Posiadacze „domowej” fotowolitaiki mogą odetchnąć z ulgą. Rusza produkcja stacjonarnych magazynów energii na polski rynek
Artykuł sponsorowany

Posiadacze „domowej” fotowolitaiki mogą odetchnąć z ulgą. Rusza produkcja stacjonarnych magazynów energii na polski rynek

Panele fotowoltaiczne na dachu
Panele fotowoltaiczne na dachu Źródło:Shutterstock / lalanta71
Fotowoltaika w ostatnich latach zrobiła furorę. To nie tylko sposób na bycie eko, ale też realna korzyść dla portfela. Niestety, wygląda na to, że złota era zielonej energii w Polsce kończy się, zanim na dobre się rozpoczęła. Zapowiadane zmiany w prawie sprawią, że korzystanie z odnawialnych źródeł energii przestanie się opłacać. Głównym problemem jest przeciążony i przestarzały system sieci przesyłowych. Hamuje on nie tylko rozwój fotowoltaiki, ale także elektromobilności. Rozwiązaniem może być pierwsza w Polsce fabryka stacjonarnych magazynów energii na rynek wewnętrzny, a taka właśnie powstaje. Inicjatorem przedsięwzięcia jest spółka POZBUD S.A. z Poznania, która zawiązała w tym celu współpracę z singapurską Durapower Holdings PTE LTD i Elmodis z Krakowa.

W lipcu posłanka Jadwiga Emilewicz złożyła do Sejmu projekt zmian ustawy o OZE (Odnawialne Źródła Energii – red.). Podczas prac sejmowej Komisji ds. Energii, Klimatu i Środowiska przyjęto poprawki, które sprawiły, że projekt w niczym nie przypominał pierwowzoru. W związku z tym posłanka Emilewicz wycofała projekt, tłumacząc, że nowy kształt ustawy zahamuje rozwój energetyki obywatelskiej.

Posiadacze i zwolennicy „domowej” fotowoltaiki odetchnęli z ulgą, ale nie na długo. Tego samego dnia poseł Marek Suski, przewodniczący Komisji ds. Energii, Klimatu i Środowiska, złożył wycofany projekt wraz z poprawkami, który dzień później został przegłosowany w Sejmie. Senat ustawę odrzucił, co oznacza, że ponownie zajmie się nią Sejm.

Kluczowe zmiany mają wejść w życie od 1 kwietnia. Chodzi przede wszystkim o zasadę rozliczeń. Koniec z upustami dla prosumentów (czyli producentów i konsumentów zarazem – red.) którzy do tej pory mogli „oddać” nadwyżkę i odebrać ją z w innym okresie. Zamiast tego, rząd proponuje model net-billingu, czyli system oparty o zakup i sprzedaż energii. Mniej korzystny, bo sprzedawana przez prosumenta energia będzie tańsza niż ta kupowana.

Warto przy tym wspomnieć, że zmiany mają dotyczyć tylko nowych użytkowników fotowoltaiki, których instalacja zostanie przyłączona lub wyprodukuje prąd po 31 marca 2022 roku. Dotychczasowych właścicieli instalacji jeszcze przez 15 lat mają obejmować stare zasady.

Topniejące korzyści

Przedstawiciele branży i niektórzy eksperci alarmują, że wprowadzone zmiany mogą znacznie wyhamować dynamiczny rozwój sektora odnawialnych źródeł energii (OZE) w Polsce.

– Zaproponowany sposób wyceny energii wprowadzanej do sieci przez mikroinstalacje prosumenckie narzuca im gorsze warunki niż w przemysłowych elektrowniach, które mają gwarantowaną w aukcjach stałą cenę sprzedaży energii – przekonuje Bogdan Szymański, prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej Polska PV.

– Taka sytuacja zakłada nierówne traktowanie energetyki przemysłowej wobec prosumentów i w konsekwencji spowoduje spadek zainteresowania prosumenckim wytwarzaniem energii – ostrzega.

Do tej pory za inwestycją w mikroinstalacje przemawiał szybki okres zwrotu, który w zależności od wielkości i rocznego zużycia prądu, mógł wynieść zaledwie 5 lat. Według wyliczeń rządowych obecnie będzie to 8 lat, jednak niektóre dane specjalistów pokazują, że ten czas może wydłużyć się nawet do 16 lat. I chociaż trudno ocenić rzeczywistą żywotność paneli, to dla każdego potencjalnego inwestora jasne staje się, że czas, gdy będziemy „zarabiać” na zielonej energii ulega właśnie skróceniu.

Fotowoltaika, która miała stać się lekarstwem na rosnące ceny prądu, uczynić nasz kraj bardziej „zielonym”, wolnym od smogu, nie będzie już tak opłacalna. Korzyści z posiadania paneli słonecznych topnieją w oczach, szczególnie dla nowych inwestorów.

Milion kontra system

Rząd jest zdeterminowany, by ustawę przyjąć. Większość ekspertów zajmujących się tematem zgadza się, że jakieś działania są potrzebne. Różnice zdań dotyczą tego, jak szybkie i na ile drastyczne powinny być zmiany.

Wszystkiemu winny jest przeciążony system sieci przesyłowych. Szacuje się, że liczba prosumentów na początku 2022 roku przekroczy milion. Przestarzałe instalacje już teraz nie wytrzymują masowego napływu energii z fotowoltaiki. Stąd pomysł Ministerstwa Klimatu i Środowiska, który przyjął postać ustawy zaprezentowanej przez Marka Suskiego, aby uporządkować sektor i nakłonić prosumentów do handlowania energią na nowych warunkach.

– Już w tej chwili mamy bardzo dużo reklamacji zgłaszanych do operatorów sieci dystrybucyjnej, że system wyłącza ich instalacje w „pikach” energii. Jest to związane z tym, że nasza sieć elektroenergetyczna ma swoją ograniczoną pojemność. Jeżeli byśmy dalej pozostali bezrefleksyjnie w modelu rozwoju prosumenckiego, moglibyśmy de facto zaszkodzić samym prosumentom. To są prawa fizyki, nie da się tego zatrzymać – argumentował w rozmowie z Gazeta.pl konieczność wprowadzenia nowych regulacji wiceminister klimatu Ireneusz Zyska.

Broniąc ustawy w Senacie, Zyska przekonywał, że „nie możemy dłużej traktować sieci energetycznej jako wirtualnego magazynu, z którego można pobierać energię nawet 12 miesięcy po jej wytworzeniu”. – Model oparty o upusty był znakomity, ale wyczerpał swoją formułę. Dzisiaj, zgodnie z tym, co nakazują nam dyrektywy unijne i co zostało wdrożone w innych krajach, potrzebujemy modelu sprzedażowego, zwanego net-billingiem – mówił wiceminister. Przypomniał, że termin zmian został już przesunięty i nie da się tego dłużej odwlekać, ponieważ przy milionie prosumentów, straty sięgną 1 mld zł. – To jest różnica między kosztami przechowywania energii, a kosztami, jakie ponoszą prosumenci. Tę różnicę pokrywają wszyscy – dodał.

Magazyn nadziei

Rozwiązaniem części problemów mogą być stacjonarne magazyny energii, które ułatwią życie przede wszystkim posiadaczom domowych instalacji fotowoltaiczych. Do tej pory w Polsce nie było żadnego producenta takich magazynów na rynek wewnętrzny, jednak ta sytuacja właśnie uległa zmianie. Z inicjatywy firmy POZBUD S.A., ma powstać pierwsza w kraju fabryka, która dostarczy Polakom takie urządzenia.

Poznańska firma połączyła w tym celu siły z Durapower Holdings PTE LTD z Singapuru i krakowską firmą Elmodis. Ich przedstawiciele deklarują, że już za chwilę wszyscy polscy prosumenci będą mogli zaopatrzyć się we własne magazyny energii polskiej produkcji. Dzięki nim znacznie poprawi się opłacalność posiadania małych elektrowni fotowoltaicznych, szczególnie w kontekście szykowanych przez rząd zmian.

Koordynację projektu bierze na siebie POZBUD. Poznańska spóła uruchomi produkcję magazynów energii, przygotuje i zorganizuje ich dystrybucję, a także zajmie się promocją. Know-how w zakresie produkcji litowo-jonowych modułów i kompletnych pakietów, w tym systemów zarządzania bateriami, udzieli singapurska spółka Durapower. Jak czytamy na jej oficjalnej stronie „projektuje ona i produkuje bezpieczny, wysokowydajny, lekki i trwały system magazynowania energii (ESS) z wykorzystaniem akumulatorów pochodzących z recyklingu w ramach zintegrowanego procesu w obiegu zamkniętym, kładąc nacisk na czystą i odnawialną energię”. Z kolei firma Elmodis, jako podmiot skoncentrowany na rynku Przemysłowego Internetu Rzeczy (IIoT), dostarczy dedykowane rozwiązania do sterowania i optymalizacji magazynowania energii.

Po co taki magazyn energii? Encyklopedycznie rzecz ujmując, proces magazynowania energii polega na przekształcaniu i przechowywaniu energii elektrycznej z danego źródła w inną formę energii, którą można ponownie zamienić w energię elektryczną. Ma to na celu między innymi pokrycie zwiększonego zapotrzebowania na energię, ale także zapewnienie ciągłości dostaw, jeśli ta zostanie z jakiegoś powodu przerwana. Kolejnymi zaletami magazynów energii jest stabilizacja napięcia i korekta innych parametrów elektroenergetycznych, lepsze zarządzanie kupowaną lub produkowaną energią, a przede wszystkim jej natychmiastowa dostępność.

Powszechne stosowanie magazynów energii niesie za sobą także oczywiste korzyści ekologiczne, jak zmniejszenie śladu węglowego i zanieczyszczeń do atmosfery czy oszczędność wody przy zmniejszonej produkcji energii z paliw kopalnych.

Magazyny energii pomogą rozwiązać jeszcze jeden problem.

Elektryczne marzenia

Przestarzałe sieci przesyłowe, używane dziś jako wirtualne magazyny energii to nie tylko wyzwanie dla rosnącej liczby prosumentów, ale również hamulec dla rozwoju innej sieci, której mizerne wskaźniki odczuwa większość posiadaczy samochodów elektrycznych.

W 2016 roku ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski przedstawiłprogram „W drodze do elektromobilności”. Podkreślał wówczas, że ambicją i celem jego resortu jest, by za 10 lat po polskich drogach jeździło co najmniej milion aut napędzanych energią elektryczną. Po kilku latach ten wymarzony milion brzmi mało prawdopodobnie. Kilka dni temu premier Mateusz Morawicki obwieszczał wprawdzie, że „Polska już dziś jest liderem elektromobilności w Europie”, ale liczby temu przeczą.

Według Licznika Elektromobliności, uruchomionego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM), pod koniec października 2021 roku w Polsce były zarejestrowane łącznie 33 143 samochody osobowe z napędem elektrycznym, z czego jedynie 16 037 to pojazdy w pełni elektryczne, a pozostałe to hybrydy typu plug-in. Jeśli spojrzeć na procentowe przyrosty, to wygląda to całkiem obiecująco, ale to i tak kropla w morzu około 23 mln aut zarejestrowanych w naszym kraju (według bazy Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców).

Dla porównania, w Niemczech w lipcu 2021 jeździło 438 950 elektryków. To lider, jeśli chodzi o liczby bezwzględne. Z kolei w Norwegii już ponad połowa samochodów to pełne elektryki, w Holandii ponad 20 procent, a Szwecja dobija do 10 procent. W Polsce w październiku tego roku tylko nieco ponad 2 procent zarejestrowanych aut dostało zielone tablice, a ich ogólny udział to ułamek procenta.

Licznik Elektromobliności wskazuje również, że pod koniec października w Polsce funkcjonowało 1 712 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych z 3 337 punktami. Tylko 31% z nich stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym. O rozwoju sieci stacji ładowania świadczy stopień ich zagęszczenia na 100 km drogi. Niestety, ten parametr w Polsce jest dramatycznie niski. Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów, jesteśmy pod tym względem na trzecim miejscu... od końca.

Dynamiczny przyrost stacji ładowania w Polsce nie jest obecnie w pełni możliwy. Ładowarki samochodowe potrzebują w krótkim czasie dużej mocy, której również nie mogą zapewnić przestarzałe sieci przesyłowe, dziś używane jako wirtualne magazyny energii. Tu też rozwiązaniem może być kumulowanie energii w stacjonarnych magazynach.

Problem nas wszystkich

Konsekwencje problemów energetycznych, z którymi boryka się rząd, odczujemy ostatecznie wszyscy. Każdego z nas dotkną podwyżki cen energii, i to nie tylko bezpośrednio w indywidualnych rachunkach, ale także poprzez dalszy wzrost cen towarów. Pierwsza w Polsce fabryka magazynów energii, które mają wesprzeć klientów na rynku wewnętrznym, przyczyni się do rozwiązania chociaż części problemów energetycznych.

Dla każdego, kto dopiero wejdzie do świata domowej fotowoltaiki, to nowa możliwość na złagodzenie finansowych skutków nadchodzących zmian legislacyjnych. To również szansa, by imponujący rozwój całej branży z ostatnich lat, nie został wyhamowany.

Z kolei polscy właściciele elektrycznych, ekologicznych aut dzięki krajowej produkcji magazynów energii będą mogli przestać narzekać na dostęp do „elektrycznego paliwa”. Umożliwią one odciążenie przestarzałych sieci przesyłowych, ale także rozwój punktów ładowania.

Czytaj też:
Zmiany w fotowoltaice od 2022 roku coraz bliżej. Pozostał podpis prezydenta