Fabryka ułaskawień

Fabryka ułaskawień

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lech Wałęsa podpisał 3680 aktów łaski, a Aleksander Kwaśniewski - 3252. Jesteś skazany za zabójstwo, siedzisz w więzieniu, masz ochotę je opuścić i nie wiesz, jak to uczynić? Wcale nie musisz podejmować próby ucieczki, wystarczy, że zwrócisz się z prośbą o ułaskawienie do prezydenta RP! Jesteś gwałcicielem, odsiadujesz kilkuletni wyrok, a masz ochotę zaszaleć na wolności?
 
Napisz list do prezydenta! Jesteś gangsterem, któremu prokuratura udowodniła ciężkie przewinienia, a chciałbyś wrócić do prowadzenia dawnych interesów? Zwróć się do prezydenta! Z wyliczeń "Wprost" wynika, że za prezydentury Lecha Wałęsy oraz podczas pierwszej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego zaledwie 20 proc. kierowanych do głowy państwa próśb o ułaskawienie załatwiano odmownie!
"Ułaskawienie jest ważną konstytucyjną kompetencją prezydenta. Zgodnie z tą kompetencją prezydent nie musi się tłumaczyć, kogo ułaskawia i dlaczego" - stwierdził publicznie Ryszard Kalisz, do niedawna prezydencki prawnik. Czy jednak rzeczywiście opinia publiczna nie powinna wiedzieć, dlaczego w latach 1996--2000 (w czasie pierwszej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego) prezydent ułaskawił - jak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości - 26 zabójców, 12 gwałcicieli, 179 sprawców rozbojów, 15 łapówkarzy, 698 złodziei i 197 osób znęcających się nad rodziną.
Jak traktować ułaskawienie przez Lecha Wałęsę Andrzeja Zielińskiego, pseudonim Słowik, jednego z bossów Pruszkowa, oraz członków tego gangu: Zbigniewa K. (Alego) i Janusza S. (Dzika), a także "króla kasiarzy" Jerzego M. i "króla włamywaczy" Jerzego N.? Jak to możliwe, że mimo negatywnych opinii prokuratury i nagłośnienia sprawy w mediach, w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego nie wstrzymano procedury ułaskawienia Mirosława Stajszczaka, skazanego na trzy i pół roku pozbawienia wolności za skorumpowanie oficera UOP i wydobycie od niego tajnego dokumentu. Stajszczak jest też zamieszany w kilka wielkich afer gospodarczych (dwie z nich skończyły się wniesieniem aktu oskarżenia, lecz wciąż odwlekane są procesy).


Droga na wolność, czyli co może urzędnik
Aleksander Kwaśniewski podczas pierwszych pięciu lat prezydentury obdarował wolnością łącznie 3252 skazańców, co oznacza, że codziennie w tym okresie (wliczając święta, dni wolne od pracy) mniej więcej dwukrotnie podpisywał akt łaski. Gwoli sprawiedliwości dodać trzeba, że Lech Wałęsa był jeszcze bardziej miłosierny - ułaskawił 3680 osób, w tym wielu sprawców najcięższych przestępstw (w momencie zamykania numeru nieznane były jeszcze szczegółowe dane na ten temat). Znaczyłoby to, że dwaj prezydenci nie robili nic innego, tylko w godzinach urzędowania wertowali akta tysięcy więźniów? To oczywiście naiwne pytanie. Droga na wolność dla wielu osądzonych i skazanych wcześniej bandytów wiedzie przez biurka prezydenckich urzędników, i to niekoniecznie najwyższego szczebla.
Wniosek najczęściej trafiał do dyrektora gabinetu lub szefa kancelarii, a ci przekazywali go do biura prawnego, które kierowało zapytania do sądów. Gdy biuro przygotowało własną decyzję na temat wniosku, podpisywał go szef biura, prawnik prezydenta lub jego zastępca. Taki wniosek szef kancelarii zanosił prezydentowi do podpisu. Istniała także inna droga: wysoki urzędnik kancelarii mógł zlecić przygotowanie opinii pracownikowi biura prawnego (nawet bez wiedzy jego szefa) i z tą opinią pójść do prezydenta. Gdyby przygotowana normalnym trybem opinia była negatywna, a ktoś chciałby mimo to przeforsować ułaskawienie, musiałby się porozumieć z szefem kancelarii i prezydenckim prawnikiem lub jego zastępcą.

Ułaskawienie Słowika
Andrzej Zieliński (Słowik), zaczynający jako fryzjer w Stargardzie Szczecińskim, nie był pospolitym przestępcą, gdy obdarowano go aktem łaski. - Twierdzę, że w 1993 r. Słowika trudno było nazwać drobnym złodziejaszkiem. Był to człowiek związany ze strukturami warszawskiej zorganizowanej przestępczości - mówi Paweł Biedziak, rzecznik prasowy komendanta głównego policji. 22 września 1992 r. Słowik został zatrzymany - wraz z dziewięcioma innymi osobami, w tym Henrykiem N., pseudonim Dziad, szefem Wołomina, oraz Markiem K., pseudonim Oczko, liderem gangu z Pomorza - gdy konwojował tira wypełnionego spirytusem z przemytu. Andrzej Zieliński posługiwał się wówczas fałszywymi dokumentami na nazwisko Marek Stępniewski. Na krótko Słowik trafił wówczas do aresztu. Mimo poważnych zarzutów (przemyt, nielegalne posiadanie broni i fałszywych dokumentów), zaledwie po trzech tygodniach wyszedł na wolność. 16 października 1992 r. prokurator Włodzimierz Cacko podpisał decyzję o uchyleniu wobec niego aresztu tymczasowego (sygnatura sprawy - V DS 250/92). Według ustaleń policji, grupa pruszkowska przeznaczyła na uwolnienie Słowika 300 mln starych złotych. Słowik miał się stawiać na policji, lecz wkrótce zniknął i zaczął się ukrywać. "Odwieszono" mu więc poprzednie wyroki.
Zaprzyjaźniony z Pruszkowem prawnik podpowiedział wówczas gangsterowi rozwiązanie z ułaskawieniem. Dojścia do prokuratury i wymiaru sprawiedliwości załatwił ówczesny poseł Tadeusz K. z Radomia (trafił on nawet do Politycznego Komitetu Doradczego przy Ministrze Spraw Wewnętrznych i miał dostęp do najściślejszych tajemnic państwa), powiązany nie tylko z gangiem pruszkowskim, ale także z grupami z Trójmiasta i Radomia. Z księgi interesantów w Kancelarii Prezydenta RP jasno wynika, że w latach 1992--1993 poseł K. był tam częstym gościem. Jak się dowiedzieliśmy, Jarosław S., pseudonim Masa, świadek koronny w sprawie gangu pruszkowskiego, zeznał niedawno, że na początku 1993 r. poseł K. skontaktował gangsterów ze znanym warszawskim adwokatem, a ten obiecał załatwić sprawę ułaskawienia Słowika. Wziął za to 50 tys. USD. Adwokat twierdził, że pozostałe 100 tys. USD, przekazane mu przez Pruszków zapłacił urzędnikowi kancelarii Lecha Wałęsy. Jarosław S. utrzymuje, że nie był to urzędnik wysokiego szczebla i że pochodził z wybrzeża. W staraniach o ułaskawienie Słowika urzędnika tego poparł jeden z wpływowych pracowników Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który za pomoc zainkasował 40 tys. USD. Nasze informacje nie zgadzają się z ostatnimi rewelacjami "Trybuny", twierdzącej, że Masa obciążył wysokich urzędników kancelarii prezydenta Wałęsy. Stanisław Iwanicki, w 1993 r. zastępca prokuratora generalnego, wydał negatywną opinię o ułaskawieniu Słowika.
- W swoim wniosku Andrzej Banasiak (takie nosił wówczas nazwisko) pisał, że ma kłopoty zdrowotne, rodzinne i - co było wtedy "mocnym" hasłem - chce wziąć sprawy w swoje ręce. Nie było to w żaden sposób uwiarygodnione, a poza tym kiedy składał wniosek, był "na ucieczce", więc nie można było wydać innej decyzji niż odmowna - opowiada Iwanicki.

Akt miłosierdzia czy podważanie zasad państwa prawa?
Skoro w jednej sprawie możliwe było "kupienie" ułaskawienia, zapewne było to możliwe także w wielu innych wypadkach. Masa twierdzi, że pośrednictwem w załatwianiu takich spraw zajmowały się dwie warszawskie kancelarie prawnicze. Za umożliwienie kontaktu z urzędnikami Kancelarii Prezydenta brano przeważnie 50 tys. USD. Ani prezydent, ani szefowie jego kancelarii nie byli i nie są w stanie dokładnie przeanalizować wszystkich wniosków o ułaskawienie, tym bardziej że napływa ich około czterech tysięcy rocznie. W praktyce wystarczało więc skorumpować jednego urzędnika kancelarii, by wniosek miał duże szanse na pozytywne rozpatrzenie - nawet po negatywnej opinii sądu i prokuratora genaralnego. Łagodzenie bądź anulowanie wyroków niezawisłych sądów na podstawie niejasnych kryteriów i nie do końca dających się kontrolować procedur jest sprzeczne z zasadą demokratycznego państwa prawa. Prezydent może wszak wydawać decyzje w sprawie ułaskawienia wbrew opiniom sądów i prokuratury. Jeśli o ułaskawienie wystąpi z urzędu prokurator generalny, można nawet zrezygnować z opinii sądów. Głowa państwa nie musi też podawać powodów, na podstawie których skorzystała z przysługującego jej prawa.

Rada ułaskawień, czyli społeczna kontrola?
- Wprowadzenie ustawowego ograniczenia prawa prezydenta do ułaskawienia byłoby naruszeniem konstytucji. Można oczywiście zmienić konstytucję, ale wydaje mi się, że instytucja ułaskawienia jest potrzebna - mówi prof. Stanisław Waltoś, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zwolennikiem pozostawienia instytucji ułaskawienia w obecnej postaci jest również prof. Andrzej Murzynowski z Uniwersytetu Warszawskiego, autor jedynej w Polsce książki poświęconej tej problematyce. - Należałoby może tylko poprawić praktykę stosowania łaski. Prezydent każdorazowo powinien na przykład zapoznawać się z opiniami sądów - uważa prof. Murzynowski. Ale przecież w praktyce jest to niewykonalne.
Prawnicy są również niechętni powołaniu instytucji kontrolujących bądź konsultujących decyzje prezydenta, na przykład specjalnej rady ułaskawień, złożonej z wybitnych prawników bądź przedstawicieli różnych opcji politycznych. Nie jest to wprawdzie rozwiązanie stosowane na świecie, ale taka rada mogłaby pełnić wyłącznie funkcje opiniujące. - Organizacja zaplecza przygotowującego listę osób godnych ułaskawienia należy do prezydenta. On składa podpis i on ponosi za swoje decyzje polityczną odpowiedzialność. Powołanie komisji czy rady, która kontrolowałaby w tej sprawie prezydenta, zaprzeczałoby uprawnieniom głowy państwa. Efektem byłoby rozmycie odpowiedzialności za konkretne decyzje - przekonuje prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Czy jesteśmy więc skazani na obecny system ułaskawień i na kolejne rewelacje o kulisach niektórych z nich?

Jawna zbrodnia - anonimowi zbrodniarze
Co zrobić, aby w przyszłości uniknąć sytuacji, gdy z dobrodziejstwa ułaskawienia korzystają groźni gangsterzy lub pospolici bandyci? "Jest rzeczą wysoce pożądaną, aby opinia publiczna znała zasady, jakimi kieruje się Pan Prezydent, stosując prawo łaski. Byłoby zatem właściwe, aby społeczeństwo było systematycznie informowane o liczbie ułaskawionych, przestępstwach, za które zostali skazani, oraz powodach ułaskawienia" - zaproponował Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności, w liście otwartym do Aleksandra Kwaśniewskiego. Znamienne przy tym, że pełna lista ułaskawionych nie trafia nawet do Ministerstwa Sprawiedliwości. - Uważam, że prezydent nie powinien tłumaczyć powodów ułaskawienia, ale powinien informować, kto dostąpił łaski - komentuje prof. Marian Filar. Skoro prawomocny wyrok podawany jest do publicznej wiadomości, dlaczego tajna miałaby być informacja o ułaskawieniu, jak jest obecnie? - Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Byłaby to niepotrzebna szykana, na wzór publikowania w "Monitorze Polskim" nazwisk osób, które przyznały się do współpracy z SB - mówi prof. Andrzej Murzynowski. Uwzględniając te argumenty, Jerzy Wierchowicz proponuje, aby umieszczać na przykład w "Monitorze Polskim" inicjały osób, które dostąpiły prawa łaski (wraz z uzasadnieniem). Umożliwiałoby to kontrolę procedury ułaskawień bez ujawniania nazwisk.

Prawo do łaski, czyli taryfa ulgowa
Kontrowersyjne decyzje o ułaskawieniu nie są tylko polskim problemem. Prezydent USA Gerald Ford skorzystał z prawa łaski wobec swojego poprzednika Richarda Nixona, który ustąpił z urzędu w związku z aferą Watergate. Na Nixonie ciążyło oskarżenie o ukrywanie i fałszowanie dowodów. Prezydent George Bush, tuż po porażce w walce z Billem Clintonem, a przed ustąpieniem z urzędu, ułaskawił sześciu wyższych urzędników administracji swojego poprzednika Ronalda Reagana, zamieszanych w aferę Iran-Contras. Clinton w ostatnich godzinach urzędowania w Białym Domu ułaskawił 177 osób, w tym biznesmena aferzystę Marca Richa. Aż 12,8 tys. osób ułaskawił w ubiegłym roku prezydent Rosji Władimir Putin, w tym około trzydziestu członków różnych podmoskiewskich organizacji mafijnych. Poprzednik Putina, Borys Jelcyn, ułaskawił w ostatnim roku swojej prezydentury o tysiąc osób mniej, w tym ponad pięćdziesięciu wysokich urzędników państwowych i przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości skazanych za korupcję.
Prawo do łaski przysługujące monarchom albo prezydentom jest stosowane we wszystkich demokratycznych krajach świata. Wyjątkiem jest Szwajcaria, gdzie prerogatywa ta przysługuje Zgromadzeniu Federalnemu. W niektórych państwach z prawa do ułaskawienia mogą korzystać gubernatorzy (na przykład w Stanach Zjednoczonych) albo ministrowie sprawiedliwości. W Niemczech prezydent może przekazywać to prawo premierom landów, ministrom finansów, sprawiedliwości, organom prokuratury.
Osoby obdarzone przywilejem ułaskawiania powinny pamiętać, że nie jest on bezwarunkowo akceptowany przez opinię publiczną. W Belgii rozgorzała wielka debata publiczna, gdy część kary darowano najbardziej znienawidzonemu przestępcy Marcowi Dutroux, pedofilowi i wielokrotnemu mordercy. Po wyjściu na wolność popełniał on kolejne zbrodnie. Także ułaskawiony w 1993 r. i ukrywający się obecnie za granicą Słowik stał się jednym z najgroźniejszych bandytów w Polsce. Instytucja ułaskawienia nie będzie więc wiarygodna dopóty, dopóki przestępcy pokroju Słowika, Dzika, Alego czy Juniora będą mogli z niej korzystać w tajemnicy przed opinią publiczną. Wielce wątpliwe jest też obdarzanie łaską zabójców bądź gwałcicieli.


Więcej możesz przeczytać w 9/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.