Prądu nie zabraknie w czasie suszy i COVID-19

Prądu nie zabraknie w czasie suszy i COVID-19

Energia, prąd, zdjęcie ilustracyjne
Energia, prąd, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pexels / Pixabay
W czasie epidemii koronawirusa pojawił się jeszcze jeden problem dla gospodarki - susza. Prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej w rozmowie z Wprost mówi, że nie powinna ona mieć negatywnego wpływu na dostawy prądu. Podkreśla, że problemem mogą być przedłużające się upały.

Paweł Bednarz Wprost: Panie Profesorze, zbliża się lato, mamy epidemię koronawirusa, części firm stoi, albo pracuje w mniejszej skali. Zapotrzebowanie na moc spadło. Jak wygląda nasze bezpieczeństwo energetyczne?

Prof. dr hab. inż. Konrad Świrski Politechnika Warszawska/Transition Technologies: Niższe zapotrzebowanie naturalnie wpływa na jego zwiększenie. Nie ma wówczas zagrożenia, bo mamy większe możliwości w stosunku do tego, co generujemy. Spadło zapotrzebowanie szczytowe, a to spowodowało, że jesteśmy bardziej bezpieczni.

Czy nadchodząca susza może stanowić zagrożenie?

Susza dotknie elektrowni kondensacyjnych przepływowych, czyli tak naprawdę ok. 50 proc. tych, które są zasilane na węgiel kamienny. Zacznijmy od tego, że powiedzenie dziś czegokolwiek obarczone jest dużym ryzykiem, bo nie wiemy, co się będzie działo. Zapotrzebowanie na energie w Polsce spadło, ale nie aż tak jak we Włoszech, czy w innych krajach. Nie sądzę jednak, żeby krótkoterminowo susza stanowiła ogromny problem. Jeśli mówimy o suszy i temperaturze w rzekach to ewentualnie może się do odbić na możliwościach produkcyjnych w elektrowniach dopiero w lipcu / sierpniu. Woda do chłodzenia jest. Większość elektrowni jest przygotowana, nawet przy niskim poziomie wód w rzekach. Gorzej będzie, jeśli podniesie się temperatura (wody) – mogą nastąpić ograniczenia w systemach chłodzenia elektrowni (nie jest możliwe zbyt wysokie podgrzanie wody). Musiałaby nadejść fala upałów, która utrzymywałaby się przed dłuższy czas. Do tego, jeśli wystąpi susza, to możemy mieć problem. Ja nie widzę tego aż tak pesymistycznie. Musiałaby nastąpić kumulacja negatywnych czynników. Musiałoby również nie wiać, bo coraz więcej prądu mamy z farm wiatrowych, a także zablokowany musiałby zostać import energii z innych krajów. Przez najbliższe dwa miesiące możemy być spokojni. Mam nadzieję jednak, że będzie padać.

W części mediów w ostatnim czasie znów zaczął przewijać się temat importowania prądu z Białorusi, z jeszcze budowanej elektrowni jądrowej. Czy to byłyby dla Polski dobre?

Lubię konkrety. Połączenie energetyczne z Białorusią jest rozebrane, więc na razie nie ma tematu. Ma on jednak dwie strony medalu, bo jeśli patrzyć na cenę tej energii to ona będzie tania. Jeżeli zatem możemy mieć tanią energię, to czemu jej nie kupić. Z drugiej strony podnosimy temat bezpieczeństwa energetycznego. Chcemy produkować 100 proc. energii we własnym kraju. Nie sądzę, żeby było to do utrzymania w przyszłych latach. W następnej dekadzie na pewno będziemy uzależnieni od importu energii. Polska od kilku lat przeszła ze strony eksportera na stronę importera, z tego powodu, że tam ona jest tańsza.

A co z atomem? Termin ujęcia energii z atomu w miksie energetycznym jest chyba mało realny.

No właśnie, tutaj też możemy tylko gdybać. Czekamy na reakcję gospodarki w związku z panującym kryzysem, która może być różna. W tym roku znowu się pewnie nic nie wydarzy. Temat schodzi z perspektywy wejścia do miksu energetycznego. Nie wiem, czy jest sens myśleć o tym, co będzie za 20 lat, bo rok temu rozmawialiśmy o całkiem innych tematach i nikt nie przewidział tego, z czym dziś się mierzymy. Jak na dziś – nie widać atomu w perspektywie (realnego działania elektrowni) do 2040.

Źródło: Wprost