Drugi 1989?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Węgierskie zamieszki mogą stać się impulsem, który przypomni Europie Środkowej atmosferę "aksamitnej rewolucji" 1989 roku.
Na razie rozwój sytuacji na Węgrzech można przewidzieć do 1 października. Wtedy w tym kraju odbędą się wybory samorządowe, w których miażdżące zwycięstwo na pewno odniesie opozycyjny Fidesz - trudno oczekiwać, aby ktokolwiek oddał głos na socjalistów po kłamstwach Ferenca Gyurcsany'ego. Jednak dalszy rozwój wydarzeń to jedna wielka niewiadoma. Premier raczej nie ustąpi, protestujący również. Wytworzy się więc patowa sytuacja, która może doprowadzić do przedterminowych wyborów, ale równie dobrze może zakończyć się powrotem do sytuacji z ubiegłego tygodnia, gdy nikt jeszcze nie wiedział o oszustwach Gyurcsany'ego.

Węgry są w trudnej sytuacji, bowiem są tam zaledwie dwie partie przygotowane do rządzenia i żadna z nich nie cieszy się na tyle dużym poparciem Madziarów, aby spokojnie kierować krajem. Podobna sytuacja panuje w pozostałych krajach regionu: Polsce, Czechach, Słowacji. W Polsce mieliśmy już nawet namiastkę budapeszteńskich wydarzeń - gdy przez kraj przetoczyły się protesty przeciw powołaniu Romana Giertycha na ministra edukacji. Słowacja i Czechy są świeżo po wyborach, nowe koalicje nie zdążyły jeszcze porządzić na tyle długo, aby wywołać reakcje. Jednak ich skład (na Słowacji rządzą lewicowi populiści, w Czechach nikomu nie udaje się stworzyć większościowej koalicji w parlamencie) sugeruje, że do demonstracji na ulicach dojdzie tam wcześniej niż później.

Taka sytuacja w kolejnych krajach naszego regionu to efekt apatii mieszkańców Polski, Węgier, Słowacji, Czech. Entuzjazm 1989 roku, który doprowadził do obalenia komunizmu, wygasł dość szybko - ludzie zajęli się swoimi sprawami, nie zwracając uwagi na politykę. Doprowadziło to do tego, że władzę w krajach środkowoeuropejskich przejęły partie najlepiej operujące populistycznymi hasłami. Aby wejść do parlamentu i rządu, wystarczyło być odpowiednio zdeterminowanym w walce ze słabymi przeciwnikami. Teraz nie zmienią tego nawet najbardziej gwałtowne rozruchy, bowiem w każdym kraju naszego regionu brakuje alternatywy dla obecnie rządzących.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że mieszkańcy Europy Środkowej wybudzą się z politycznego letargu. Znów zaczniemy o polityce rozmawiać, chodzić na wiece, angażować się w oddolne inicjatywy. Demonstracje w Budapeszcie, czy wcześniejsze marsze przeciw Giertychowi to pierwszy krok w tym kierunku. Tylko w ten sposób uda się stworzyć sprawny system partyjny - tak jak w 1989 roku, gdy powstawały partie opozycyjne wobec wcześniej rządzących komunistów. Inaczej nie uda się stworzyć mechanizmu, który będzie umiał samodzielnie wyeliminować polityków w postaci krętacza Gyurcsany'ego.