Nowy realizm

Dodano:   /  Zmieniono: 
W polityce USA wobec Europy Wilsonowski idealizm należy już do przeszłości. Nowa republikańska administracja Stanów Zjednoczonych odziedziczyła po rządach Billa Clintona "płynność" w polityce zagranicznej i zamieszanie w stosunkach wewnątrz NATO z powodu różnic między Waszyngtonem a europejskimi sojusznikami (szczególnie Francją) w poglądach na najważniejsze zagadnienia bezpieczeństwa. Na sytuację wpływa niekorzystnie zaostrzający się kryzys na Bliskim Wschodzie i Bałkanach.
Również usztywnianie postawy Chin i Rosji w stosunkach z Ameryką stanowi ważny punkt dla ekipy przejmującej władzę w Waszyngtonie. Z powodu pogarszającej się sytuacji gospodarczej, a nawet realnej groźby recesji administracja George’a Busha musi się jednak skupić w większym stopniu na zagadnieniach wewnętrznych.
Nowa ekipa nadal podkreśla ogromną wagę zaangażowania Ameryki w problemy globalne, ale w odróżnieniu od poprzedniej jest to internacjonalizm oparty na realizmie i obronie interesów narodowych. Hasła kampanii wyborczej Geor-ge’a W. Busha, tak jak i inicjatywy dyplomatyczne po inauguracji jego prezydentury sugerują, że w dziedzinie polityki zagranicznej Stany Zjednoczone szczególnie skupiać się będą na problemach bezpieczeństwa międzynarodowego, w tym polityce wobec Rosji i Chin, strategii nuklearnej, budowie systemu obrony przeciwrakietowej (National Missile Defense - NMD) i redukcji broni masowego rażenia. Kryteria użycia amerykańskich sił zbrojnych zostaną zawężone. W praktyce może to oznaczać redukcję zobowiązań USA wobec Europy i awans problemów zachodniej półkuli w polityce zewnętrznej Waszyngtonu. Celem pierwszej wizyty zagranicznej prezydenta Busha była nie Europa, ale Meksyk, gdzie spotkał się z prezydentem Vincentem Foxem. Sekretarz stanu Colin Powell podkreślał, że Meksyk należy do amerykańskich priorytetów. To nie Tony Blair, lider "specjalnego partnera" Stanów Zjednoczonych, tylko premier Kanady Jean Chretien był pierwszym przywódcą kraju członkowskiego NATO, który odwiedził Biały Dom.
Stosunki między USA a europejskimi partnerami są dziś luźniejsze niż za administracji Billa Clintona. Wprawdzie w czasie spotkania z Tonym Blairem Bush oficjalnie zaakceptował brytyjską koncepcję utworzenia europejskich sił szybkiego reagowania (ESDI), jednak rząd amerykański pozostaje sceptyczny wobec planów Unii Europejskiej, by liczyły one aż 60 tys. żołnierzy. Zwłaszcza jeśli będzie to groziło autonomizacją tej armii. Według Amerykanów, powołanie tych wojsk bez naruszania zobowiązań Europejczyków wobec NATO jest problematyczne. Europa wydaje obecnie na obronę łącznie 200 bln USD, ponad 30 proc. mniej niż Stany Zjednoczone (310 bln USD). Liczby te nie oddają jednak całej wagi problemu. Europejskie siły zbrojne potrzebują bowiem poważnego zwiększenia nakładów, zwłaszcza na systemy wywiadu i kontroli satelitarnej oraz zakup samolotów transportowych.
Nowa administracja nie stworzyła jeszcze spójnej koncepcji dalszego rozszerzania NATO. Najważniejsze będą tu stosunki z Rosją i sposób rozegrania przez ekipę Busha kwestii bałkańskiej. Jeśli ewentualna ekspansja paktu na południowy wschód ma się stać faktem, Stany Zjednoczone i ich sojusznicy muszą dalej solidarnie współdziałać na Bałkanach. Rozszerzanie paktu na północny wschód, szczególnie o kraje bałtyckie, zależeć będzie od tego, czy nowa administracja zdoła utrzymać jedność NATO wobec rosnących nacisków ze strony Rosji. Poszukiwanie kompromisu w kwestii operacji bałkańskich, a przede wszystkim stwierdzenie Colina Powella w czasie lutowej wizyty w kwaterze paktu: "Razem weszliśmy do Kosowa i razem stamtąd wyjdziemy", sugerują stonowanie retoryki z okresu kampanii wyborczej. Waszyngton poszukuje rozwiązań umożliwiających zachowanie konsensusu wewnątrz sojuszu. Ważną rolę w nadchodzącym roku odegra Kongres, a zwłaszcza senatorzy sprzyjający dalszemu rozszerzeniu NATO.
Zmiany w stosunkach z Moskwą to przede wszystkim "nowy realizm" polityki ekipy Busha. Rosyjskie próby kokietowania Unii Europejskiej, których celem jest stworzenie "partnerstwa strategicznego" (jak powiedział minister spraw zagranicznych Igor Iwanow podczas jesiennej wizyty w Berlinie), to de facto próba wykorzystania napięć wewnątrz sojuszu do osłabienia pozycji USA na Starym Kontynencie. Nie jest jeszcze jasne, jak Waszyngton odpowie na te poczynania Moskwy. Paradoksalnie, przesunięcie akcentu z wewnętrznych reform systemu politycznego i ekonomicznego (co było priorytetem Clintona) na zagadnienia strategiczne może oznaczać dla Kremla osiągnięcie większego wpływu na przyszłe decyzje o rozszerzeniu NATO, tym bardziej że poglądy otoczenia Busha na ten temat są podzielone.
Szybkie i znaczące zmiany w amerykańskiej polityce wobec Europy są mało prawdopodobne, jednak wpływ Stanów Zjednoczonych na system bezpieczeństwa europejskiego może w najbliższej dekadzie maleć. Główni doradcy prezydenta w sprawach polityki zagranicznej - sekretarz stanu Colin Powell, minister obrony Donald Rumsfeld, doradczyni do spraw bezpieczeństwa państwa Condoleezza Rice i wiceprezydent Dick Cheney - to właśnie przedstawiciele "nowego realizmu". Wyraźne sygnały, że jest to trwa-ła tendencja, sekretarz stanu wysłał do Brukseli i na Bliski Wschód, jak również podczas spotkania z Igorem Iwanowem. Powell dał do zrozumienia, że Stany Zjednoczone byłyby skłonne złagodzić sankcje przeciwko Irakowi i zaakceptować - w określonym kształcie - europejskie siły zbrojne. Rozwiązywanie problemu Bałkanów, jak i dalsze rozszerzanie NATO nie należą tymczasem do "niewzruszonych priorytetów" nowej administracji. Różnice celów europejskich i amerykańskich sojuszników są coraz bardziej widoczne.
Dla Europy głównym problemem w stosunkach międzynarodowych pozostaje stabilizacja sytuacji w regionie i operacje pokojowe. Amerykanów interesują przede wszystkim sprawy bezpieczeństwa, kwestie globalne i zagrożenie ze strony państw azjatyckich i bliskowschodnich działających poza normami międzynarodowymi (tak zwanych rogue states) oraz posiadających lub starających się pozyskać broń masowego rażenia. Do rangi priorytetu w USA urósł program budowy systemu obrony antyrakietowej, który był ważnym elementem kampanii wyborczej i cieszy się poparciem konserwatywnego skrzydła Partii Republikańskiej. Wybór Donalda Rumsfelda na ministra obrony sugeruje, że Stany Zjednoczone podejmą zdecydowane działania w tym kierunku.
NMD i przyszłość ESDI to dzisiaj wyznaczniki stosunków między USA i ich sojusznikami. Bez względu na to, jakiego rodzaju kompromisy zdołają zawrzeć w kwestii europejskich sił szybkiego reagowania czy obrony przeciwrakietowej, Wilsonowski idealizm i interwencjonizm z lat administracji Clintona należą dziś do przeszłości.
Więcej możesz przeczytać w 11/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.