Jest weekend – jest impreza! Rzeźnik, Marduła…

Jest weekend – jest impreza! Rzeźnik, Marduła…

Dodano:   /  Zmieniono: 
Skoro nadszedł długi weekend, to i specjalne imprezy się szykują. Napisałabym dosadnie, co czuję, nie mogąc wziąć w nich udziału, ale ostatecznie przecież świadomie nie zdecydowałam się na nie zapisać…
Pierwsza z imprez startuje 31 maja niemal o wschodzie słońca gdzieś w okolicach bieszczadzkich połonin. To Bieg Rzeźnika. Po raz pierwszy usłyszałam o nim w połowie 2007 r., kiedy bieganie w Polsce nie cieszyło się jeszcze tak szaloną popularnością, na biegach nie można było spotkać celebrytów, a jedynie grupę zapaleńców. Co prawda w Run Warsaw (wtedy na 5 km) startowało już wówczas ponad 10 000 uczestników, ale co najmniej połowa z nich robiła to dla żarówiastej koszulki technicznej made by Nike (swoją drogą - niezłe to były koszulki. Tę z 2006 r dopiero niedawno zutylizowałam). W tamtych czasach Maratonie czy Półmaratonie Warszawskim biegało nieco ponad 1000 uczestników i na prawie każdy bieg można było się zapisać tuż przed strzałem startera…

W takich to czasach gdzieś w Bieszczadach grupa szaleńców startowała w Biegu Rzeźnika. W tym roku odbędzie się dziesiąta edycja tej imprezy, a zatem korzenie biegu tkwią w czasach dla mnie zamierzchłych. Muszę przyznać, że magia tego biegu zawsze mnie pociągała (i nadal pociąga, bo nadal jest on jednym z tych marzeń niespełnionych, ale dzisiaj – niespełnionych z wyrachowania, z przekonania, że jeszcze zdążę, a tymczasem pobiegam sobie krótsze dystanse). Magia. Bo wyobraźcie sobie – piątek po Bożym Ciele, czyli między połową maja a drugą połową czerwca. Start – 3:30. Miejsce: Komańcza – sama nazwa już brzmi co najmniej poetycko. Wschód słońca. I przed uczestnikami prawie 80 km po bieszczadzkich szlakach, a dla nienasyconych gór i połonin – wersja hardcore, czyli jakieś 25 km ekstra.

Ja wiem, że ta poezja to mocno jest przerysowana. Bo przecież nie raz na starcie woda lała się z nieba strumieniami, zawodnicy brnęli po uda w wodzie, a mimo letniej pory, pogoda była zupełnie nieletnia. Zdarzało się też, że z nieba lał się żar, a połoniny falowały w rozgrzanym powietrzu. Czysta poezja… Radość biegania.

A do tego jeszcze ta koncepcja biegu parami. Wymóg biegania parami – jak piszą organizatorzy i co corocznie podkreślają, bo oczywiście koncepcja ma grono krytyków - ma swoją genezę w chęci dbania o bezpieczeństwo. Zawodnicy z jednej drużyny nie mogą oddalać się od siebie na trasie biegu. Odległość większa niż 100 m, lub pojawienie się na punkcie kontrolnym w pojedynkę grozi natychmiastową dyskwalifikacją drużyny. No cóż - bywało że myślałam o Rzeźniku, ale gdzieś na etapie szukania partnera odpadałam. Poczekam, aż małżonek zechce pobiec.

Poza tym od dwóch lat zapisy na Bieg Rzeźnika, niegdyś trwające niemal do początku maja, nienerwowe, pozwalające na spokojne znalezienie partnera, dzisiaj trwają 15 minut w ciągu których na listę trafia ponad 400 drużyn. Tak - prawie tysiąc szaleńców stanie rano na  starcie w Komańczy!

Z wyrazami zazdrości – życzę Wam powodzenia!

Druga impreza specjalna – to Bieg im. Franciszka Marduły, Mistrzostwa Polski w Sky Runningu. W wersji długiej – ok. 25 km biegania po Tatrach. Z tym biegiem mam związaną pewną traumę, o której szerzej we wpisie z ubiegłego roku (http://aniabiega.blox.pl/2012/06/Bieg-Marduly-i-lekcja-pokory-czyli-o-bieganiu-po.html)

Z perspektywy czasu oceniając, było bardziej niż nieodpowiedzialne z mojej strony zaczynanie przygody z górami od tego biegu. I jeszcze w taki sposób jak ja to zrobiłam – bez znajomości gór, trasy, bez pojęcia o tym jak się ubrać, co zabrać na trasę, o tym, jak inaczej biegnie się w górach. Nauczka była bolesna. Dlatego w tym roku nie ma mnie w Zakopanem. Ale kiedyś wrócę na trasę – zmierzyć się z Mardułą raz jeszcze, mądrzejsza o doświadczenia tamtego biegu i innych biegów górskich. Tak naprawdę wydaje mi się, że z tamtej porażki wyciągnęłam wnioski, przyjęłam lekcję i dzięki temu mogłam się cieszyć górskimi maratonami – na te w tym roku też się wybieram, ale o tym w stosownym czasie.

Bieg Marduły jest w niedzielę. W sobotę można wystartować w Biegu im. hr. Wladysława Zamoyskiego, czyli tzw. najwolniejszej dysze w Polsce (w przeciwieństwie do krynickiej dychy najszybszej). Start w Palenicy Białczańskiej, 800 m pod górę, 800 z górki z powrotem na start, a potem – hajda na Morskie Oko… Serdecznie polecam. Widok Morskiego Oka i Rysów na mecie wynagradza ból każdego kroku. Ja generalnie lubię biegać na Morskie Oko (http://aniabiega.blox.pl/2012/07/Morskie-Oko-tam-i-z-powrotem.html) - to świetny trening jest. Zresztą, bieganie po górach ma zupełnie inny smak.

No dobrze, skoro jednak w ten weekend w góry nie jadę, to co?

Ano – nic specjalnego. W sobotę z rana wybieram się obejrzeć imprezę Parkrun w Parku Skaryszewskim. A po południu, a także w niedzielę – startuję… tym razem na basenie.

I jakoś nie mam poczucia obciachu, że będę ostatnia. W końcu nie o miejsca (na razie) chodzi. Po prostu – jest weekend, jest impreza!

Ostatnie wpisy

  • Chasing the Breath – W pogoni za oddechem18 sty 2017, 16:53Wbrew pozorom i tytułowi nie jest to film o norweskich biegaczkach ( i biegaczach) narciarskich, ale o Polaku, który postanowił ukraść Szerpom zwycięstwo w Everest Marathon. Jak dla mnie, ten film mógłby równie dobrze nosić tytuł „W pogoni za...
  • Nie jesteśmy tam chłopcem do bicia30 cze 2016, 10:15Za 12 godzin ten tekst może być już nieaktualny. Cóż, tak bywa, jak się zbiera do pisania przez cały tydzień. A chciałam coś napisać o EURO. Niby za piłką nie przepadam, ale stara kibicka wyłazi mi spod koszuli. Co prawda tegoroczną imprezę...
  • „Niezłomny”. Dlaczego warto.5 sty 2015- Ania, Louis nie żyje – zaczepiła mnie jakoś w lipcu koleżanka. – JAKI LOUIS? – zapytałam dużymi literami, wstrzymując oddech. – Louis Zamperini, niezłomny – gdyby nie to, że rozmawiałyśmy przez FB, pewnie...
  • Narodowy spis biegaczy, czyli gdzie ta siła18 gru 2014Ponad 60 000 osób wzięło udział w Narodowym Spisie Biegaczy. Bo tak fajny lans był wstawić sobie w serwisie społecznościowym obrazek z kolejnym numerkiem. Tak, też dałam się spisać. Gdzieś pod sam koniec akcji, kiedy właściwie nie biegałam i...
  • Maraton bez medalu, czyli #droganaNarodowy – epilog30 wrz 2014Nie mam medalu z 36. PZU Maratonu Warszawskiego. Żałuję, bo medal jest piękny, chyba najładniejszy, jaki mogłam mieć w kolekcji. Z tego maratonu, zamiast medalu, mam breloczek. Też ładny, z Mostem Poniatowskiego. I mam też nogi zmęczone, jakbym...