencjonowało energię, wodę, usługi komunalne, komunikację - to ich najczęstsze postulaty wobec samorządowców.
Zwolennicy modelu opiekuńczego czują się oszukani, gdy państwo nie gwarantuje im pracy i mieszkania, gdy ogranicza pomoc socjalną, a sympatycy modelu liberalnego nie akceptują państwowej własności, państwowego interwencjonizmu i drogiej pracy. Jedni nie lubią państwa za zbyt łagodne prawo, pobłażliwość wobec przestępców, za to, że nie czują się we własnym kraju bezpiecznie, inni uważają, że prawo jest w naszym państwie zbyt surowe, a państwo nadmiernie ingeruje w prywatne życie obywateli.
Nie szanujemy naszego państwa, bo uważamy, że za mało od niego otrzymujemy. Nie zadowala nas emerytura w wysokości dwóch trzecich płacy, choć nigdzie na świecie wskaźnik ten nie jest aż tak wysoki. Uważamy, że 1500 zł na pacjenta rocznie to o wiele za mało, chociaż na więcej nas nie stać przy obecnym PKB. Chcemy 35-godzinnego tygodnia pracy, mimo że wydajność jest u nas dziesięciokrotnie niższa niż w krajach rozwiniętych. Chcemy, by wydłużono urlopy macierzyńskie, choć już teraz należą do najdłuższych w Europie. Gdy państwo nie daje nam tego, czego chcemy, wypowiadamy mu posłuszeństwo. Marta i Henryk K. z Gliwic zrezygnowali z obywatelstwa, bo państwo nie zapewniło im mieszkania i pracy. "Zostaliśmy na Śląsku, choć mogliśmy wyjechać do Niemiec. A teraz polskie państwo odwdzięczyło się nam tym, że zostawiło nas na bruku i bez pomocy. Czy tak postępuje uczciwe państwo?" - pytali małżonkowie K. Państwo K. zdają się zapominać o jednym - naprawdę "uczciwe państwo" winno zapewniać obywatelom równość szans w społecznej rywalizacji o wysoki status materialny, ale nie może, a nawet nie powinno, gwarantować manny z nieba.
Roszczeniowa postawa ma swoje źródła w niby-opiekuńczej PRL. Samo to państwo było zresztą na niby: mieliśmy niby-suwerenność, niby-demokrację, niby-rząd, niby-parlament, niby-wybory, niby-rynek, niby-prawo i niby-sprawiedliwość. "Nie ma dobrego państwa opiekuńczego, gdyż z miejsca staje się ono wrogiem tych, którzy pod jego skrzydłami szukają opieki. Nie można w opiece państwa upatrywać pierwszej i ostatniej instancji prawa jednostek do egzystencji" - twierdzi prof. Wacław Wilczyński, który ukuł termin "wrogie państwo opiekuńcze".
Przed opiekuńczością władzy, która prowadzi wprost do despotyzmu, przestrzegał Alexis de Tocqueville w książce "O demokracji w Ameryce". Uważał, że władza otaczająca ludzi nieograniczoną opieką czyni wolę ludzką nieużyteczną i zamienia każdy wolny naród "w stado onieśmielonych i pracowitych zwierząt, których pasterzem jest rząd". Winston Churchill zauważał natomiast: "Każdy rząd, który jest dość silny, by dać ci wszystko, czego pragniesz, jest dość silny, by zabrać ci wszystko, co posiadasz".
- Oczekiwania wobec państwa opiekuńczego będą zawsze większe niż to, co może ono zaoferować, choćby wydatki na tzw. świadczenia społeczne stanowiły niemal 100 proc. jego budżetu - twierdzi tymczasem prof. Wilczyński. Istotnie, mimo że w latach 1990-1997 wzrosły one prawie o 50 proc., liczba niezadowolonych ze skali pomocy państwa - według sondażu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową - wzrosła o 30 proc. Niezadowolenie rolników z działań interwencyjnych państwa było największe wtedy, gdy gwarantowano im najwyższe ceny. Czy osoba wyciągająca do państwa rękę po dopłaty ma świadomość, że narzuca temu państwu rolę podatkowego rabusia?
Jedna trzecia Polaków sądzi, że płacenie podatków w pełnym wymiarze jest równoznaczne z niezaradnością - wynika z analiz Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Przeszło połowa płacących podatki ma "poczucie straty"; trzy czwarte z nich uważa, że podatek jest rodzajem haraczu ściąganego przez państwo. Trzeba go płacić, choć - niemal w powszechnym mniemaniu - nie ma się potem żadnego wpływu na sposób wydawania publicznych pieniędzy.
Tymczasem "ci, którzy płacą podatki, spodziewają się wpływu na politykę" - zauważa Samuel Huntington, amerykański politolog. Większość jednak szybko odkrywa, że takiego wpływu nie ma. Z badań Instytutu Spraw Publicznych wynika, że nasze państwo utożsamiane jest z wielkim odkurzaczem, wsysającym w postaci wysokich podatków pieniądze od podatników i "wypluwającym" je w niezrozumiałym systemie redystrybucji. Dlatego w praktyce jedynym chętnie płaconym dobrowolnym podatkiem są datki na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Płacimy na orkiestrę, bo wiemy, że nasze pieniądze będą wydane na konkretny, znany z góry cel.
Państwo podejrzewamy natomiast, że nie wydaje uczciwie naszych pieniędzy. A zatem, domniemywamy, jest słabe - jego służby nie działają efektywnie. Jest słabe również dlatego, że wykrywalność przestępstw spadła poniżej 50 proc., że rozrasta się szara strefa (sięga 30 proc. obrotu gospodarczego), że w ciągu roku pierze się w naszym kraju 5 mld zł, że rocznie przemycane są przez Polskę naroktyki warte ponad 20 mld zł, że na przemycie tracimy co roku 5 mld zł.
Słabe państwo to także korupcja, sięgająca szczytów władzy. Zaledwie co dwudziesty przypadek korupcji jest ujawniany, a tylko co setny osądzony. Cóż z tego, że pod zarzutem przyjęcia łapówki aresztowano niedawno Wacława Niewiarowskiego, ministra przemysłu i handlu w rządzie Hanny Suchockiej, skoro włos z głowy nie spadł co najmniej dziesięciu ministrom i wiceministrom oskarżanym w ostatnich latach o łapówkarstwo. Cóż z tego, że aresztowano kilku pracowników wymiaru sprawiedliwości, skoro podejrzanych o korupcję jest co najmniej dwudziestokrotnie więcej, a większość z nich nawet nie została zawieszona w obowiązkach.
Państwo nasze nie zapewnia nam też poczucia stabilizacji. Przede wszystkim wynika to z nieustannego modyfikowania prawa. Przeciętnie ustawa przyjmowana przez parlament obowiązuje bez zmian zaledwie pół roku. Przy tym najwięcej zmian wprowadza się w przepisach prawa gospodarczego. Ustawę o przedsiębiorczości zmieniano na przykład ponad 70 razy. Ledwie trzy lata temu weszły w życie nowe kodeksy karne, a już przygotowano do nich kilkaset poprawek.
Nie lubimy i nie szanujemy naszego państwa, gdyż uważamy je za twór narzucony, będący przedmiotem politycznych targów. Narzucony został nam tak zwany realny socjalizm, degenerujący, oduczający myślenia i postaw obywatelskich, kiedy to państwo zawłaszczyła monopartia. Po 1989 r., zwłaszcza w okresie rządów SLD-PSL, uczyniono wiele, żeby państwo zostało uznane w powszechnej świadomości za łup, który dzielą między siebie kolejni zwycięzcy. Elity władzy, niezależnie od opcji politycznej, postrzegane są często jako uprzywilejowana firma, która ma największe szanse na rynkowy sukces.
Reformy gospodarcze Leszka Balcerowicza są na tym tle jedynym trwałym osiągnięciem, wzbudzającym dumę z dokonań naszego państwa. Tym bardziej cennym, że reformy te przyszło przeprowadzać w kraju zacofanym, znacznie gorzej rozwiniętym niż Czechy czy Węgry. Powodem do dumy może być to, że po kilku latach prześcignęliśmy kraje, do których tyle traciliśmy. Powszechna w praktyce wymienialność złotego, jego siła wobec walut krajów sąsiednich - to powody do autentycznej narodowej chluby. Duma z państwa byłaby jeszcze większa, gdyby za silną złotówką szła ekspansja naszych marek eksportowych, tworzenie nowoczesnej infrastruktury.
- Obywatele ufają tylko takiemu państwu, którego działania mogą przewidywać w długiej perspektywie, które ich nie zaskakuje, arbitralnie zmieniając reguły gry. Dotyczy to szczególnie działań, w których ujawnia się władza państwa poparta przymusem - tłumaczy prof. Wiktor Osiatyński, prawnik konstytucjonalista. Nie musimy odkrywać Ameryki, bowiem państwa cieszące się szacunkiem obywateli funkcjonują wokół nas. Amerykanin jest pewien, że przed sądem sprawiedliwości stanie się zadość, Polak nie ufa wymiarowi sprawiedliwości. Amerykanie, mieszanina nacji i kultur, identyfikują się ze swoim państwem na każdym kroku: gdy zaczynają zajęcia w przedszkolu czy szkole od odśpiewania hymnu i wciągnięcia flagi, gdy narodowy sztandar wywieszają w biurach, przed domami i siedzibami firm. Widać tu wyraźnie, jak w państwie wielonarodowym liczą się przede wszystkim więzi społeczne. Tymczasem w Polsce dominują jeszcze więzi, rzec by można, plemienne.
Bo czyż w istocie nie jest tak, że III RP przypomina bardziej plemienną wspólnotę niż nowoczesne państwo? "Dobrego państwa nie można skonstruować, jak się konstruuje samolot. Dobre państwo to nie projekt szaleńca - jak III Rzesza Hitlera - czy ideologa - jak Sowiety Lenina. Dobre państwo jest rezultatem wspólnego działania prawa, rynku i jednostek. W jakimś sensie na takie państwo trzeba więc sobie zasłużyć, a przynajmniej zapracować" - napisał Arnold Toynbee, brytyjski historyk.

Więcej możesz przeczytać w 6/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.