Po referendum w Irlandii: szantażyści kontra szantażyści

Po referendum w Irlandii: szantażyści kontra szantażyści

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zwolennicy traktatu lizbońskiego wytykają teraz palcem prezydenta Czech, Vaclava Klausa, od którego podpisu zależy "przyszłość Europy". Dają do zrozumienia, że czeski prezydent niemal terroryzuje pozostałych 26 krajów. Ale z kolei przeciwnicy traktatu mówią o szantażu i terrorze drugiej strony - jego przejawem było zmuszanie Irlandczyków do drugiego głosowania w tej samej sprawie.
Vaclav Klaus, który nigdy nie był beniaminkiem elit europejskich, teraz stał się wręcz ich najgorszym z możliwych koszmarem. Kiedy po podliczeniu głosów okazało się, że w drugim referendum Irlandczycy zgodzili się przyjąć traktat lizboński, stało się jasne, że wszystko zależy teraz od Czech i Polski. Z Polską problemu nie ma, prezydent Kaczyński wiele razy obiecywał, że podpisze dokument, jak tylko zaakceptują go Irlandczycy. Ale prezydent Klaus tak wyraźnych obietnic wcale nie składał. I tak oto o przyszłości Unii decydować będzie największy eurosceptyk. No jest to skandal absolutny. Nic więc dziwnego, że zwolennicy traktatu patrzą teraz na Klausa jak na najbardziej znienawidzonego szantażystę, który trzyma w szachu całą wspólnotę. I jest w tym rozumowaniu słuszność. Bo może irytować sytuacja, w której decyzję 26 krajów (Polskę już zaliczamy do obozu pozytywnych) blokuje jeden, jedyny kraj.
Ale popatrzmy na to z innej perspektywy. Jak ocenić sytuację, w której nie przyjmuje się do wiadomości suwerennej decyzji obywateli jednego z krajów unijnych. I każe im się głosować jeszcze raz w tej samej sprawie, w myśl hasła "do skutku". A wcześniej na rozmaite sposoby wywiera się presję na tenże kraj. Czy nie jest to rodzaj szantażu?
I znów sytuacja polega na przeciwstawieniu jednego kraju całej reszcie wspólnoty. Sprawa może skomplikowałaby się, gdyby możliwość wypowiedzenia się w referendum mieli obywatele wszystkich krajów unijnych. Ile krajów ratyfikowałoby wówczas traktat lizboński?
Poza Irlandią inne kraje jednak takiej szansy nie miały.
Bo politycy postanowili tak ważnej decyzji nie pozostawiać decyzji tłumu. Skądinąd cześciowo słusznie - bo kto z głosujących w Irlandii przeczytał traktat? Kto choć z grubsza wiedział, o co w nim chodzi? Wyborcy często głosują albo oczami (bo jakiś kandydat na prezydenta ma błękitne oczy a inny uśmiech świeżo od protetyka) albo aktualnymi sympatiami (są niezadowoleni z rządu, to zagłosują przeciw eurokonstytucji). I faktycznie powierzanie im decyzji w ważnych sprawach jest ryzykowne. Tylko nie wycierajmy sobie wówczas ust hasłami demokracji.

Ostatnie wpisy

  • Kosowo - symbol wstydu i głupoty17 lut 2013Pięć lat temu, gdy Kosowo jednostronnie ogłosiło swoją niepodległość, Serbia straciła historyczną kolebkę. Te z krajów Unii Europejskiej, które uznały tę niepodległość, straciły nie tylko honor ale również rozsądek. To nie zbrodnia – to coś...
  • Tolerancja dla wybranych29 sty 2013Obserwuję lincz medialno-internetowy na pani poseł Pawłowicz i zastanawiam się, jak ci sami ludzie, którzy oburzają się na żarty z pani poseł Grodzkiej, potrafią teraz wylewać pomyje na panią Pawłowicz. No chyba, że w myśl hasła "nie toleruję...
  • Belgijska melancholia i język niderlandzki12 sty 2013Zaintrygowała mnie książka Marka Orzechowskiego "Belgijska melancholia", poświęcona właśnie Belgii. I choć mieszkam w tym kraju od ponad siedmiu lat, dowiedziałam się rzeczy, których wcześniej nie znałam. I inaczej popatrzyłam na roszczenia...
  • Euro, Europo!31 gru 20122012 rok zostanie zapamiętany jako czas kryzysu i zacieśniającej się coraz bardziej integracji ekonomicznej Unii Europejskiej. I tu na dwoje babka wróżyła, bo według jednych kryzys był wynikiem nadmiernej integracji, inni zaś widzą w kryzysie...
  • Hodowanie potwora16 gru 2012Na marginesie strzelaniny w amerykańskiej szkole znów zastanawiam się nad rolą mediów. Na ile media, poprzez pisanie/pokazywanie/mówienie o czymś, przyczyniają się do popularyzacji tego zjawiska? Czy gdyby mordercy pozostawali bezimienni byłoby...