Prezydencka debata "Wprost"

Prezydencka debata "Wprost"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kandydaci na stanowisko prezydenta stolicy - Hanna Gronkiewicz-Waltz, Kazimierz Marcinkiewicz i Marek Borowski - uczestniczyli w debacie prezydenckiej zorganizowanej przez tygodnik "Wprost".
Po raz pierwszy w historii o urząd prezydenta stolicy ubiegają się tak kompetentni i doświadczeni politycy. I to jest pierwsza dobra wiadomość dla Warszawy - stwierdził na wstępie prowadzący debatę publicysta "Wprost" Igor Janke. Drugą jeszcze lepszą wiadomością jest to - mówił - że po przeczytaniu programów trzech zaproszonych kandydatów, doszedł do wniosku, że za cztery lata warszawiacy będą mieszkać w raju. Będą mieć do dyspozycji m.in. dwie linie metra, szybką kolej, tańsze mieszkania i ścieżki rowerowe. Poprosił następnie gości, by przedstawili to, co ich  różni, skoro tak wiele jest między nim podobieństw, zwłaszcza jeśli chodzi o stosunek do liberalizmu.

<b>Różnice?</b>

Po pierwsze, jestem z partii konserwatywno-liberalnej, która uważa, że udział państwa w gospodarce powinien być jak najmniejszy. To różni mnie od Kazimierza Marcinkiewicza. Poza tym przez wiele lat pracowałam jako menedżer, kierując NBP i w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju - powiedziała na wstępie Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Między mną a panią Gronkiewicz-Waltz jest różnica płci, a między mną a panem Marcinkiewiczem jest różnica jeśli chodzi o stosunek do płci - zażartował Marek Borowski. - To bardzo odważna deklaracja - ripostował Marcinkiewicz. Następnie kandydat SdPl pochwalił się swoim doświadczeniem politycznym. Owację publiczności wywołało zapewnienie Borowskiego, że za wszelką cenę uwolni warszawskie szkoły od wpływu Romana Giertycha.

Jestem najmłodszy, a jednak najbardziej doświadczony - zaczął Kazimierz Marcinkiewicz. Były premier zwrócił uwagę na umiejętność zawierania kompromisów. Zaakcentował także swoje doświadczenie zdobyte na stanowisku premiera oraz skuteczność we wdrażaniu pomysłów. Powiedział także, że nie boi się słowa "liberalizm". Przypomniał swoje zasługi - jeszcze jako posła opozycji - w pozyskaniu pieniędzy z budżetu na warszawskie metro oraz w pozyskaniu unijnych pieniędzy dla Polski.

<b>Symbole Warszawy</b>

Kandydaci zostali też poproszeni o wskazanie miejsc, najbardziej kojarzących się z Warszawą, takich, do których zaprowadziliby gości z innych miast i krajów.

Marek Borowski uznał, że takim miejscem jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Turystę, który odwiedziłby stolicę zaprowadziłby także do Łazienek. Ocenił, że Warszawa jest pięknym miastem, dlatego chętnie pokazałby turystom  miasto z lotu ptaka lub przynajmniej z 30. piętra Pałacu Kultury. Hanna Gronkiewicz-Waltz wśród najpiękniejszych miejsc stolicy wymieniła Wilanów. Nie zapomniała także o Muzeum Powstania Warszawskiego. Symbolem historii Warszawy jest też dla byłej prezes NBP warszawska Starówka. Nawiązując do urody stolicy widzianej z lotu ptaka, przypomniała, że z tego poziomu widać było sobotnie manifestacje i ich proporcje. Zwróciła uwagę jak bardzo zielonym miastem jest stolica. - Nie da się zrozumieć Warszawy bez choćby dotknięcia Muzeum Powstania Warszawskiego - uznał także Kazimierz Marcinkiewicz. Podobne zdanie były premier ma o warszawskiej Pradze. Na posiłek Marcinkiewicz, który podkreśla dynamizm stolicy, zaprosiłby swoich gości na ostatnie piętro hotelu Mariott, bo stamtąd widać nowoczesne warszawskie city.

<b>Demonstracje a demokracja</b>

W debacie poruszono także sprawę sobotnich demonstracji w Warszawie i apelu p.o. prezydenta stolicy Kazimierza Marcinkiewicza do partii politycznych o ich odwołanie. Nie mam nic przeciw demonstracjom - zapewnił Marcinkiewicz. Powiedział, że nie ma zamiaru nigdy zakazywać publicznych protestów. Apelując o odwołanie weekendowych demonstracji, chciał tylko zapewnić bezpieczeństwo warszawiakom. Kiedy posłanka Platformy zadeklarowała, że jest gorącą zwolenniczką możliwości demonstrowania przez każdego, Marek Borowski zarzucił jej niedemokratyczne zapędy, przypominając jej apel do Marcinkiewicza o niewydawanie zgody na sobotnią demonstrację LPR. Hanna Gronkiewicz-Waltz broniła się twierdząc, że obawiała się o bezpieczeństwo, wiedząc, że oba marsze - PO i LPR - będzie dzielić w niektórych miejscach zaledwie 50 metrów. Na uwagę prowadzącego, że chwali pracę Ludwika Dorna (szefa MSWiA) oznajmiła, że raczej słowa uznania należą się warszawskiemu komendantowi policji. Kazimierz Marcinkiewicz mówił natomiast, że wszystko było dobrze przygotowane i dlatego demonstracje przebiegły spokojnie. - W rzeczywistości nic się nie stało, bo nikt nie planował żadnych niepokojów - uznał Marek Borowski i apelował, żeby niepotrzebnie nie podgrzewać atmosfery. Do sporu między kandydatami doszło natomiast w sprawie parad równości. Hanna Gronkiewicz-Waltz i Marek Borowski zapewnili, ze nie będą zakazywać tego typu demonstracji, bo są one zagwarantowane w konstytucji i uznali, że Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy złamał prawo nie wydając zezwolenia na tegoroczną paradę. Zdaniem Gronkiewicz-Waltz, tym zakazem wbrew własnym intencjom wzbudził jedynie zainteresowanie demonstracją. Kazimierz Marcinkiewicz próbował usprawiedliwiać zakaz parady wydany przez Lecha Kaczyńskiego niespełnieniem przez jej organizatorów wymogów formalnych.

<b>Gospodarze stolicy</b>

Sprzeciw zarówno Marka Borowskiego, jak i Hanny Gronkiewicz-Waltz wywołało stwierdzenie Kazimierza  Marcinkiewicza, że przez wiele lat stolica była źle zarządzana. Zmieniło się to - jak twierdził - za czasów Lecha Kaczyńskiego. Borowski zwracając uwagę na to, że istotną kwestią dla metropolii jest sprawa komunikacji, uznał, że najlepszym okresem dla Warszawy po 1989 r. były czasy rządów prezydenta Święcickiego - m.in. zostało oddanych 11 stacji metra. Dodał, że stosunkowo dobre były też czasy Pawła Piskorskiego, bo mimo zarzucanych mu nieprawidłowości, powstało kilka ważnych inwestycji. Nie miał też pewności, czy do wspomnianych nieprawidłowości doszło, bo - jak podkreślił - prezydent Lech Kaczyński skierował ponad 200 spraw do prokuratury, ale losów żadnej z nich nie znamy. Lech Kaczyński, jego zdaniem, walkę z korupcją prowadził w ten sposób, że w ogóle zrezygnował z wszelkich inwestycji. Nie zgodził się także z Marcinkiewiczem, że Lech Kaczyński stworzył przyjazne urzędy. Wytknął także Lechowi Kaczyńskiemu zmniejszenie wydatków na edukację. Jestem autorem ustawy o mieście stołecznym Warszawa, która stworzyła związek gmin i doprowadziło do decentralizacji - pochwaliła się Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jej zdaniem, to osiągniecie zostało zmarnowane przez Lecha Kaczyńskiego, który - jak to określiła - tak skrajnie scentralizował zarządzanie, że pod tym względem z Warszawą nie może się równać żadne inne miasto. Jego prezydenturę uznała za dramatyczną, zwłaszcza pod względem komunikacji. Stwierdziła, że potraktował ją tylko jako trampolinę do prezydentury kraju, czemu zresztą w wyborach parlamentarnych dali wyraz warszawiacy, nie głosując już tak licznie na PiS. W bardzo złym stanie - mówiła - są spółki miejskie, od wielu lat nie kupiono prawie żadnych nowych tramwajów, Szybka Kolej Miejska nie działa - wymieniała dalej Gronkiewicz-Waltz. Przypomniała głośną sprawę podłożenia atrap ładunków wybuchowych w kilku miejscach miasta i nieskutecznym ściganiu sprawcy, zadając kłam twierdzeniu Marcinkiewicza, że wzrosło bezpieczeństwo stolicy. Marek Borowski dorzucił, że policja zajmuje się za to ściganiem bezdomnego.

<b>Warszawskie priorytety</b>

Priorytetowymi inwestycjami w Warszawie są zdaniem Gronkiewicz-Waltz Most Północny i Most Wawerski. Tragiczny jest jej zdaniem brak planów zagospodarowania przestrzennego, co prowadzi do niedoboru mieszkań. Kolejną istotną inwestycją ma być stadion Legii oraz centrum kongresowe. Marek Borowski w pierwszej kolejności wymienił metro, mosty oraz obwodnicę. Do drugiej grupy inwestycji zaliczył między innymi stadion Legii. Zwrócił także uwagę na konieczność dofinansowania szkół. Marszałek stwierdził, że wszyscy wiedzą jakie inwestycje są najważniejsze, pytanie dlaczego nie zostały zrealizowane. Kazimierz Marcinkiewicz postawił na infrastrukturę komunikacyjną, czyli metro, obwodnice, mosty. Wymienił też park technologiczny i inwestycje miastotwórcze, jak muzeum sztuki współczesnej, centrum nauki Kopernik, centrum kongresowo-wystawiennicze oraz stadiony. Marcinkiewicz zwrócił uwagę, że nakłady inwestycyjne w tym roku zwiększyły się o 1 mld zł. Wszyscy kandydaci mają takie same pomysły na finansowanie inwestycji, a więc: sięganie do budżetu miasta, budżetu państwa, korzystanie z dotacji Unii Europejskiej oraz z partnerstwa publiczno-prywatnego.

Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała ponadto, że - o ile będzie to możliwe - unieważni projekt zabudowy placu Defilad, ponieważ takie obiekty nie zasługują by stać w centrum Warszawy. Poparł ją Marek Borowski, który opowiedział się za stworzeniem nowego, całościowemu projektu zabudowy centrum. Kazimierz Marcinkiewicz jest zwolennikiem realizacji istniejącego projektu. Chce on jednocześnie stworzyć nowe centrum Warszawy rozpoczynające się od Dworca Centralnego, a kończące na Trakcie Królewskim. Były premier chce także "przywrócić" Warszawie Wisłę. Rację przyznała mu Hanna Gronkiewicz-Waltz. Stwierdziła, że Warszawa jest chyba jedyną stolicą w Europie, która jest w takim stopniu oddalona od rzeki. Marek Borowski postuluje nawiązanie nowej współpracy z drobnymi przedsiębiorcami. Zwrócił uwagę, że w takich miastach jak Praga czy Paryż drobni restauratorzy czy sklepikarze tworzą klimat ulic.

Na koniec Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała, że chciałaby, żeby Warszawa stała się stolicą Europy Środkowo-Wschodniej XXI. Powinna pamiętać o swojej historii, ale być także miastem nowoczesnym. Kazimierz Marcinkiewicz zapewnił, że jest w stanie wykorzystać potencjał rodowitych warszawiaków, ale też młodość ludzi, którzy do stolicy przyjeżdżają. Ma zamiar wykorzystać doświadczenie zdobyte między innymi na stanowisku premiera. Marek Borowski z kolei powiedział, że postawi na decentralizację zarządzania miastem, w urzędach ma zamiar zatrudniać tylko kompetentnych ludzi.