Tym, którzy nie śledzą sprawy modernizacji Marynarki Wojennej należy się parę informacji. Otóż MON realizując program Orka zamierza za ok. 10 mld zł kupić trzy okręty podwodne, które mają posiadać na uzbrojeniu pociski manewrujące. Pociski te, zdolne do precyzyjnego niszczenia celów w odległości setek kilometrów, uczyniłyby z okrętów realną broń odstraszania.
Ale jak informują media, MON ma rozważać zakup okrętów bez pocisków manewrujących, które mają być dokupione osobno. A rozdzielenie zakupów stawia pod znakiem zapytania termin pozyskania przez Polskę broni odstraszania. Bo bez pocisków manewrujących okręty taką bronią nie będą.
Tu znów niezbędne informacje. W tej chwili ministerstwo negocjuje z francuskim koncernem stoczniowym Naval Group (dawniej DCNS), który oferuje trzy nowoczesne okręty podwodne typu Scorpène w pakiecie z pociskami manewrującymi, zdolnymi razić cele naziemne w promieniu ok. 1 tys. km. Oferta zakłada też przekazanie tzw. kodów źródłowych. Jest to bardzo ważne, bo posiadanie kodów pozwala samodzielnie decydować o użyciu pocisków.
MON prowadzi również rozmowy norwesko-niemieckie, które dotyczą zakupu okrętów 212CD, produkowanych przez holding stoczniowy TKMS. Tyle że, wedle ekspertów, niemieckie okręty obecnie nie mają możliwości uzbrojenia ich w pociski manewrujące. Oznacza to, że po oddzielnym zakupie pocisków należałoby okręty za grube pieniądze dostosować, o ile w ogóle taka integracja będzie technicznie dopuszczalna.
No i nie wiadomo, od kogo i kiedy mielibyśmy kupić pociski manewrujące. Możliwe, że resort obrony chciałby w przyszłości zakupić amerykańskie rakiety Tomahawk. Czy Polska ma szansę uzyskać zgodę na sprzedaż tego uzbrojenia od władz USA? I jest raczej pewne, że jeżeli nawet będziemy mogli kupić amerykańską broń, to bez kodów źródłowych. Czyli będziemy zmuszeni prosić Amerykanów o zgodę na wystrzelenie pocisków, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Nie od rzeczy będzie też postawienie pytania o styl prowadzenia biznesu przez TKMS. Wedle medialnych informacji, niedawno w Izraelu aresztowano grupę wysoko postawionych notabli, oskarżonych o przyjmowanie korzyści majątkowych od niemieckiej stoczni. Podobne afery dotyczyły transakcji na dostawę okrętów do Portugalii, Korei Południowej, RPA, Turcji i Grecji.
Swoją propozycję dla polskiej Marynarki Wojennej wysunął także szwedzki koncern Saab, który oferuje okręty A-26. Jak zapewnia koncern, okręty A-26 mogą być zintegrowane z rakietami Tomahawk. Tu znowu jednak pojawiają się te same pytania o możliwości i termin zakupu, jak też prawo do samodzielnego dysponowania amerykańską bronią.
Okręty to nie jest worek z kartoflami i trzeba się dobrze rozejrzeć przed wydaniem miliardów. Ale ich kupienie w rozdzieleniu od zakupu pocisków manewrujących spowoduje, że polska Marynarka Wojenna będzie prawdopodobnie jeszcze długo dysponować bronią równie odstraszającą, jak marynarki polityków.