Grudzień '70 w Gdyni

Grudzień '70 w Gdyni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wydarzenia te były końcem nadziei na zreformowanie systemu komunistycznego. Ofiara poległych w 1970 r. nie poszła jednak na marne - mówił uczestniczący w gdyńskich uroczystościach 36. rocznicy Grudnia '70 prezydent Lech Kaczyński.
"Wydarzenia roku 1970 (...) to istotnie koniec marzeń o tym, że 
tamten system może być zreformowany. Opozycja demokratyczna nie 
ukształtowała się zaraz po Grudniu, ale zaczęła się kształtować
kilka lat później, niewątpliwie także pod wpływem tego, wielkiego
doświadczenia. Wielkiego i jednocześnie tragicznego" - powiedział
Lech Kaczyński podczas uroczystości przy pomniku Ofiar Grudnia'70
w pobliżu przystanku kolejki SKM Gdynia-Stocznia, gdzie przed 36
laty padły w Gdyni pierwsze strzały do robotników.

    Lech Kaczyński zwrócił uwagę, że podczas apelu poległych, który
otworzył gdyńskie uroczystości, wyczytane zostały nazwiska głównie
młodych ludzi. "Zginęli w walce z tamtym, obcym naszemu narodowi, obcym naszym
podstawowym wartościom, systemem. Można powiedzieć polegli w 
walce, ale w walce, która w końcu zakończyła się sukcesem,
zwycięstwem, choć było to wiele, wiele lat później"- mówił
prezydent.

    Prezydent dodał, że wolność i niepodległość to olbrzymie
wartości, ale też są one "zadaniem do zagospodarowania i trzeba to 
próbować uczynić tak dobrze jak potrafimy". Powiedział, że choć
żyjemy obecnie w wolnej Polsce, to jednak ma ona swoje wady, które
trzeba naprawiać. "Będziemy to robić w ciężkim trudzie, idąc niejednokrotnie krętą
drogą czy wręcz ścieżką staramy się to czynić. Wiele rzeczy przez
lata niemożliwych - choć oczywistych - zostało już uczynionych i 
będziemy to, co dotąd, czynić również dalej" - powiedział prezydent.

    Lech Kaczyński podkreślił, że jego obowiązkiem jako prezydenta jest obecność w 
miejscach, które przypominają najnowszą historię Polski - 
"Historię walki z systemem, który zniszczył życie dwóch pokoleń,
który został narzucony Polsce siłą i który oparty był o zasadę
ubezwłasnowolnienia i konkretnego człowieka i społeczeństwa jako
całości" - powiedział prezydent.

    Prezydent odniósł się również do słów występującego przed nim
przewodniczącego stoczniowej Solidarności Dariusza Adamskiego,
który mówił m.in., że sprawcy wydarzeń sprzed 36 lat nie zostali
rozliczeni. "Będziemy więc dalej iść drogą, która może doprowadzić do tego,
że za dwa, trzy lata pan przewodniczący nie będzie już mówił o 
niespełnionych postulatach, o nieuregulowanych rachunkach krzywd.
Ja (...) jako prezydent Rzeczpospolitej będę czynił wszystko, w 
ramach obowiązującej konstytucji, aby właśnie tak się stało.
Chwała bohaterom, których pamięć dziś czcimy" - zakończył swoje
przemówienie prezydent.

    Gdyńskie uroczystości rozpoczęły się w niedzielę o 6.00 rano przy
pomniku Ofiar Grudnia'70. Uczestniczyło w nich kilkaset osób,
m.in. wiele młodzieży. Na drodze od peronu kolejowego do pomnika, gdzie w 1970 r. padły
pierwsze strzały, ułożono co kilka metrów zapalone
znicze. Odczytany został apel poległych, pod pomnikiem złożono
wieńce i kwiaty, a kompania honorowa Marynarki Wojennej oddała
salwę honorową.

Rocznicowe obchody w Gdyni kontynuowane były po południu.
Rozpoczęła je msza św. w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, podczas której abp Tadeusz Gocłowski apelował, by Polacy nie zmarnowali tego co wywalczyli bohaterowie wydarzeń sprzed 36 lat. "Czy ta wielka historia, którą dzisiaj przeżywamy będzie rzutowała na nasze życie, czy to spotkanie dzisiaj rano o szóstej było tylko złożeniem wieńców, czy też wielkim zobowiązaniem. Bracia, którzyście zginęli na ulicach Gdyni przyrzekamy wam, że dziś żyjąc w wolnej, suwerennej, demokratycznej ojczyźnie, zjednoczonej Europie nie będziemy szukać egoizmu albo tak zwanej nieomylności własnej (...) ale poszukamy takich rozwiązań które będą służyły narodowi (...) Nie możemy niczego zmarnować z tego co wywalczyli dla nas ci, których dzisiaj wspominaliśmy rano" - mówił w homilii abp Gocłowski.

Po mszy, jej uczestnicy przejdą ulicami Gdyni pod pomnik Ofiar Grudnia niedaleko urzędu miejskiego, gdzie odbędzie się m.in. apel poległych. (PAP)

Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska,
Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało
rannych.

Wydarzenia te zostały sprowokowane przez drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, ogłoszone przez ekipę Gomułki 12 grudnia 1970 r. Wywołały one demonstracje, głównie na Wybrzeżu, ale także w Krakowie, Wałbrzychu i w innych miastach. Jako pierwsi, 14 grudnia, zaprotestowali robotnicy gdyńskiej stoczni im. Komuny Paryskiej. Dołączyli do nich pracownicy innych przedsiębiorstw na Wybrzeżu. Doszło też do gwałtownych manifestacji ulicznych. W Gdańsku i Szczecinie protestujący podpalili gmachy Komitetów Wojewódzkich PZPR.

16 grudnia wojsko zgromadzone przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej otworzyło ogień do grupy robotników opuszczającej teren zakładu. Tego samego dnia wieczorem w telewizji wystąpił wicepremier, były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, Stanisław Kociołek. Wezwał wszystkich protestujących do powrotu do pracy. Następnego dnia w Gdyni padły kolejne strzały, tym razem do robotników, którzy zareagowali na wezwanie Kociołka i chcieli wrócić do pracy.

W PRL nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności za wydarzenia Grudnia'70. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od października 2001 r. przed sądem w Warszawie trwa, przeniesiony z Gdańska, proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników Wybrzeża w 1970 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Wojciech Jaruzelski, wicepremier Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Odpowiadają z wolnej stopy; formalnie grozi im nawet dożywocie.

Od pięciu lat trwają przesłuchania świadków - robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prok. Bogdana Szegdy, by ograniczyć ich liczbę do ok. 150. W czerwcu tego roku Szegda ponowił wniosek, by wezwać już tylko ok. 100 świadków tak, by proces mógł się wkrótce zakończyć. Dotychczas przesłuchano ok. 700 świadków.

pap, em