Kłamali od początku

Kłamali od początku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji od początku akcji poszukiwania zaginionych policjantów kręciło w sprawie i dezinformowało. Nie wiadomo po co, bo prawda i tak wyszła na jaw - oburza się "Fakt" w tekście "Kłamali od początku". W tej sprawie kłamstwo goniło kłamstwo. MSWiA najpierw informowało o "tajnej misji" powierzonej przez ministerstwo dwojgu funkcjonariuszom. Nie podawano jednak żadnych szczegółów misji, dodając sprawie rzekomej tajności, jako niezwykle ważnej. Wszyscy zachodzili w głowę, jakie to tajne zlecenie mogło nadejść z resortu do kolejowego komisariatu. Tym bardziej że o misji nie wiedziała ani Komenda Główna Policji, ani szefostwo Komendy Stołecznej. Kiedy już policja ustaliła, że żadnej tajnej misji nie było, a dwoje funkcjonariuszy z komisariatu kolejowego zostało wysłanych nieoznakowanym radiowozem, aby odwieźli dyrektora z MSWiA po nocnej balandze do domu, resort zmienił taktykę. Jak relacjonuje "Fakt", rzecznik MSWiA Tomasz Skłodowski nie chciał ujawniać żadnych informacji i kazał czekać do wtorku na powrót dyrektora Serafina z zagranicznej podróży służbowej. Wtedy ministerstwo rzekomo miało się zająć wyjaśnieniem całej sprawy. Tyle tylko że Serafin w żadnej podróży służbowej nie był! Za to dwa razy składał zeznania na policji. A gdy jego przesłuchiwali, rzecznik Skłodowski, jak gdyby nigdy nic, wmawiał pytającym go dziennikarzom, że dyrektor jest... w Rumunii. "Fakt" dodaje, że Skłodowski nie chciał także przyznać, iż doszło do bezprawnego wykorzystania radiowozu policyjnego, który służy do patrolowania i nie może nawet wyjeżdżać poza swój rejon, nie mówiąc o tym, że nie ma prawa służyć za prywatną taksówkę dyrektorom z ministerstwa. Dopiero szef policji gen. Marek Bieńkowski, zareagował jak należy i otwarcie przyznał, że radiowóz, zamiast służyć zabezpieczeniu okolic dworca, został użyty do prywaty. I skierował całą sprawę do prokuratury.