Kijów pręży muskuły

Kijów pręży muskuły

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tego nikt w Brukseli się nie spodziewał: podczas wizyty w kwaterze głównej NATO, premier Wiktor Janukowycz "zawiesił aplikację" swego kraju do paktu północnoatlantyckiego.
Ni mniej ni więcej tylko Kijów na razie ostudzi swoje transatlantyckie ambicje i starania. Jako, że w polityce nie ma przypadkowych i emocjonalnych wypowiedzi, deklarację Janukowycza można uznać za polityczny szantaż.

Ukraina jeszcze przed pomarańczową rewolucją zaczęła śnić o członkostwie w NATO. Jednym z głównych autorów i realizatorów tego projektu jest Borys Tarasiuk, obecnie po raz kolejny pełniący funkcję szefa MSZ, a wcześniej ambasador Ukrainy przy NATO. Jeszcze pół roku temu Tarasiuk mógł z satysfakcją wracać z wizyt w Brukseli, akcesja do sojuszu wydawała się kwestią najbliższych dwóch-trzech lat. Po rozpadzie pomarańczowej koalicji i wewnętrznych perturbacjach stało się jasne, że podczas listopadowego szczytu w Rydze Ukraina nie dostanie zaproszenia do paktu. Według oficjalnej wersji przyczyna miała leżeć w Kijowie, w jego sytuacji wewnętrznej. Nieoficjalnie wiadomo, że Ukrainie "pomógł" silny polityczny lobbing Rosji, która korzystając ze swojej mocniejszej pozycji wywierała nacisk na Waszyngton. W tej układance geopolitycznej ważne były też dwie inne stolice: Warszawa i Wilno, które jako chyba jedyne z pełną determinacją walczyły o zwiększenie szans Ukrainy. W sierpniu Kijów dokonał poważnej reformy armii, zastosował się też do innych wytycznych kwatery głównej. Udowodnił powagę zamiarów i konsekwencję.

Jestem pewna, że Janukowycz jadąc do Brukseli wiedział, że nic nie wskóra i skończy się na uściskach rąk z Jaapem de Hoop Schaefferem. Miał więc dwa wyjścia: przyjąć to za dobrą monetę albo wykonać bardziej wyrazisty gest, czyli właśnie zawiesić starania o członkostwo. Oficjalnym powodem jest niskie poparcie społeczeństwa ukraińskiego dla akcesji do NATO.

Ta deklaracja Janukowycza zabrzmiała niemal dramatycznie. Część komentatorów uznała to za znak, że Kijów wraca z drogi na Zachód. Ale Janukowycz - pomimo nieprzychylnej dla niego prasy - nie jest wariatem politycznym, który kieruje się urażoną dumą. Tym bardziej, że jego decyzja musiała być uzgodniona z prezydentem Wiktorem Juszczenką. Dlatego odczytuję słowa Janukowycza jako próbę politycznego szantażu na NATO a w dalszej perspektywie na Unii Europejskiej. Przesłanie brzmi: nie próbujcie nas wodzić za nos, bo możemy się znów bardziej zaprzyjaźnić z Moskwą. W tej sytuacji następny krok należy do Brukseli.

Wizyta Janukowycza w Brukseli wcale więc nie jest dowodem na to, że Kijów odwraca się od Europy. Inaczej, Kijów zaczyna się targować z Europą.