Stopa rządu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bezrobocie rośnie, stopy procentowe są najwyższe w cywilizowanym świecie, deficyt obrotów bieżących ciągle grozi kryzysem finansowym, opłacalność eksportu maleje, pielęgniarki protestują, a kasy chorych płaczą, że nie mają pieniędzy - takie informacje codziennie pojawiają się w mediach. Ludzie czytają i nic nie rozumieją. Co się stało? Dlaczego, skoro tak długo było tak dobrze, nagle zaczęło być tak źle? O co tu chodzi? I co zrobić, aby to wszystko jakoś zrozumieć?


Czytać prasę!
Na przykład drukującą rządowe komunikaty "Rzeczpospolitą". Co dwa tygodnie można tam znaleźć zawiadomienie o wynikach przetargu na bony skarbowe. W komunikacie z 12 kwietnia poinformowano, że w ten sposób budżet pożyczył 800 mln zł, płacąc za pożyczkę średnio 16,306 proc. Tak zwany normalny obywatel czasem napotyka taką informację. Jeśli jednak nawet ją przeczyta, nie zajmie ona jego uwagi. A szkoda! W niej bowiem ma klucz do wszystkich nieszczęść naszej gospodarki.
Budżet pożyczył przez dwa tygodnie prawie miliard złotych. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że tego miliarda nie udostępniono przedsiębiorstwom (jest to tak zwany efekt wypierania). Pieniądze te nie zostały zagonione do pracy na rzecz społeczeństwa, tylko wydane przez rząd. Bud-żet pożyczając, płacił ponad 16 proc. odsetek. Dla wierzycieli jest to świetny interes, i to z trzech powodów. Po pierwsze, państwo jest dłużnikiem pewnym. Na pewno - mimo intensywnych wysiłków rządzącej ekipy - nie zbankrutuje. Dla wierzycieli ryzyko finansowe jest zatem równe zeru. Po drugie, budżet pożycza "hurtowo", więc dla inwestora finansowego przetarg jest okazją do zrobienia dużego interesu. Rozwiązuje to jego problemy z tak zwaną nadpłynnością. Załóżmy, że nasz inwestor - powiedzmy bank - pożyczył budżetowi 20 mln zł. Porównajmy teraz, ilu indywidualnych klientów musiałby obsłużyć, by upchnąć na rynku kredytowym taką kwotę? Ilu pracowników musiałby zatrudnić i ile (koszty transakcyjne!) by go to kosztowało?
Wyobraźmy sobie teraz, że jesteśmy analitykiem zachodniej instytucji finansowej i dowiadujemy się o takiej okazji. W Polsce "darmo" dają 16,3 proc. Bez kosztów transakcyjnych i na stuprocentowo pewny interes. Co robimy? Ano, lecimy do Polski jak pszczoła do miodu. Zwłaszcza że oczywiste jest, iż przylecą także inni, a napływ kapitału sprawi, że złoty się umocni.
I jeśli będziemy mieli odrobinę szczęścia, dolary sprzedamy po 4 zł 10 gr, a po kilku tygodniach odkupimy je za 4 zł 6 gr. Owe 16,3 proc. będzie zatem nie tylko zyskiem realnym, ale zainkasujemy też drobną premię aprecjacyjną.

Dylematy bankiera
Wyobraźmy sobie teraz, że jesteśmy członkiem zarządu poważnego krajowego banku komercyjnego. Za ile skłonni będziemy pożyczyć pieniądze stu drobnym nowo powstałym firmom, skoro - bez kosztów transakcyjnych, wysiłku i ryzyka - możemy skasować od państwa 16,3 proc.? Nie jestem prezesem banku, ale ja bym poniżej 21 proc. nie spuścił. A co powiemy klientowi, który sugeruje, by mu pożyczyć na 15 proc.? Nie jestem - powtarzam - prezesem banku i nie chcę sugerować, że owi poważni biznesmeni tak mówią, ale ja powiedziałbym: "A won, łachu! Idź pod kościół z torbą, dziadu jeden, zamiast zawracać głowę poważnym instytucjom świadczącym usługi na rynku finansowym".
Ciężka jest dola bankiera (ile to się z interesantami trzeba naużerać!). Nie o niej chcę tu jednak mówić, tylko o konsekwencjach makroekonomicznych powyższej sytua-cji. A są one oczywiste. I stanowią odpowiedź na trzy przytoczone na wstępie pytania. Już wiemy, dlaczego napływają dewizy, dlaczego drożejący złoty zmniejsza opłacalność eksportu i czemu stopy procentowe są wysokie. Za chwilę także wyjaśnią się zagadki pozostałe. Na razie jednak zatrzymajmy się przy kwestii stóp procentowych. Za ich wysoki poziom powszechnie oskarżany jest NBP i jego Rada Polityki Pieniężnej. Z przeprowadzonego powyżej wywodu wynika jednak, że jest to trzecia ze znanych Tischnerowskich kategorii prawdy (przypominam dwie pierwsze: "cała prawda", "moja prawda" i...).

Budżet Polityki Pieniężnej
Rzeczywiste stopy procentowe na komercyjnym rynku bankowym kształtuje nie RPP swoimi decyzjami, lecz budżet swoimi pożyczkami. Konkurencyjnym rynkiem można próbować w nieznacznym zakresie sterować, ale zawsze dla ceny decydujące znaczenie ma popyt. Dlatego wpływ - na przykład - stopy kredytu refinansowego na rynek bankowy jest tylko nieco większy od znanej zależności między zaćmieniem Księżyca na Formosie i długością miesiączki u pingwinów. Kwoty pożyczone w NBP stanowią prawie nie rzutujący na koszty ułamek sum, jakimi obracają banki. Oddziaływanie RPP na rynek pieniężny bardziej już (choć także w umiarkowany sposób) dokonuje się poprzez informowanie o tendencjach w polityce monetarnej i kształtowanie oczekiwań inflacyjnych. Dobrym dowodem na to jest umiarkowana reakcja banków komercyjnych na zmiany stóp procentowych NBP. Przy pierwszej obniżce (z 28 lutego) praktycznie jej nie było. Przy drugiej (z 28 marca) reakcja - mimo że w sumie stopy spadły o 2 punkty procentowe - była bardzo niewielka. Nie trzeba przy tym dodawać, że dotyczyła przede wszystkim depozytów. I jest to logiczne. Po co obniżać oprocentowanie kredytów, skoro budżet pożycza jak głupi i płaci każde pieniądze? W takiej sytuacji rozsądniej przecież jest zniechęcić klientów, by nie przynosili swoich oszczędności.

Budżet niezrównoważony
Morał, do którego zmierzam z konsekwencją niosącej pokój Armii Czerwonej, jest prosty. Źródłem wszelkich nieszczęść polskiej gospodarki jest deficyt budżetowy. Na zakręcie, na którym się znajdujemy, potrzebny byłby bud-żet z nadwyżką dochodów. Minimalnym minimum jest budżet zrównoważony. Zaś procenty deficytu proponowane przez rząd (jeden, dwa, trzy oraz dyscyplina dodatkowa - cztery) są dla tej gospodarki gwoździem do trumny.
Z góry wykluczam możliwość przekonania o tym posła Gabriela Janowskiego i jemu podobnych. Nawet jednak po ich odliczeniu pozostaje parlamentarna większość, która - w rozmowie prywatnej - gotowa jest z tym stwierdzeniem się zgodzić. Zgodę opatrują jednak protekcjonalnym poklepaniem po ramieniu i słowami: "Stary, ale jak to zrobić? I to w roku wyborczym!".
Prawda, czasy, w których bez lupy można było znaleźć w budżecie miliardowe oszczędności, dawno minęły. Nie znaczy to jednak, że luzów nie ma i że się nie marnotrawi pieniędzy podatnika. Tyle że dzisiaj jest to kilkanaście milionów złotych tu, kilkadziesiąt milionów tam i po kilka milionów złotych w kilkuset innych miejscach. Trzeba znaleźć sposób na wykrycie i wykorzystanie tych rezerw.

Oszczędności spod lupy
Zgoda, próbowano już różnych metod. Prostych cięć budżetowych - zabieramy im pieniądze i niech oszczędzają. Nie pomogło. Nikt nie oszczędzał, a szpitale, szkoły i inne jednostki sfery bud-żetowej po prostu przestały płacić dostawcom. Efekt był taki, że budżet musiał spłacić ich długi. Próbowano metody odwrotnej - wymuszania planów restrukturyzacji. Efekt był taki, że na koncepcje restrukturyzacyjne pieniądze wydano, a planów modernizacji jak nie było, tak nie ma. Próbowano komercjalizacji finansów publicznych i odtworzono (w zwiększonej liczbie) fundusze celowe. Miały one lepiej, po menedżersku, zarządzać pieniędzmi publicznymi i zarabiać własne. Nie zarobiły i nie zarządziły, zaś paru aferom po prostu ukręcono łeb.
Próbowano reform systemowych. Odciążenia ZUS i utworzenia otwartych funduszy emerytalnych. Zaczęło się nawet nieźle. Niestety, wkrótce zrobił się przeciąg i prezesowi Alotowi osiem miliardów złotych wywiało przez okno. Utworzono kasy chorych, ale zapomniano je sprywatyzować i potraktowano jako przytulisko dla polityków, których gdzie indziej zatrudnić nie było sposobu. Próbowano kukułcze jajo podrzucić samorządom, ale stworzono ich dwa razy za dużo i zezwolono im wydawać pieniądze głównie na pensje i diety.
Skłamałbym zatem, mówiąc, że nic nie zrobiono. Tyle że każdy z zastosowanych sposobów może być skuteczny przy spełnieniu kilku warunków: konsekwencji, kontroli i przyjęciu kryterium fachowości w doborze zarządu. A o nich zapomniano.

Więcej możesz przeczytać w 18/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.