Epidemia strachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ludzki odpowiednik choroby szalonych krów może się stać plagą przełomu milenium. Każdy wiek miał swoją zarazę. W XII stuleciu była ospa, w XIII - trąd, w XIV - dżuma, w XV - syfilis, w XVI - dyzenteria, w XVII - gruźlica, a w XVIII - tyfus. Wiek XIX upłynął pod znakiem epidemii cholery, która pochłonęła 40 mln ofiar. W wielkiej epidemii grypy w 1919 r. życie straciło 20 mln ludzi. Wszystkie poprzednie epidemie przyćmiło AIDS - 100 mln zarażonych. Jakie miejsce w tym "rankingu" zajmie XXI wiek? Czy choroba Creutzfeldta i Jakoba po raz kolejny zdziesiątkuje Europę?
 

Każdy wiek miał swoją zarazę. W XII stuleciu była ospa, w XIII - trąd, w XIV - dżuma, w XV - syfilis, w XVI - dyzenteria, w XVII - gruźlica, a w XVIII - tyfus. Wiek XIX upłynął pod znakiem epidemii cholery, która pochłonęła 40 mln ofiar. W wielkiej epidemii grypy w 1919 r. życie straciło 20 mln ludzi. Wszystkie poprzednie epidemie przyćmiło AIDS - 100 mln zarażonych. Jakie miejsce w tym "rankingu" zajmie XXI wiek? Czy choroba Creutzfeldta i Jakoba po raz kolejny zdziesiątkuje Europę?

Ospa, grypa, gruźlica, dżuma, odra i cholera - najwięksi zabójcy ludzkości - przeszły na człowieka z udomowionych zwierząt. Choroby zakaźne stały się ważnym czynnikiem kształtującym historię" - stwierdził niedawno na naszych łamach Jared Diamond, amerykański fizjolog i ekolog ("Geografia cywilizacji", nr 3). Czy kolejną chorobą, która radykalnie odmieni nasz świat, będzie BSE, choroba szalonych krów? Czy spełnią się katastroficzne prognozy Stephena Dellera, mikrobiologa z Burnley Hospital w północnej Anglii, głoszącego, że wkrótce czeka nas tragedia na miarę AIDS? Liczba Brytyjczyków zarażonych chorobą Creutzfeldta i Jakoba, pochodną od BSE, może przekraczać 2 mln - ostrzega Deller. To samo stanie się w części kontynentalnej Europy, dokąd choroba zaczyna docierać, a obrona przed nią (blokowanie granic) jest mało skuteczna. Symulacje komputerowe przeprowadzone przez tygodnik "Nature" wskazują, że nawet przy najbardziej pesymistycznych założeniach liczba ofiar nie powinna być większa niż 140 tys. Naukowcy dalecy są jednak od uspokajania opinii publicznej. Choroba niespodziewanie może przybrać groźniejszą, nie znaną dotychczas postać, a jej konsekwencje ekonomiczne mogą się okazać druzgocące dla systemów gospodarczych Europy. Jak pokazuje historia plag, panika wywołana zarazą może być nie mniej groźna niż sama epidemia.

Oczekiwanie
Europę Zachodnią ogarnia panika. Sytuacja przypomina tę sprzed pięciu lat na Wyspach Brytyjskich. Spośród państw należących do unii spokojniej jest tylko w Szwecji, Finlandii i Austrii - krajach, które jako ostatnie przystąpiły do wspólnego rynku i są na razie wolne od BSE. Od października 2000 r. spożycie wołowiny w Niemczech spadło o 50 proc. Podobnie jest w Hiszpanii, Włoszech, Grecji i Francji, gdzie spadek konsumpcji szacuje się na ponad 40 proc. W Wielkiej Brytanii po informacjach naukowców, że co roku na nową odmianę choroby Creutzfeldta i Jakoba może zapadać 5-200 tys. osób, wycofano wołowinę ze stołówek w 10 tys. szkół, a sprzedaż tego mięsa gwałtownie zmalała. Ceny wołowiny w całej UE spadły o 27 proc., co w praktyce oznacza załamanie rynku.
W Polsce, mimo zmniejszenia się sprzedaży wołowiny w supermarketach, panuje jeszcze względny spokój. Ludzie szukają przede wszystkim rzeczowych informacji. W bydgoskim sanepidzie telefon dzwoni przez cały czas. - Otrzymujemy mnóstwo pytań od pełnych obaw klientów. Chcą wiedzieć, czy kupiony produkt jest bezpieczny, albo informują, że w sklepach znajdują się wyroby z żelatyną wołową - mówi Danuta Lange, kierownik nadzoru Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Na razie ludziom wystarczają zapewnienia, że sklep sprzedaje jedynie mięso pochodzące z rodzimych hodowli. A u nas podobno "nie ma BSE". Jak dowodzi jednak przykład niemiecki, jest to "cisza przed burzą". Sytuacja zmieni się radykalnie wraz z potwierdzeniem wiadomości o pierwszej polskiej zarażonej krowie.
Zachodnie media co chwila donoszą o kolejnych prawdziwych i rzekomych ofiarach. W Niemczech wszystkie podejrzane przypadki zachorowań od razu kierowane są do w centrum badań nad chorobami prionowymi w Getyndze. Średnio 250 razy w roku do centrum trafiają wycinki tkanki mózgowej i próbki krwi pobrane od chorych na różne zaburzenia prionowe. W 100 wypadkach stwierdza się znaną od lat chorobę CJD. Wcześniej jednak nie była ona nigdy skutkiem zakażenia odzwierzęcego. Przerażenie wzbudzają informacje o chorych. Tak było w wypadku młodej Angielki Alison Williams, której historia - przekazana przez BBC - wstrząsnęła opinią publiczną. Podobnie przejmujący był nadany przez szósty program telewizji francuskiej reportaż o jednej z trzech francuskich ofiar nowego wariantu choroby CJD - 19-letnim Arnaudzie Eboli. Wstrząśnięci telewidzowie mogli zobaczyć, jak leży wychudzony w łóżku, z zupełnie nieobecnym spojrzeniem, skurczonymi wskutek tzw. hipertonii kończynami i z sondą gastryczną wprowadzoną przez nos. Jego rodzice żalili się, że doradzano im, by nie nagłaśniali swojej tragedii, żeby "nie straszyć innych ludzi".

Dezorientacja
Panikę wzmaga bezsilność naukowców, którzy tak naprawdę sami niewiele mogą jeszcze powiedzieć o nowej chorobie. Nie wiadomo na przykład, jaka ilość skażonego mięsa wystarczy do zarażenia. Stwierdzono, że krowa umrze na BSE, jeśli zje choćby 0,1 grama tkanki mózgowej zawartej w mączce. Ta miniaturowa porcja zawiera ponad 100 mln prionów. Stąd wniosek, że w ubojniach nawet maszyny mogą być skażone BSE. Na tarczy krajalnicy, którą krojono chore mięso, znajdują się miliony śmiercionośnych prionów. W ten sposób może dojść do skażenia mięsa zdrowej krowy. A co z człowiekiem? Niemieckie Ministerstwo Pracy uznało to zagrożenie za realne i w piśmie rozesłanym w styczniu do wszystkich producentów mięsa zaleciło, aby rzeźnicy używali odzieży ochronnej, rękawic i masek na twarz. Zachodnioeuropejskie rzeźnie ze wszystkimi systemami zabezpieczeń bardziej przypominają dziś sterylne laboratoria nuklearne niż zakłady produkujące kiełbasę.
Nie wiadomo, czy do zakażenia wystarczy tylko jeden posiłek zawierający skażone mięso, czy konieczny jest regularny kontakt z prionami. Jeśli jednak ktoś już się zaraził, wyeliminowanie mięsa z jadłospisu na nic się nie zda. Potwierdza to przykład Clare Tomkins, która w 1998 r. zmarła na CJD, mimo iż była zdeklarowaną wegetarianką. Od 1985 r., jeszcze przed odkryciem pierwszego wypadku BSE u krów, nie zjadła ani kawałka mięsa. Naukowcy szacują, że przed 1985 r. do sklepów trafiło mięso 50 tys. krów chorych na BSE.
Nie znamy okresu inkubacji choroby. Wiemy tylko, że najkrótszy trwał 13 lat, a najdłuższy - 40. Nie wiadomo również do końca, co naprawdę zaraża. Na razie uważa się, że najbezpieczniejsze jest jedzenie drobiu. Jednak i ten pewnik może wkrótce upaść. Tak jak nieprawdziwe okazało się przekonanie, że choroba występuje jedynie u bydła starszego niż 30 miesięcy. Ostatnio w Niemczech wykryto bowiem BSE u zwierząt młodszych (28 miesięcy).
Za szczególnie niebezpieczną uchodzi żelatyna. Teoretycznie - jak stwierdził prof. Paweł Liberski z Zakładu Biologii Molekularnej Akademii Medycznej w Łodzi - jednym gramem przerobionego na żelatynę chorego mózgu można by zarazić 10 mln (!) osób. Zbigniew Hałat, prezes Medycznego Centrum Konsumenta, były główny inspektor sanitarny, zaleca rezygnację ze wszystkich produktów mielonych - pasztetów i rozmaitych farszy. Jego zdaniem, bezpieczniejsze jest zjedzenie polędwicy wołowej niż jakichkolwiek mięsnych krokietów. Potencjalne niebezpieczeństwo czai się również w kosmetykach, zwłaszcza opóźniających efekty starzenia (na przykład w kremach przeciwzmarszczkowych), które zawierają ekstrakty z centralnego układu nerwowego przeżuwaczy, a także w wytwarzanym ze skór wołowych kolagenie.
Nadal nie ma testu pozwalającego wcześnie wykrywać zarażenie CJD. Dzięki niemu można by zmniejszyć niebezpieczeństwo przenoszenia choroby z człowieka na człowieka, na przykład poprzez transfuzje krwi, ale też poprzez instrumenty chirurgiczne. Wywołujące CJD priony doskonale znoszą tradycyjne metody dezynfekcji. Berliński Instytut Roberta Kocha zaleca wyrzucanie instrumentów chirurgicznych po każdym zabiegu u osoby cierpiącej na choroby prionowe. Cóż z tego, skoro bez testu nie wiadomo, kto jest nosicielem choroby.

Kto za to zapłaci?
"Skutki finansowe epidemii szalonych krów mogą wielokrotnie przewyższyć dotychczasowe prognozy i spowodować ograniczenie pomocy Unii Europejskiej w innych dziedzinach" - ostrzega Franz Fischler, komisarz ds. rolnictwa UE. Tych słów nie można lekceważyć. Specjaliści z UE w ostrożnych szacunkach oceniają, że tylko w 2001 r. zwalczanie epidemii pochłonie 6,5 mld euro. Kwota ta nie uwzględnia strat firm farmaceutycznych, spożywczych, kosmetycznych, obuwniczych czy przemysłu skórzanego, a wszędzie tam wykorzystuje się żelatynę wołową i skóry. Tymczasem na pokrycie kosztów kryzysu Komisja Europejska zarezerwowała w budżecie UE jedynie 1,2 mld euro. Czy w tej sytuacji nie zdecyduje się na ograniczanie pomocy dla krajów kandydujących do unii?
W Unii Europejskiej jest 80 mln krów. Jeśli będzie trzeba zlikwidować tylko 20 proc., na samą utylizację i odszkodowania trzeba będzie wydać około 16 mld euro. Taka sama operacja przeprowadzona w całej Europie (uwzględniając niższe ceny w Europie Środkowej i Wschodniej) kosztowałaby już 35 mld euro.

Jakoś to będzie
Wśród polskich urzędników zapanował zadziwiający optymizm, a jedynym zmartwieniem polityków wydaje się to, czy unia zakwalifikuje Polskę jako kraj wysokiego czy mniejszego ryzyka wystąpienia BSE. W chórze optymistów słychać głosy, że na szalonych krowach Polska może jeszcze zarobić. Tymczasem można mieć niemal stuprocentową pewność, że w kraju są już zarażone zwierzęta. Rząd jest jednak głuchy na ten argument, a w przyszłorocznym budżecie na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt przeznaczono zaledwie 64 mln zł. To kwota wystarczająca jedynie przy optymistycznym założeniu, że nie wykryjemy żadnego wypadku BSE, a rutynowe badania będą dotyczyć wyłącznie importowanych zwierząt padłych i przeznaczonych do uboju oraz wybiórczo 3 proc. polskich krów powyżej trzydziestego miesiąca życia (na te badania przewidziano 9 mln zł). Wykrycie pierwszej chorej krowy podwyższy koszty obsługi weterynaryjnej przynajmniej do 170 mln zł. - W wypadku stwierdzenia BSE sama utylizacja odpadów wysokiego ryzyka pochłonie 150 mln zł rocznie. Do tego należy doliczyć koszty likwidacji krów, odszkodowań (według wartości rynkowej) i zmiany sposobów monitorowania - uważa dr Zbigniew Konecki z Urzędu Głównego Lekarza Weterynarii. Pierwsze objawy paniki można u nas zauważyć w przemyśle farmaceutycznym, spożywczym i kosmetycznym. Wywołała ją decyzja o zakazie importu żelatyny wołowej i wołowo-wieprzowej, które są składnikiem wielu leków, szczepionek, galaretek, jogurtów, konserw mięsnych, żelków, nadzienia owocowego do ciastek i czekolady, a nawet kremów. Jedna rodzima fabryka żelatyny nie jest w stanie zaspokoić potrzeb całego rynku. Najtrudniej wygląda sytuacja zakładów farmaceutycznych - zmiana żelatyny wołowej na inny składnik wymagać będzie ponownej rejestracji leku, czyli bardzo drogich i czasochłonnych badań.

Grzech zaniechania
Choroba Creutzfeldta i Jakoba to bomba z opóźnionym zapłonem. Do jej rozprzestrzenienia przyczyniła się głównie krótkowzroczność polityków Unii Europejskiej, dla których ważniejsza od rzetelnego przeciwdziałania epidemii była ochrona interesów brytyjskich rolników i lobby zakładów mięsnych. W rezultacie dziś umierają na tę chorobę dziesiątki ludzi, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy za kilka lat nie będą to tysiące. Wówczas rodziny umierających mogą zażądać rozliczenia polityków, którzy swymi decyzjami doprowadzili do wybuchu epidemii. W konsekwencji można się spodziewać nie tylko licznych procesów z powództwa cywilnego, ale i kryzysu na europejskiej scenie politycznej. W 1993 r. Francją i Niemcami wstrząsnęło ujawnienie kulis afery związanej z przetoczeniem kilku tysiącom chorych na hemofilię krwi zakażonej wirusem HIV. Odpowiedzialnymi za niedopuszczenie na francuski rynek amerykańskich testów na obecność wirusa HIV we krwi, a więc pośrednio za śmierć ponad 400 osób, okazali się ówczesny socjalistyczny premier Laurent Fabius oraz ministrowie spraw socjalnych i zdrowia: Georgine Dufiox i Edmond Herve. Z kolei Horstowi Seehoferowi, federalnemu ministrowi zdrowia RFN, zarzucono w 1993 r., że w wyniku zaniechania doprowadził do zarażenia wirusem HIV 1835 pacjentów (ponad 400 zmarło), którym podano zakażone preparaty z krwi i zamrożonej plazmy. Dla całej czwórki oznaczało to koniec kariery politycznej. A kto zapłaci za BSE?

Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.