Kicz polski 2001

Kicz polski 2001

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szuka upojenia . Kicz to bardzo poważna sprawa. Tak poważna, że ponad sto poważnych osób z najpoważniejszych mediów, ośrodków naukowych i spółek giełdowych patronujących największym przedsięwzięciom kulturalnym poniechało innych zajęć i pognało nad dobrze schłodzony Bałtyk, by zgłębić istotę i złożoność tego fascynującego zjawiska, jednego z najtrwalszych w polskiej tradycji.

.

Kicz towarzyszy naszym poczynaniom od pradziejów. Bodaj jego pierwszym znanym z przekazów historycznych wcieleniem była fryzura "na pieczarkę" Ziemowita, syna Piasta, uzyskana bezgotówkowo w drodze domowych postrzyżyn, która do dziś ma wielu naśladowców. Architektura, w tym sakralna, była od kiczu wolna jedynie w okresie romańskim, kiedy drzwi służyły do wchodzenia, a okno do wpuszczania światła i podglądania bliźnich z braku telewizji. Już jednak od gotyku - z jego łukami, witrażami i figurami świętych - zaczęło być słodko. Dziś los nas doświadcza Licheniem i jasnogórskimi dewocjonaliami, z nie pobitą do tej pory Matką Boską w kształcie butelki z odkręcaną główką.
Nie pozostaje im dłużna sztuka świecka i rękodzieło. Jeśli ktoś myśli, że estetyka oleodruków z jeleniem na rykowisku odeszła w przeszłość wraz z jarmarkami, niech się przejdzie w sezonie turystycznym na dowolny rynek staromiejski albo pójdzie do kina na kolejny film z Lindą. Fioletowe bistory z lat 70. i 80. znalazły godną kontynuację w białych skarpetkach i mokasynach pierwszych lat polskiego kapitalizmu oraz dzisiejszych dresach, a elegancki prezent sprzed ćwierćwiecza - korkociąg w kształcie figurki z pokręconym przyrodzeniem - w wytwornym wibratorze pokrytym 24-karatowym złotem. W sam raz na dowcipny prezent.
Do tej pory przyjmowano za Abrahamem Molesem, który zdefiniował kicz jako sztukę szczęścia (choć trafniejsze byłoby chyba słowo "upojenie"), że kiczem może być tylko dzieło ułomnych umysłów ludzkich, bo Natura nigdy by nie stworzyła podobnego brzydactwa. Drewno samo w sobie jest piękne i dopiero człowiek przemienił je w horror pod nazwą "pamiątka z Krynicy". Tezę tę zakwestionował badacz amator Piotr Kulikowski (na co dzień prezes Indykpolu), wykazując w błyskotliwym wykładzie multimedialnym zatytułowanym "Kicz w przyrodzie", że dzieje stworzenia obfitowały w liczne nieporozumienia pod postaciami krowy, świni oraz ryby i dopiero siódmego dnia powstał twór doskonały - piękny dumny indyk. Tę konstatację dzielił już tylko krok od równie bulwersującego stwierdzenia dr. Mirosława Pęczaka, socjologa kultury z UW, który trawestując myśl Baudrillarda, zakończył swą prelekcję uwagą, że kicz jest wszystkim, czyli go nie ma.
Skoro tak, można się było zbierać do wyjazdu, nie tknąwszy deseru - tylko co począć z tysiącami produktów i eksponatów przywiezionych z całej Polski do Juraty i zgłoszonych przez internautów poprzez portal Arena (www.kicz.arena.pl) do tytułu Kicz Roku? Mimo dwunastu kategorii kulinarnej nie przewidziano, lecz Polak również tu potrafi. Kucharze z hotelu Bryza przygotowali dla zabawy krupniok po hawajsku, salceson z kawiorem i kabanosa w łososiu, a całkiem poważnie: swoiste jajka po wiedeńsku (dwa jajka, wprawdzie obrane ze skorupki, w szklance z wrzątkiem).
Najbardziej obsadzona kategoria gadżetu świadczy o tym, że choć kicz masowy narodził się w USA z chwilą wynalezienia plastiku, to jednak szczyty osiągnął w belle époque realnego socjalizmu, która w Polsce przypadała na lata 70., a na Wschodzie trwa do dziś. Najwspanialsze dokonania zgłoszone do konkursu to wyroby made in Poland z epoki Gierka, uzupełnione aktualną produkcją chińską i z krajów WNP. Ich niewyczerpanym źródłem są "ruskie" bazary, na których można kupić gumowy naparstek, zegarek marki Rolex z brylancikami, ale bez baterii kosztującej więcej niż sam czasomierz czy też przedmiot będący jednocześnie skrobaczką do szyb samochodowych i otwieraczem do flaszek. Łakomy uznania i nagrody kicz wdziera się wszędzie. Do telewizji ociekającej łzawymi talk-show, do reklamy, gdzie sikające na niebiesko niemowlęta zachwalają fundusze emerytalne, na salony bankietowe wypełnione hostessami przebranymi za puszki z napojami, na estrady, gdzie dwóch magistrów gra na puzonach góralski folklor, i do Internetu. W tej ostatniej kategorii bezkonkurencyjna okazała się witryna Telekomunikacji Polskiej z Mińska Mazowieckiego. Jest na niej wszystko, a nawet jeszcze więcej. Podkład dźwiękowy w rytmie "Bo do tanga trzeba dwojga" przerobiony na disco polo; wirujące wściekle "WELCOME", w które nikt na trzeźwo nie zdąży kliknąć, by wejść na następną stronę; dzwoniący model telefonu z lat 60. ze spadającą z przejęcia słuchawką; biegające po ekranie wyszczerzone potworki, przy których pokémony wydają się wcieleniem łagodności... a to wszystko dopiero początek. Tego, co dalej, żadne słowo nie opisze. To trzeba zobaczyć.
Kicz pospolity od doskonałego odróżnia właśnie reakcja organizmu. Dopóki człek tarza się ze śmiechu, mamy do czynienia z typem pospolitym. Kiedy zaczyna płakać - znaczy to, że znalazł okaz doskonały, prawdziwe dzieło sztuki. Do tej kategorii należy ryba na desce do krojenia, która po naciśnięciu guzika pod brzuszkiem śpiewa najpierw "I Want To The River", a na bis coś z repertuaru Whitney Houston, tak samo pięknie przekrzywiając łepek. Jest to już rzecz kultowa, nie do kupienia, ale można ją oglądać w niektórych eleganckich restauracjach rybnych na honorowym miejscu za szynkwasem. Nie ustępuje jej przezroczysty czajniczek z krajobrazem Wielkich Jezior w środku i dwiema dziurkami do wtykania długopisów, tak nieskończenie piękny w swej surrealistycznej brzydocie, że Kredyt Bank zrobił zeń swój gadżet reklamowy. Na taki pomysł mógł sobie pozwolić tylko potężny bank giełdowy o poważnym wizerunku. Gorzej, gdyby wpadł nań na przykład pewien handlarz mebli ze Śląska, oferujący stół ze szklanym blatem spoczywającym na plecach gołej panienki z mosiądzu, która dwiema nóżkami i rączką opiera się na ziemi, a w drugiej ręce trzyma telefon komórkowy. Troska kreatorów gustu o najmłodsze pokolenie daje pewność, że zajęcia w szkołach nie będą nudne, a konkurs na kicz polski wpisze się na trwałe do kalendarza wydarzeń kulturalnych nowego stulecia.

Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.