Prezydent Obama zaraz po przegranej swojej partii w Massachusetts zapowiedział radykalne kroki w celu uporządkowania bałaganu, którego narobiły instytucje finansowe. Jeśli uda się prezydentowi przeprowadzić plan podziału sektora bankowego na bankowość inwestycyjną i banki komercyjne, po raz drugi od 1929 roku, to zyska przychylność wściekłych obywateli i zdobędzie wsparcie znawców. Na razie laureat nagrody Nobla z dziedziny ekonomii skrytykował administrację za zbytnią opieszałość tym zakresie.
Zdaniem Josefa Stigliza, bo o nim mowa, instytucje finansowe w USA nie praktykują już kapitalizmu działając wedle zasady „ prywatyzacja zysków, nacjonalizacja strat”, czego efektem było wypłacanie horrendalnych bonusów managerom chwiejących się instytucji finansowych kategorii „too big to fall”. Osoby znające sektor finansów twierdzą, że już od dawna mamy tak naprawdę do czynienia z korporacjonizmem, który zastąpił mechanizmy rynkowe.
Kadra managerska przejęła kontrolę nad luksusowym jumbo jetem, na pokładzie którego trwa permanentny bal za pieniądze akcjonariuszy. Maszyna jest już mocna przestarzała, ale od czasu do czasu instaluje się na jej pokładzie parę modnych gadżetów, dla zmylenia czujności. Bezpieczeństwa to nie poprawia, ale ładnie wygląda PR owsko. Kiedy pojawiają się poważne turbulencje, zawsze można wyrzucić jednego z balangowiczów, na odpowiednio dużym spadochronie „odprawy”, a wysokie koszty tankowania przedstawić właścicielom maszyny jako alternatywę dla kompletnej katastrofy. W ten sposób bankowi terroryści żyją sobie w oderwaniu od problemów personelu naziemnego i poczuciu absolutnej bezkarności.
Przez lata udało się nielicznej grupie oligarchii finansowej wmówić, że ten samolot jest ludziom niezbędny, a tylko oni wiedzą jak go prowadzić by nie spadł niszcząc wszystko dokoła. Problem w tym, że każdy z pasażerów maszyny latającej nad naszymi głowami jest wyposażony w taki mechanizm, że nawet w razie pikowania, będzie mógł się bezpiecznie katapultować, w czasie gdy nam ten złom spadnie na głowę.
Lata blokowania zdrowych mechanizmów zaowocowały tym, że protekcjonizm urodził potwora o nazwie korporacjonizm, a my musimy z nim żyć.
Kadra managerska przejęła kontrolę nad luksusowym jumbo jetem, na pokładzie którego trwa permanentny bal za pieniądze akcjonariuszy. Maszyna jest już mocna przestarzała, ale od czasu do czasu instaluje się na jej pokładzie parę modnych gadżetów, dla zmylenia czujności. Bezpieczeństwa to nie poprawia, ale ładnie wygląda PR owsko. Kiedy pojawiają się poważne turbulencje, zawsze można wyrzucić jednego z balangowiczów, na odpowiednio dużym spadochronie „odprawy”, a wysokie koszty tankowania przedstawić właścicielom maszyny jako alternatywę dla kompletnej katastrofy. W ten sposób bankowi terroryści żyją sobie w oderwaniu od problemów personelu naziemnego i poczuciu absolutnej bezkarności.
Przez lata udało się nielicznej grupie oligarchii finansowej wmówić, że ten samolot jest ludziom niezbędny, a tylko oni wiedzą jak go prowadzić by nie spadł niszcząc wszystko dokoła. Problem w tym, że każdy z pasażerów maszyny latającej nad naszymi głowami jest wyposażony w taki mechanizm, że nawet w razie pikowania, będzie mógł się bezpiecznie katapultować, w czasie gdy nam ten złom spadnie na głowę.
Lata blokowania zdrowych mechanizmów zaowocowały tym, że protekcjonizm urodził potwora o nazwie korporacjonizm, a my musimy z nim żyć.