Podróże kształcą. Można podszlifować język albo poznać nowych ludzi. Zwiedzić nieznane dotąd miejsca albo znaleźć dobrze płatną pracę i odłożyć na upragnione mieszkanie. Potem wrócić. Albo nie. Gdzieś nawet słyszałam, że emigracja to nie dramat, to szansa.
Nigdy nie planowałam wyjeżdżać z Polski na stałe, ale mam wielu znajomych, którzy mieszkają poza granicami naszego kraju. Dobrze zarabiają, mają czas (i pieniądze) na podróże, większość z nich założyło tam rodziny i nawet nie w głowie im powrót do Polski. Jedni wyjechali za rządów PiS, inni podczas kadencji Platformy, i wybór ten nie miał nic wspólnego z ówcześnie panującym prezydentem.
Piszę to dlatego, że śmieszą mnie głosy sugerujące, iż teraz Polska stanie się bezludną wyspą, a Anglia zyska nowych mieszkańców. Kto miał wyjechać, to i tak wyjedzie, niezależnie od wyniku ostatnich wyborów. A zrzucanie odpowiedzialności za tę decyzję na któregokolwiek z kandydatów/prezydentów jest po prostu śmieszne.
"Pamiętajcie, z Modlina najtaniej..." czytam post zamieszczony pół godziny po ogłoszeniu wyników wyborczych na jednym z portali społecznościowych. 2507 polubień, mnóstwo komentarzy.
Jedni piszą, że już pakują walizki, inni krytykują niski poziom żartu. Fala rozgoryczenia, żalu i frustracji niektórych wyborców Platformy (albo inaczej: przeciwników Dudy) sięga zenitu. Czy PiS, która nie objęła jeszcze władzy, naprawdę ma już taki wpływ na obywateli? Wypowiedzi dotyczące straconych szans, pogrzebanej nadziei na nowoczesną Polskę, wojny z Rosją, więzień za in vitro, których puenta brzmi: Jestem zmuszony wyjechać, wywołują dziwny grymas na mojej twarzy. I teraz pytanie: czy ktokolwiek z Was widział na ulicy czołgi, albo słyszał o procesie prawnym za próbę zapłodnienia in vitro?
Demonizacja rzeczywistości jeszcze nikomu nie wyszła na dobre.
Wspomniałam, że nie zamierzam wyjeżdżać z Polski, ale muszę przyznać, że czasem nie dziwię się tym, którzy to zrobili. Problem emigracji jest potężny, ale pamiętajmy, że ryba zawsze psuje się od głowy. To prawdziwy wierzchołek góry lodowej, której podstawę stanowią służba zdrowia, bezrobocie, emerytury, pomoc socjalna czy poziom edukacji i polskiego szkolnictwa. Nie będę wyliczać dalej, bo lista jest długa i kręta, a przecież każdy z nas i tak wie, jak jest. Dla tych jednak, którzy właśnie wrócili z emigracji, rzucę światło na kilka ważnych spraw.
Weźmy pod lupę służbę zdrowia, która jest jedną z najgorszych w Europie. W rankingu jesteśmy na szarym końcu, a w tym wyścigu pobiliśmy nawet... Albanię. Godzinne kolejki, coraz mniej leków jest refundowanych, a ceny kosmiczne. Wprowadzony niedawno pakiet onkologiczny miał ułatwić życie pacjentom z nowotworem, jednak okazało się, ze z pakietów zostawić można około 5-10 proc. zapisów, resztę należałoby zresetować. Dlaczego? Pacjenci skarżyli się głównie na chaos w organizacji leczenia chorych, błędną rejestrację kart, pomijanie niektórych pacjentów, niedziałający system wydawania kart DiLO.
Kolejną ważną, i jak myślę, przeważającą o decyzji emigracji sprawą, jest rynek pracy. Młodych zatrudnia się na tzw. śmieciówki, a to i tak dobrze, jeśli w ogóle jakąkolwiek pracę znajdą.
Wiem, że żadna nie hańbi, ale po pięcioletnich studiach, praca na kasie w przysłowiowej Biedronce albo przewracanie hamburgerów od poniedziałku do niedzieli, nie jest szczytem ambicji absolwentów uczelni wyższych.
Po studiach, wiadomo - rodzina, dom i dzieci. Tych jeszcze nie mam, ale tu, w przeciwieństwie do emigracji, moje plany są poważne. Dlatego decyzja o wysłaniu 6-latków do szkół bardzo we mnie uderzyła. Uderzyli też rodzice, którzy zebrali ponad 1 mln 300 tys. podpisów, jednak ostatecznie wylądowały one w koszu. Gdy jeszcze wierzyłam w idealizm polityczny, myślałam, że podpisy to protest, protest to referendum, a referendum zmianą decyzji rządu. Jednak nie w tym przypadku.
Po wyborach słyszę, że od sierpnia w Polsce nastanie średniowiecze. Po takim stwierdzeniu szybko analizuję teraźniejszość i zastanawiam się, w jakiej epoce żyjemy dzisiaj? Czy naprawdę jest aż tak dobrze i kolorowo, że należy bać się zmian? Podczas jednej z niedzielnych audycji radiowych, Beata Pawlikowska powiedziała: Zmiany zawsze prowadzą do nowych dróg, a nowe drogi do radosnych niespodzianek.
Może warto więc jeszcze przez chwilę wstrzymać się z zakupem biletu, zamiast zakładać, że "teraz będzie już tylko gorzej". Wcale nie twierdzę, że Polska stanie się nagle krainą mlekiem i miodem płynącą, ale wiem, że potrzebuje mądrych, zdolnych, pracowitych Polaków. Ona, nie prezydent.
Piszę to dlatego, że śmieszą mnie głosy sugerujące, iż teraz Polska stanie się bezludną wyspą, a Anglia zyska nowych mieszkańców. Kto miał wyjechać, to i tak wyjedzie, niezależnie od wyniku ostatnich wyborów. A zrzucanie odpowiedzialności za tę decyzję na któregokolwiek z kandydatów/prezydentów jest po prostu śmieszne.
"Pamiętajcie, z Modlina najtaniej..." czytam post zamieszczony pół godziny po ogłoszeniu wyników wyborczych na jednym z portali społecznościowych. 2507 polubień, mnóstwo komentarzy.
Jedni piszą, że już pakują walizki, inni krytykują niski poziom żartu. Fala rozgoryczenia, żalu i frustracji niektórych wyborców Platformy (albo inaczej: przeciwników Dudy) sięga zenitu. Czy PiS, która nie objęła jeszcze władzy, naprawdę ma już taki wpływ na obywateli? Wypowiedzi dotyczące straconych szans, pogrzebanej nadziei na nowoczesną Polskę, wojny z Rosją, więzień za in vitro, których puenta brzmi: Jestem zmuszony wyjechać, wywołują dziwny grymas na mojej twarzy. I teraz pytanie: czy ktokolwiek z Was widział na ulicy czołgi, albo słyszał o procesie prawnym za próbę zapłodnienia in vitro?
Demonizacja rzeczywistości jeszcze nikomu nie wyszła na dobre.
Wspomniałam, że nie zamierzam wyjeżdżać z Polski, ale muszę przyznać, że czasem nie dziwię się tym, którzy to zrobili. Problem emigracji jest potężny, ale pamiętajmy, że ryba zawsze psuje się od głowy. To prawdziwy wierzchołek góry lodowej, której podstawę stanowią służba zdrowia, bezrobocie, emerytury, pomoc socjalna czy poziom edukacji i polskiego szkolnictwa. Nie będę wyliczać dalej, bo lista jest długa i kręta, a przecież każdy z nas i tak wie, jak jest. Dla tych jednak, którzy właśnie wrócili z emigracji, rzucę światło na kilka ważnych spraw.
Weźmy pod lupę służbę zdrowia, która jest jedną z najgorszych w Europie. W rankingu jesteśmy na szarym końcu, a w tym wyścigu pobiliśmy nawet... Albanię. Godzinne kolejki, coraz mniej leków jest refundowanych, a ceny kosmiczne. Wprowadzony niedawno pakiet onkologiczny miał ułatwić życie pacjentom z nowotworem, jednak okazało się, ze z pakietów zostawić można około 5-10 proc. zapisów, resztę należałoby zresetować. Dlaczego? Pacjenci skarżyli się głównie na chaos w organizacji leczenia chorych, błędną rejestrację kart, pomijanie niektórych pacjentów, niedziałający system wydawania kart DiLO.
Kolejną ważną, i jak myślę, przeważającą o decyzji emigracji sprawą, jest rynek pracy. Młodych zatrudnia się na tzw. śmieciówki, a to i tak dobrze, jeśli w ogóle jakąkolwiek pracę znajdą.
Wiem, że żadna nie hańbi, ale po pięcioletnich studiach, praca na kasie w przysłowiowej Biedronce albo przewracanie hamburgerów od poniedziałku do niedzieli, nie jest szczytem ambicji absolwentów uczelni wyższych.
Po studiach, wiadomo - rodzina, dom i dzieci. Tych jeszcze nie mam, ale tu, w przeciwieństwie do emigracji, moje plany są poważne. Dlatego decyzja o wysłaniu 6-latków do szkół bardzo we mnie uderzyła. Uderzyli też rodzice, którzy zebrali ponad 1 mln 300 tys. podpisów, jednak ostatecznie wylądowały one w koszu. Gdy jeszcze wierzyłam w idealizm polityczny, myślałam, że podpisy to protest, protest to referendum, a referendum zmianą decyzji rządu. Jednak nie w tym przypadku.
Po wyborach słyszę, że od sierpnia w Polsce nastanie średniowiecze. Po takim stwierdzeniu szybko analizuję teraźniejszość i zastanawiam się, w jakiej epoce żyjemy dzisiaj? Czy naprawdę jest aż tak dobrze i kolorowo, że należy bać się zmian? Podczas jednej z niedzielnych audycji radiowych, Beata Pawlikowska powiedziała: Zmiany zawsze prowadzą do nowych dróg, a nowe drogi do radosnych niespodzianek.
Może warto więc jeszcze przez chwilę wstrzymać się z zakupem biletu, zamiast zakładać, że "teraz będzie już tylko gorzej". Wcale nie twierdzę, że Polska stanie się nagle krainą mlekiem i miodem płynącą, ale wiem, że potrzebuje mądrych, zdolnych, pracowitych Polaków. Ona, nie prezydent.