Sowiecka agentura w tajemniczym oddziale "Y"

Sowiecka agentura w tajemniczym oddziale "Y"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Według "Rzeczpospolitej" wśród agentów elitarnego oddziału, szkolonego przez sowiecki wywiad wojskowy GRU, pojawiają się nazwiska nieżyjącego wicepremiera Ireneusza Sekuły i dyrektora FOZZ Grzegorza Żemka - czytamy w artykule "Sowiecka agentura w tajemniczym oddziale 'Y'". Spisy nazwisk oficerów oraz agentury oddziału odkrył w archiwum WSI szef komisji weryfikacyjnej Antoni Macierewicz. Jego zdaniem, działalność oddziału "Y" jest jednym z dowodów głoszonej przez niego tezy, że WSI były przedłużeniem GRU, sowieckiego wywiadu wojskowego. Gdy powstały WSI - na przełomie lat 80. i 90. - został do tego zadania wytypowany zespół oficerów II Zarządu Sztabu Generalnego. Większość z nich pochodziła właśnie z rozwiązanego wcześniej oddziału "Y". Ludzie ci byli szkoleni przez służby sowieckie i wykonywali najistotniejsze zadania werbunkowe i finansowe na rzecz ZSRR. "Ci ludzie byli niesłychanie niebezpieczni" - mówi Macierewicz. "Mowa tu o osobach o dużej sile oddziaływania, dużej samodzielności" - dodaje. Macierewicz wie, którzy z funkcjonariuszy WSI byli przeszkoleni przez GRU i inne sowieckie służby. "W sumie było to 800 osób" - powiedział "Rz". O znaczeniu oddziału świadczą nazwiska agentów, których wymienia Macierewicz. Byli to m.in. Ireneusz Sekuła, były wicepremier, który zginął w tajemniczych okolicznościach, oraz Grzegorz Żemek, dyrektor generalny Funduszu Obsługi Zadłużenia Publicznego. Do niedawna przedstawiciele służb nawet w nieoficjalnych rozmowach nie chcieli potwierdzić istnienia elitarnego oddziału "Y". Do nielicznych należał jeden z członków byłego kierownictwa WSI, który mówił gazecie, że oddział "Y", to najlepsi z najlepszych. Macierewicz uważa jednak, że tych "najlepszych z najlepszych" było więcej. Jego zdaniem Agenturalny Wywiad Operacyjny również rościł sobie pretensje do tego miana. Ludzie z tej jednostki prowadzili wywiadowczą działalność jedynie w części Europy. Pogłoski o istnieniu oddziału były dotąd traktowane jako political fiction. Dopiero materiały, które odnalazła komisja weryfikacyjna, dają cenne informacje o składzie osobowym tej jednostki. Dokumenty te szefostwo WSI powinno było dawno przekazać do Instytutu Pamięci Narodowej. Postępując wbrew prawu, przechowywano je jednak w WSI. Decyzję o przekazaniu dokumentów do IPN musi podjąć szef kontrwywiadu wojskowego. Szokujących znalezisk w archiwach WSI jest znacznie więcej. W tzw. zbiorze zastrzeżonym pracownicy WSI czarnym flamastrem zamazali w dokumentach setki nazwisk agentów. Chcieli je ukryć. Okazało się jednak, że bezskutecznie. Podnosząc dokumenty pod światło, można te zamazane nazwiska odczytać - donosi "Rzeczpospolita".