Amerykanie najpierw dowiercili się do gazu w skałach łupkowych, potem zaczęli go wydobywać i w końcu sprzedawać. Na razie trafia on na rynek wewnętrzny ale za trzy, cztery lata, jeżeli politycy zaaprobują ten pomysł, a koncerny dostaną zgody swoich regulatorów - Federalnej Komisji Regulacji Energetyki (FERC) i Departamentu Energii gaz z łupków skroplą, załadują na tankowce i wyprawią w świat. Amerykanie inwestują w terminale LNG (Liquefied Natural Gas), które jeszcze kilka lat temu budowali po to, by importować gaz. Teraz wydają dziesiątki miliardów dolarów, by przerobić je na instalacje służące do eksportu. W 2015 r. powinien popłynąć LNG z terminala Sabine Pass znad Zatoki Meksykańskiej, w 2017 z portu w zatoce Corpus Christi u wybrzeży Teksasu, w podobnym czasie z Cameron LNG w Luizjanie, plany przebudowy ma gigant w Lake Charles. Budowę terminali eksportowych LNG planuje również Kanada, z której gaz prawdopodobnie trafi do Azji. . Amerykanie są największymi beneficjentami rewolucji łupkowej. Wydobycie gazu w USA jest teraz tak duże, że w zeszłym roku stali się jego największym producentem na świecie. Mają go tyle, że wystarczy na zaspokojenie ich potrzeb na sto lat. Ceny surowca w USA radykalnie spadły, są nawet niższe niż w Rosji.
Na skroplony gaz chętni na pewno się znajdą. To szybko rosnący rynek: o ile wydobycie gazu ziemnego latach 1971-2011 wzrastało o 3,9 proc. rocznie, produkcja LNG zwiększała się średnio aż o 14,6 proc. LNG można transportować praktycznie wszędzie, wystarczy gaz ziemny w stanie lotnym oczyścić, głównie z wody i innych gazów, a następnie schłodzić go pod ciśnieniem do około minus 160 stopni Celsjusza. W ten sposób otrzymuje się skroplone paliwo, bez właściwości korozyjnych, a ponieważ jego objętość jest około 600 razy mniejsza niż gaz ziemny w lotnej postaci, łatwo go transportować i magazynować Terminale LNG, w których dokonuje się proces skraplania lub regazyfikacji, wyrastają jak grzyby po deszczu w różnych zakątkach świata. W Europie, która jest głównie odbiorcą LNG, jest już 19 terminali, a kilka kolejnych właśnie postaje. Jeden z nich budowany jest w Świnoujściu.
Zainteresowanie gazem rośnie, bo to bardziej ekologiczne paliwo niż węgiel czy ropa . A do tego bezpieczne, o czym świat przekonał się po katastrofie w elektrowni atomowej w Fukushimie, do której doszło w 2011 r. po trzęsieniu ziemi u wybrzeży Honsiu. Po tej tragedii, Japonia wprowadziła ograniczenia dla energetyk jądrowej, a Niemcy postanowiły się z niej wycofać.
W Japonii od dawna funkcjonują elektrownie gazowe, które z powodu braku zasobów gazu ziemnego zasilane są dostawami LNG. Dlatego po tsunami i wyłączeniu bloków jądrowych Japończycy mogli bez większego problemu zwiększyć obciążenie elektrowni gazowych. Rejon Azji i Pacyfiku to największy rynek gazu skroplonego. Do tej części świata, zwłaszcza do Japonii i Korei Południowej, trafia pond 60 proc. LNG. Druga jest Europa na czele z Hiszpanią, Wielką Brytanią, Francją i Włochami.
Nie tylko gazociąg
W połowie tego roku istniało na świecie 89 terminali pozwalających na odbiór LNG. Azja to rekordzista pod każdym względem – w Korei Południowej działa największy terminal LNG Incheon. Jego zdolność regazyfikacyjna sięga prawie 44 mld Normalnych m sześc. (Nm3) na rok. Tzw. normalny metr szcześcienny gazu to gaz pod ciśnieniem 1 atmosfery w temperaturze 0 st. Celsjusza. W porównaniu z nim największy europejski terminal LNG Milford Haven (South Hook) w Wielkiej Brytanii, z przerobem 21 mld Nm3, wygląda skromnie.
Europa nie ma aż tak rozbudowanego systemu terminali LNG, jak państwa azjatyckie, bo dysponuje mocno rozwiniętą siecią gazociągów. Stawia jednak coraz mocniej na gaz skroplony. Kiedy jeszcze kilka lat temu płacono każdą cenę za surowiec, byleby tylko ograniczyć zależność energetyczną od Rosji, teraz coraz część wchodzą w grę zasady rynkowe. W energetycznym miksie, do którego zmierza Europa, LNG ma do odegrania poważną rolę.
W niektórych krajach europejskich proporcje między gazem transportowanym gazociągiem a LNG prawie się wyrównały. Tak jest w Wielkiej Brytanii, gdzie w zeszłym roku statki przywiozły 25,3 mld m sześc. LNG, rurociągami przesłano 28,1 mld m sześc. Rok wcześniej dysproporcje były większe: 35 do 18,7 mld m sześc. na korzyść rurociągów. Wielka Brytania to wytrawny gracz na rynku gazowym, była pierwszym krajem, który rozpoczął komercyjny import LNG - transport gazu skroplonego z Algierii dotarł na Wyspy w październiku 1964 r. Konsekwentne rozwijanie różnych źródeł dostaw doprowadziło do tego, że rynek gazu w Wielkiej Brytanii rządzi się mechanizmami rynkowymi. W Unii Europejskiej, gdzie gaz jest kupowany głównie w kontraktach długoterminowych, relacja do cen ropy i produktów ropopochodnych wynosi 79 proc. (w Polsce jest jeszcze wyższa), natomiast w Wielkiej Brytanii zaledwie 32 proc.
Większe bezpieczeństwo Polski
To wymarzona sytuacja w takich czasach, jak obecne, kiedy zmienia się układ na rynku gazu, włączają się do niego nowi gracze, a starzy muszą stać się bardziej elastyczni. Dla Polski i państw Europy Środkowo-Wschodniej to okazja do zmiany dotychczasowych konfiguracji, od dziesięcioleci trzymających w kleszczach nasz rynek energetyczny. Dywersyfikacja dostaw gazu poprawi bezpieczeństwo surowcowe Polski, zmniejszy uzależnienie od dostaw z Rosji, a do tego pozwoli na renegocjowanie kosztownego kontraktu z Gazpromem. Wygasa on dopiero w 2022 r., a terminal w Świnoujściu ruszy w 2014 r. (pierwszy transport LNG przypłynie do nas z Kataru). Rosja będzie musiała uwzględnić w swojej polityce energetycznej wobec Polski, że będziemy mogli sprowadzić około 5 mld m sześc. gazu,. Już teraz Gazprom obniża swoje taryfy wobec Europy, bo musi konkurować z rynkowymi cenami LNG, niższymi niż sprzedawany w kontraktach długoterminowych.
Cena spada, bo Rosja nie ma innego wyjścia. Według prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej, za kilka lat pozycja negocjacyjna Rosjan wobec Europy będzie dużo gorsza niż obecnie. Dlatego rosyjskie koncerny zamierzają umocnić się na rynku LNG i zwiększyć ekspansję do krajów Azji i Pacyfiku. W 2016 r. instalację skraplania gazu otworzy koncern Novatek na Półwyspie Jamalskim. Gazprom ma jeden terminal LNG na Sachalinie, drugi ruszy najwcześniej w 2018 r. pod Władywostokiem.
Co tradycyjnych dostawców surowca przyprawia o ból głowy, dla krajów Unii Europejskiej jest szansą na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego i niższe ceny. Na takim rynku jak Europa wygra ten, kto połączy tradycyjny transport gazu rurociągami z dostawami LNG. Dlatego Komisja Europejska współfinansuje budowę terminali gazu skroplonego (Polska otrzymała na terminal w Świnoujściu już 456 mln zł, i ma możliwość powiększenia tej puli do 925,5 mln zł), promuje rozbudowę gazociągów łączących Europę w spójny system. Dominacja dotychczasowych
graczy na europejskim rynku powoli odchodzi w przeszłość.
Rewolucja w łupkachGaleria:
lng