Rozmowa z Igorem Chalupcem, prezesem PKN Orlen
Mirosław Cielemęcki: - Kto za dziesięć lat będzie sprzedawał paliwo polskim kierowcom: Orlen czy Łukoil?
Igor Chalupec: - Oczywiście że Orlen. Jestem przekonany, że nasz koncern będzie się ciągle umacniał i nie odda polskiego rynku nie tylko rosyjskim, ale również innym zagranicznym koncernom.
- Kilka lat temu wydawało się, że najlepszym zabezpieczeniem przed ekspansją rosyjskich firm na polski rynek będzie utworzenie koncernu środkowoeuropejskiego, który "Wprost" nazwał CK Naftą - połączenia Orlenu z węgierskim MOL i austriackim OMV. Czy nie szkoda, że zarzucono ten pomysł?
- Koncepcja może i była dobra, ale rozwiązania - zdecydowanie niekorzystne dla akcjonariuszy Orlenu. Najwięcej zyskaliby na niej Węgrzy i Austriacy. Dobrze, że jej na tamtych warunkach nie zrea-lizowano.
- A wcześniejszy pomysł połączenia Orlenu z obecnym Lotosem i siecią stacji byłej CPN?
- W latach 90., gdy dzielono nasz rynek naftowy, brakowało wiary, że polski koncern paliwowy może się samodzielnie włączyć do europejskiej konkurencji. Raczej planowano, że obie polskie rafinerie, płocka i gdańska, prędzej czy później i tak staną się częściami ogólnoświatowych koncernów naftowych. Nie przewidziano, że rosnący potencjał polskiej gospodarki, szczególnie po naszym wejściu do Unii Europejskiej, sprawi, że przy dobrym zarządzaniu nasze firmy będą mogły odgrywać rolę najpierw liczących się graczy na rynku regionalnym, a potem - być może już za dziesięć lat - na europejskim.
- Co stoi na przeszkodzie powrotowi do koncepcji połączenia Orlenu i Lotosu, który jest zbyt mały, aby się samodzielnie liczyć nawet na rynku środkowoeuropejskim?
- Obie firmy są spółkami ze znaczącym udziałem skarbu państwa. A więc w dużej mierze to przesądza o realizowaniu lub nierealizowaniu takiej koncepcji.
- Czy taka fuzja byłaby uzasadniona ekonomicznie?
- Gdyby skarb państwa sprzedawał swój pakiet akcji Lotosu, bylibyśmy zainteresowani jego nabyciem. Z naszego punktu widzenia byłoby korzystniej, abyśmy to my, a nie któryś z konkurentów, przejęli drugą pod względem wielkości polską rafinerię. Dopóki skarb państwa jest zdecydowany utrzymać obecny status obu firm, dopóty najpewniej nie dojdzie do takiej fuzji.
- Orlen się więc wzmacnia, inwestując na zagranicznych rynkach. Z nie zawsze dobrym skutkiem, tak jak w wypadku przejęcia stacji w Niemczech.
- Wejście na najtrudniejszy w Europie rynek paliwowy było, moim zdaniem, niepotrzebne. Orlen zapłacił za niemieckie stacje zbyt dużo. Dopiero w tym roku, po konsekwentnie realizowanej restrukturyzacji, zaczynamy zarabiać w Niemczech, ale wciąż mniej, niż zakładano.
- Czy nie lepiej więc się pozbyć niemieckiego przyczółka?
- Ponieślibyśmy dużą stratę. Lepiej więc doprowadzić Orlen Deutschland do jeszcze większej zyskowności, podnieść jego wartość i dopiero wtedy myśleć o ewentualnej sprzedaży.
- Przejęcie czeskiego Unipetrolu odbyło się zaś w atmosferze skandalu, podejrzeń o korupcję.
- Zakup Unipetrolu był z kolei dobrym pomysłem. Wcześniej Orlen przegrał wojnę o przejęcie słowackiego Slovnaftu, co pozwoliło koncernowi MOL rozgościć się przy naszej południowej granicy. Przejęcie Unipetrolu przywróciło tam równowagę. Arbitraż toczony w Czechach nie dotyczy bezpośrednio Unipetrolu, ale umów, które poprzedni zarząd podpisał z czeskim holdingiem Agrofert. Spory są normalną sprawą w wielkich interesach. Uważam jednak za wyjątkowo szkodliwą sytuację, do której dopuścił poprzedni zarząd. Nie ma to na szczęście żadnego wpływu na funkcjonowanie samego Unipetrolu, który przynosi nam coraz większe zyski.
- Potem był jeszcze bardziej kontrowersyjny zakup litewskich Możejek. Czy jest to decyzja ekonomiczna, czy polityczna?
- Zdecydowanie ekonomiczna. Ale tak się złożyło, że przy okazji zyskała również charakter polityczny; wpisała się w politykę dążenia do poprawy bezpieczeństwa energetycznego nie tylko naszego państwa, ale również Unii Europejskiej.
- Czy ta decyzja jest korzystna również dla polskich kierowców? W jednym z wywiadów powiedział pan, że dzięki przejęciu litewskiej rafinerii Orlen uchroni się przed zalewem taniego paliwa ze Wschodu.
- Mówiłem wtedy o cenach hurtowych paliw. Kupując Możejki, zabezpieczyliśmy się przed hurtowym dumpingiem, który mogliby stosować dostawcy paliw, mający własne pola naftowe, po to, by zagrozić nam na polskim rynku.
- Niższa cena hurtowa oznacza jednak zwykle niższą cenę na stacji benzynowej.
- Klienci nie zawsze bezpośrednio odczuwają w swoich portfelach zmiany cen hurtowych. Na rynku detalicznym ceny dyktują prawa popytu i podaży, i to na poszczególnych mikrorynkach. Ceny paliw na stacjach przy niewielkich wahaniach cen hurtowych zmieniały się nierzadko aż o kilkadziesiąt groszy. Dumpingiem cen hurtowych można by natomiast doprowadzić do poważnych tarapatów producentów paliw, w tym wypadku i nas, i Lotosu.
- Ile kosztowałoby Orlen wybudowanie czy to na Litwie, czy w jej pobliżu zupełnie nowej rafinerii?
- Teoretycznie zapewne mniej niż to, co wydamy na zakup Możejek. Ale wraz z Możejkami kupiliśmy rurociąg, port naftowy, a także rynek krajów bałtyckich. Poza tym budowa nowej rafinerii nie jest taką prostą sprawą, wymaga na przykład wielu pozwoleń, w tym ekologicznych, o które teraz bardzo trudno. Proszę zwrócić uwagę na to, że teraz nikt już nie buduje w Europie nowych rafinerii. Na opłacalność takiej inwestycji ujemnie wpływałoby to, że Możejki nadal by funkcjonowały.
- W mediach pojawiają się informacje, że w jednym z krajów bałtyckich taka rafineria jednak powstanie.
- Myślę, że to blef. Ogromnym ryzykiem byłoby zainwestowanie kilku miliardów dolarów w budowę nowej rafinerii w sąsiedztwie już istniejącej.
- Skąd się biorą co pewien czas pojawiające się w mediach informacje, że Orlen wycofa się z litewskiego projektu?
- Inspirują je ci, którzy nie mogą się pogodzić z faktem, że to my, a nie oni, jesteśmy w Możejkach. Pamiętajmy, że nasza wygrana naruszyła wiele bardzo poważnych interesów. Uprzedzałem wielokrotnie, że będą wzniecane różne niepokoje wokół naszej transakcji, a ciągle ktoś się na to nabiera. Szczególnie przykre jest to, że takie plotki są tworzone także w Polsce.
- Kiedy ostatnio spotkał się pan z prezesem Łukoilu Wagitem Alekpierowem?
- W styczniu ubiegłego roku, na Forum Ekonomicznym w Davos.
- Orlen jest jednym z nielicznych w Europie większych koncernów naftowych bez własnych złóż. Czy w tej sytuacji jest w stanie - jak pan deklaruje - konkurować nawet na polskim rynku z innymi koncernami?
- Brak własnej ropy oczywiście utrudnia nam konkurencję. Przed laty, gdy baryłka ropy kosztowała 10-20 dolarów, dość łatwo można było kupić złoża. Niestety, nie zrobiono tego. Teraz dostęp do pól naftowych jest o wiele droższy, a państwa mające pokłady roponośne stały się o wiele mniej przychylne niż przed laty wobec zagranicznych inwestorów. Nasze możliwości finansowe też nie są nieograniczone.
- Ryszard Krauze i Jan Kulczyk zabiegają o złoża naftowe, można odnieść wrażenie, odważniej niż Orlen.
- To nie jest wyścig. Cieszę się, że polscy przedsiębiorcy kupują złoża. To świadczy o rosnącej sile polskiej gospodarki. My również czynimy starania o zakup złóż, ale robimy to ostrożnie, tak aby nie narazić naszych akcjonariuszy na straty.
- Nawet ewentualna ropa sprowadzana przez Krauzego i Kulczyka nie zapewni nam bezpieczeństwa energetycznego. Potrzebni są nowi wielcy dostawcy. Czy ciąg-le realny jest pomysł przedłużenia do Polski ropociągu Odessa - Brody?
- Ten projekt zawsze był uzależniony od koniunktury politycznej. Nie można więc mieć stuprocentowej pewności, że ta rura szybko powstanie. Ona poprawiłaby nasze bezpieczeństwo energetyczne, polepszyłaby również naszą sytuację w negocjacjach z innymi dostawcami ropy. Wybudowanie nowej rury ustabilizowałoby bowiem nasze stosunki również z Rosjanami, uczyniłoby je znacznie bardziej partnerskimi i przewidywalnymi.
- Ci na razie są panami sytuacji.
- Niezupełnie. Możemy się zaopatrywać w różne rodzaje ropy, u różnych dostawców, dostarczanej zarówno rurociągiem, jak i drogą morską. Nie jesteśmy uzależnieni od nikogo.
- Martwimy się o nierównowagę w interesach z dostawcami, a tymczasem sami zbudowaliśmy sobie monopol w transporcie ropy do naszych rafinerii. Myślę tu o firmie mającej mniej więcej połowę rynku dostaw - pośredniku J&S.
- Uważam za nieporozumienie, że jedna firma uzyskała aż siedmioletni kontrakt na dostarczanie nam ropy. W 2002 r. nie było powodów, aby na tak długo, w wyraźnym pośpiechu, związać się z jedną firmą. Od strony finansowej kontrakt też mógł-by być lepszy.
- Jak to się więc stało, że los wielkiej polskiej rafinerii jest w dużej mierze uzależniony od małej firmy o niejasnych proweniencjach?
- Kluczem do zrozumienia tego paradoksu jest sytuacja w rosyjskim systemie transportowym, należącym do państwowego Transnieftu. To rosyjska administracja państwowa pośrednio decyduje, kto może z niego korzystać. Tak więc odpowiedzi na pytanie, dlaczego jest to akurat J&S, należy szukać przede wszystkim w Moskwie.
- Myślę, że część tej odpowiedzi można znaleźć również w Polsce.
- Pewnie tak.
- W tle niemal każdego pomysłu poprawienia bezpieczeństwa energetycznego Polski jest jednak Rosja. Przecież nawet ropa do rurociągu Odessa - Brody będzie tłoczona w rosyjskim Noworosyjsku. Ci, którzy uważają, że powinniśmy dla własnego bezpieczeństwa dopuścić bezpośrednio do naszego rynku rosyjskie koncerny - czy to Łukoil, czy to Jukos - teraz zapewne triumfują.
- Na razie kupujemy ropę w Rosji, bo jest ona dla nas najtańsza. Gdy to się zmieni, skorzystamy z innych możliwości. Przypomnę, w Polsce mamy swój port naftowy, Unipetrol może kupować ropę w rejonie Adriatyku, a Możejki też nie są "przyspawane" do systemu Transnieftu. W zanadrzu mamy i inne rozwiązania, z których skorzystamy, gdyby rosyjscy dostawcy stali się z jakichś powodów zbyt drodzy lub niewiarygodni. Na rynku naftowym odbiorca może się wybić, jeśli chce, na dużą samodzielność, o wiele większą niż na rynku gazowym.
- Zwłaszcza że zachodnie wielkie koncerny jakby straciły zainteresowanie Polską. Odstąpiły nasz rynek rosyjskim firmom?
- Obserwujemy wręcz tendencję do wycofywania się z rynku środkowoeuropejskiego tych, którzy nie zdołali w ostatnich latach zbudować wystarczająco silnej pozycji. Ale to otwiera dla nas szansę wzmocnienia pozycji.
Fot: M. Stelmach
Igor Chalupec: - Oczywiście że Orlen. Jestem przekonany, że nasz koncern będzie się ciągle umacniał i nie odda polskiego rynku nie tylko rosyjskim, ale również innym zagranicznym koncernom.
- Kilka lat temu wydawało się, że najlepszym zabezpieczeniem przed ekspansją rosyjskich firm na polski rynek będzie utworzenie koncernu środkowoeuropejskiego, który "Wprost" nazwał CK Naftą - połączenia Orlenu z węgierskim MOL i austriackim OMV. Czy nie szkoda, że zarzucono ten pomysł?
- Koncepcja może i była dobra, ale rozwiązania - zdecydowanie niekorzystne dla akcjonariuszy Orlenu. Najwięcej zyskaliby na niej Węgrzy i Austriacy. Dobrze, że jej na tamtych warunkach nie zrea-lizowano.
- A wcześniejszy pomysł połączenia Orlenu z obecnym Lotosem i siecią stacji byłej CPN?
- W latach 90., gdy dzielono nasz rynek naftowy, brakowało wiary, że polski koncern paliwowy może się samodzielnie włączyć do europejskiej konkurencji. Raczej planowano, że obie polskie rafinerie, płocka i gdańska, prędzej czy później i tak staną się częściami ogólnoświatowych koncernów naftowych. Nie przewidziano, że rosnący potencjał polskiej gospodarki, szczególnie po naszym wejściu do Unii Europejskiej, sprawi, że przy dobrym zarządzaniu nasze firmy będą mogły odgrywać rolę najpierw liczących się graczy na rynku regionalnym, a potem - być może już za dziesięć lat - na europejskim.
- Co stoi na przeszkodzie powrotowi do koncepcji połączenia Orlenu i Lotosu, który jest zbyt mały, aby się samodzielnie liczyć nawet na rynku środkowoeuropejskim?
- Obie firmy są spółkami ze znaczącym udziałem skarbu państwa. A więc w dużej mierze to przesądza o realizowaniu lub nierealizowaniu takiej koncepcji.
- Czy taka fuzja byłaby uzasadniona ekonomicznie?
- Gdyby skarb państwa sprzedawał swój pakiet akcji Lotosu, bylibyśmy zainteresowani jego nabyciem. Z naszego punktu widzenia byłoby korzystniej, abyśmy to my, a nie któryś z konkurentów, przejęli drugą pod względem wielkości polską rafinerię. Dopóki skarb państwa jest zdecydowany utrzymać obecny status obu firm, dopóty najpewniej nie dojdzie do takiej fuzji.
- Orlen się więc wzmacnia, inwestując na zagranicznych rynkach. Z nie zawsze dobrym skutkiem, tak jak w wypadku przejęcia stacji w Niemczech.
- Wejście na najtrudniejszy w Europie rynek paliwowy było, moim zdaniem, niepotrzebne. Orlen zapłacił za niemieckie stacje zbyt dużo. Dopiero w tym roku, po konsekwentnie realizowanej restrukturyzacji, zaczynamy zarabiać w Niemczech, ale wciąż mniej, niż zakładano.
- Czy nie lepiej więc się pozbyć niemieckiego przyczółka?
- Ponieślibyśmy dużą stratę. Lepiej więc doprowadzić Orlen Deutschland do jeszcze większej zyskowności, podnieść jego wartość i dopiero wtedy myśleć o ewentualnej sprzedaży.
- Przejęcie czeskiego Unipetrolu odbyło się zaś w atmosferze skandalu, podejrzeń o korupcję.
- Zakup Unipetrolu był z kolei dobrym pomysłem. Wcześniej Orlen przegrał wojnę o przejęcie słowackiego Slovnaftu, co pozwoliło koncernowi MOL rozgościć się przy naszej południowej granicy. Przejęcie Unipetrolu przywróciło tam równowagę. Arbitraż toczony w Czechach nie dotyczy bezpośrednio Unipetrolu, ale umów, które poprzedni zarząd podpisał z czeskim holdingiem Agrofert. Spory są normalną sprawą w wielkich interesach. Uważam jednak za wyjątkowo szkodliwą sytuację, do której dopuścił poprzedni zarząd. Nie ma to na szczęście żadnego wpływu na funkcjonowanie samego Unipetrolu, który przynosi nam coraz większe zyski.
- Potem był jeszcze bardziej kontrowersyjny zakup litewskich Możejek. Czy jest to decyzja ekonomiczna, czy polityczna?
- Zdecydowanie ekonomiczna. Ale tak się złożyło, że przy okazji zyskała również charakter polityczny; wpisała się w politykę dążenia do poprawy bezpieczeństwa energetycznego nie tylko naszego państwa, ale również Unii Europejskiej.
- Czy ta decyzja jest korzystna również dla polskich kierowców? W jednym z wywiadów powiedział pan, że dzięki przejęciu litewskiej rafinerii Orlen uchroni się przed zalewem taniego paliwa ze Wschodu.
- Mówiłem wtedy o cenach hurtowych paliw. Kupując Możejki, zabezpieczyliśmy się przed hurtowym dumpingiem, który mogliby stosować dostawcy paliw, mający własne pola naftowe, po to, by zagrozić nam na polskim rynku.
- Niższa cena hurtowa oznacza jednak zwykle niższą cenę na stacji benzynowej.
- Klienci nie zawsze bezpośrednio odczuwają w swoich portfelach zmiany cen hurtowych. Na rynku detalicznym ceny dyktują prawa popytu i podaży, i to na poszczególnych mikrorynkach. Ceny paliw na stacjach przy niewielkich wahaniach cen hurtowych zmieniały się nierzadko aż o kilkadziesiąt groszy. Dumpingiem cen hurtowych można by natomiast doprowadzić do poważnych tarapatów producentów paliw, w tym wypadku i nas, i Lotosu.
- Ile kosztowałoby Orlen wybudowanie czy to na Litwie, czy w jej pobliżu zupełnie nowej rafinerii?
- Teoretycznie zapewne mniej niż to, co wydamy na zakup Możejek. Ale wraz z Możejkami kupiliśmy rurociąg, port naftowy, a także rynek krajów bałtyckich. Poza tym budowa nowej rafinerii nie jest taką prostą sprawą, wymaga na przykład wielu pozwoleń, w tym ekologicznych, o które teraz bardzo trudno. Proszę zwrócić uwagę na to, że teraz nikt już nie buduje w Europie nowych rafinerii. Na opłacalność takiej inwestycji ujemnie wpływałoby to, że Możejki nadal by funkcjonowały.
- W mediach pojawiają się informacje, że w jednym z krajów bałtyckich taka rafineria jednak powstanie.
- Myślę, że to blef. Ogromnym ryzykiem byłoby zainwestowanie kilku miliardów dolarów w budowę nowej rafinerii w sąsiedztwie już istniejącej.
- Skąd się biorą co pewien czas pojawiające się w mediach informacje, że Orlen wycofa się z litewskiego projektu?
- Inspirują je ci, którzy nie mogą się pogodzić z faktem, że to my, a nie oni, jesteśmy w Możejkach. Pamiętajmy, że nasza wygrana naruszyła wiele bardzo poważnych interesów. Uprzedzałem wielokrotnie, że będą wzniecane różne niepokoje wokół naszej transakcji, a ciągle ktoś się na to nabiera. Szczególnie przykre jest to, że takie plotki są tworzone także w Polsce.
- Kiedy ostatnio spotkał się pan z prezesem Łukoilu Wagitem Alekpierowem?
- W styczniu ubiegłego roku, na Forum Ekonomicznym w Davos.
- Orlen jest jednym z nielicznych w Europie większych koncernów naftowych bez własnych złóż. Czy w tej sytuacji jest w stanie - jak pan deklaruje - konkurować nawet na polskim rynku z innymi koncernami?
- Brak własnej ropy oczywiście utrudnia nam konkurencję. Przed laty, gdy baryłka ropy kosztowała 10-20 dolarów, dość łatwo można było kupić złoża. Niestety, nie zrobiono tego. Teraz dostęp do pól naftowych jest o wiele droższy, a państwa mające pokłady roponośne stały się o wiele mniej przychylne niż przed laty wobec zagranicznych inwestorów. Nasze możliwości finansowe też nie są nieograniczone.
- Ryszard Krauze i Jan Kulczyk zabiegają o złoża naftowe, można odnieść wrażenie, odważniej niż Orlen.
- To nie jest wyścig. Cieszę się, że polscy przedsiębiorcy kupują złoża. To świadczy o rosnącej sile polskiej gospodarki. My również czynimy starania o zakup złóż, ale robimy to ostrożnie, tak aby nie narazić naszych akcjonariuszy na straty.
- Nawet ewentualna ropa sprowadzana przez Krauzego i Kulczyka nie zapewni nam bezpieczeństwa energetycznego. Potrzebni są nowi wielcy dostawcy. Czy ciąg-le realny jest pomysł przedłużenia do Polski ropociągu Odessa - Brody?
- Ten projekt zawsze był uzależniony od koniunktury politycznej. Nie można więc mieć stuprocentowej pewności, że ta rura szybko powstanie. Ona poprawiłaby nasze bezpieczeństwo energetyczne, polepszyłaby również naszą sytuację w negocjacjach z innymi dostawcami ropy. Wybudowanie nowej rury ustabilizowałoby bowiem nasze stosunki również z Rosjanami, uczyniłoby je znacznie bardziej partnerskimi i przewidywalnymi.
- Ci na razie są panami sytuacji.
- Niezupełnie. Możemy się zaopatrywać w różne rodzaje ropy, u różnych dostawców, dostarczanej zarówno rurociągiem, jak i drogą morską. Nie jesteśmy uzależnieni od nikogo.
- Martwimy się o nierównowagę w interesach z dostawcami, a tymczasem sami zbudowaliśmy sobie monopol w transporcie ropy do naszych rafinerii. Myślę tu o firmie mającej mniej więcej połowę rynku dostaw - pośredniku J&S.
- Uważam za nieporozumienie, że jedna firma uzyskała aż siedmioletni kontrakt na dostarczanie nam ropy. W 2002 r. nie było powodów, aby na tak długo, w wyraźnym pośpiechu, związać się z jedną firmą. Od strony finansowej kontrakt też mógł-by być lepszy.
- Jak to się więc stało, że los wielkiej polskiej rafinerii jest w dużej mierze uzależniony od małej firmy o niejasnych proweniencjach?
- Kluczem do zrozumienia tego paradoksu jest sytuacja w rosyjskim systemie transportowym, należącym do państwowego Transnieftu. To rosyjska administracja państwowa pośrednio decyduje, kto może z niego korzystać. Tak więc odpowiedzi na pytanie, dlaczego jest to akurat J&S, należy szukać przede wszystkim w Moskwie.
- Myślę, że część tej odpowiedzi można znaleźć również w Polsce.
- Pewnie tak.
- W tle niemal każdego pomysłu poprawienia bezpieczeństwa energetycznego Polski jest jednak Rosja. Przecież nawet ropa do rurociągu Odessa - Brody będzie tłoczona w rosyjskim Noworosyjsku. Ci, którzy uważają, że powinniśmy dla własnego bezpieczeństwa dopuścić bezpośrednio do naszego rynku rosyjskie koncerny - czy to Łukoil, czy to Jukos - teraz zapewne triumfują.
- Na razie kupujemy ropę w Rosji, bo jest ona dla nas najtańsza. Gdy to się zmieni, skorzystamy z innych możliwości. Przypomnę, w Polsce mamy swój port naftowy, Unipetrol może kupować ropę w rejonie Adriatyku, a Możejki też nie są "przyspawane" do systemu Transnieftu. W zanadrzu mamy i inne rozwiązania, z których skorzystamy, gdyby rosyjscy dostawcy stali się z jakichś powodów zbyt drodzy lub niewiarygodni. Na rynku naftowym odbiorca może się wybić, jeśli chce, na dużą samodzielność, o wiele większą niż na rynku gazowym.
- Zwłaszcza że zachodnie wielkie koncerny jakby straciły zainteresowanie Polską. Odstąpiły nasz rynek rosyjskim firmom?
- Obserwujemy wręcz tendencję do wycofywania się z rynku środkowoeuropejskiego tych, którzy nie zdołali w ostatnich latach zbudować wystarczająco silnej pozycji. Ale to otwiera dla nas szansę wzmocnienia pozycji.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.