Publikacja "Gazety Polskiej", sympatyzującej z partią rządzącą, może więc wyglądać na inspirowaną przez środowiska PiS-u. Zwłaszcza, że - czego gazeta nie ukrywa - informacja opiera się na raporcie komisji Macierewicza, a więc musiał gdzieś nastąpić przeciek. Zaś wzajemne sympatie i związki gazety i środowiska zajmującego się likwidacją wojskowych służb (rzecznik Antoniego Macierewicza figuruje w stopce gazety) nawet przy najlepszej woli nasuwają podejrzenie, że dziennikarze dali się użyć jako narzędzie w walce politycznej. Jeśli więc przyjąć optykę PiS-u, wcześniej zarzucajacego to dziennikarzom TVN, trudno nie mówić o co najmniej tym samym grzechu w odniesieniu do dziennikarzy "GP".
Uderzenie w TVN, ujawniające agenta służb specjalnych na tak wysokim stanowisku w tej stacji z pewnością nie wzmacnia jej wiarygodności, ale to że stało się po tygodniu od ujawnienia taśm również nie wzmacnia naszej wiary w bezstronność "GP". Do tego wpadka ze zdjęciem, sugerująca nadzwyczajny pośpiech.
Trudno wyrokować o prawdziwości bądź nie zarzutów dziennikarzy "Gazety Polskiej". I choć pogłoski na temat związków sekretarza programowego TVN Milana Suboticia ze służbami specjalnymi krążyły w środowisku dziennikarskim od lat, na razie autorzy artykułu powołują się jedynie na tajny raport, czemu nota bene zaprzecza sam Antoni Macierewicz, zapewniając, że przecieku nie było. W tej sprawie pytań jest zresztą więcej, m.in.: czy rzeczywiście Milan Subotić jako sekretarz programowy nie wiedział o taśmach Beger? Zapewnienia TVN, że tak nie było nie wypadły zbyt przekonywująco, ale za bezstronnością Morozowskiego i Sekielskiego przemawiają z kolei ich wcześniejsze dokonania, choćby nagranie kompromitujące polityków Platformy. Niezależnie od tych wątpliwości, niepodważalne pozostanie to co zostało nagrane w pokoju pani Beger i co obejrzała cała Polska.
Wątpliwości mogłoby rozstrzygnąć odtajnienie raportu komisji likwidacyjnej WSI. Politycy PiS co prawda twierdzą, że w tej sprawie robią wszystko co możliwe, jednak niełatwo uwierzyć w te zapewnienia, jeśli pomyśli się o sprawie pułkownika Lesiaka i inwigilację prawicy w latach 90. dokumenty w tej sprawie dotąd nie ujrzały światła dziennego. W tej sytuacji jedynym testem na szczerość deklaracji rządzących i prawdziwość zarzutów "GP" będzie odtajnienie raportu.