Wersja dymisji wicepremier Zyty Gilowskiej jest jednak bardzo płytka i naiwna. Nie informując komu i czym się naraziła, najwyraźniej postanowiono strącić ją z dachu najwyższego wieżowca w mieście tak, żeby się już więcej nie podniosła. Wszystko na ten temat wie podobno jej teczka z archiwum bezpieki. Niestety, obywatelka RP Zyta Gilowska, jako najbardziej zainteresowana jej zawartością, nie ma do niej dostępu. Co jest w esbeckiej teczce, dowie się tylko w sądzie lustracyjnym. Szkopuł w tym, że sąd już jej nie zlustruje, bo została zdymisjonowana i jako osoba prywatna nie podlega lustracji.
Jedynymi osobami, które w całej tej ponurej i mocno wstydliwej dla organów państwa sprawie wykazują się poczuciem humoru (czy raczej cynizmu?), są: premier Kazimierz Marcinkiewicz i prezes PiS Jarosław Kaczyński. Obydwaj zapowiedzieli, że jak się wszystko wyjaśni i okaże się, że Zyta Gilowska nie jest kłamcą lustracyjnym, to może wrócić na stanowisko ministra finansów. Panowie! Żeby się wyjaśniło nie trzeba było dymisjonować Gilowskiej!
Krzysztof Grzegrzółka