W wydanym ostatnio raporcie NIK poświęconym działaniom organów administracji publicznej podejmowanych w celu zapewnienia dostępu do sieci i usług telekomunikacyjnych, krytyce poddano jeden z pierwszych projektów przeniesienia zasobów literatury polskiej do internetu.
Polska Biblioteka Internetowa, projekt zapoczątkowany w 2002 roku - jak stwierdza NIK - pomimo wydania na ten cel ponad 10 milionów złotych z publicznej kasy i mimo upływu ponad 10 lat odbiega funkcjonalnością od standardów oferowanych przez współczesne biblioteki cyfrowe, a technologia wykorzystana przy jej tworzeniu uniemożliwia jej dalszy rozwój. Co więcej, przez cały okres funkcjonowania PBI, zdołano stworzyć wersje cyfrowe zaledwie 30 tysięcy pozycji. Dla porównania - na najnowszych modelach czytników Kindle mieści się ponad 3.5 tysiąca książek, a w ofercie EMPIKU-u, który rozpoczął dystrybucję książek elektronicznych dopiero w październiku 2010 roku, znajduje się już ponad 10 tysięcy pozycji (licząc wszystkie formaty).
Spoglądając na PBI, która zapewne dokona po cichu swego żywota, należy jednak docenić pomysł, który – jak na owe czasy - był niewątpliwie innowacyjny, szczególnie jeśli uświadomimy sobie, że działo się to dawno, dawno temu - czyli na cale pięć lat przed wprowadzeniem na rynek pierwszego czytnika Kindle firmy Amazon.
Po upływie kolejnych pięciu lat po wprowadzeniu tegoż czytnika Amazon sprzedaje więcej książek elektronicznych niż papierowych - i nikogo już nie dziwi niedawny zakup przez dystrybutora prasy "Ruch” większościowego pakietu akcji NetPress Digital, dystrybutora e-książek mającego w swojej ofercie ponad 20 tysięcy tytułów. Choć rynek książek elektronicznych w Polsce jest jeszcze stosunkowo niewielki (6-9 milionów złotych), to jego kilkukrotny wzrost w perspektywie najbliższych dwóch-trzech lat jest niemal pewny. Przyspieszeniu temu niewątpliwie pomoże konsekwentne obniżanie cen czytników elektronicznych, poszerzanie oferty, postępującą standaryzacja w zakresie formatów a także model dystrybucji niemożliwy do pobicia dla wydawnictw tradycyjnych. Jeżeli spadną także stosunkowo wysokie ceny samych książek, to zniknie kolejna bariera (według niezależnych badań porównawczych Polska sytuuje się na trzecim miejscu od końca w Europie, jeśli chodzi o koszty zakupu książek).
Rynek książek elektronicznych w Polsce czeka zatem dynamiczny rozwój, szczególnie że także w kwestii czytelnictwa coś drgnęło. W 2011 roku w Polsce, którą trudno nazwać krajem rozpasanego czytelnictwa, nastąpił wzrost liczby osób, które w ciągu roku przeczytały co najmniej jedną książkę - z 38 proc. do 44 proc. I choć w dalszym ciągu wynik ten sytuuje nas na szarym końcu wszelkich rankingów (w sąsiednich Czech odsetek czytających przekracza 80 proc.) to 6 pkt. proc. wzrostu można w dużej części przypisać właśnie rozwijającemu się rynkowi elektronicznych publikacji.
Czy zatem tradycyjne wydawnictwa odejdą do lamusa? Zmarły w czerwcu tego roku Ray Bradbury - klasyk literatury science-fiction, którego trudno podejrzewać o niechęć do rozwiązań innowacyjnych - twierdził konsekwentnie, iż zwrot „książki cyfrowe” to oksymoron. Nie tylko z uwagi na sam wygląd, czy dotyk prawdziwych książek, ale przede wszystkim ze względu na ich… zapach. Bradbury mawiał: - Jeśli książka jest nowa - pachnie bardzo ładnie. Jeśli natomiast jest stara to pachnie… jeszcze ładniej.
Zanim zatem ktoś nie zdecyduje się pójść krok dalej i dołożyć do kolejnych edycji czytników dodatkowych funkcjonalności, los książki tradycyjnej nie został ostatecznie przesądzony. Co więcej - nieoczekiwanym sojusznikiem Bradburego pozostaje w dalszym ciągu nasze Ministerstwo Finansów, które kierując się zapewne nie tyle węchem, co raczej argumentami fiskalno-unijnymi, doszło do tych samych konkluzji opodatkowując książki elektroniczne pełną stawką 23 proc. zamiast stawki 5 proc. przewidzianej dla książek tradycyjnych.
Spoglądając na PBI, która zapewne dokona po cichu swego żywota, należy jednak docenić pomysł, który – jak na owe czasy - był niewątpliwie innowacyjny, szczególnie jeśli uświadomimy sobie, że działo się to dawno, dawno temu - czyli na cale pięć lat przed wprowadzeniem na rynek pierwszego czytnika Kindle firmy Amazon.
Po upływie kolejnych pięciu lat po wprowadzeniu tegoż czytnika Amazon sprzedaje więcej książek elektronicznych niż papierowych - i nikogo już nie dziwi niedawny zakup przez dystrybutora prasy "Ruch” większościowego pakietu akcji NetPress Digital, dystrybutora e-książek mającego w swojej ofercie ponad 20 tysięcy tytułów. Choć rynek książek elektronicznych w Polsce jest jeszcze stosunkowo niewielki (6-9 milionów złotych), to jego kilkukrotny wzrost w perspektywie najbliższych dwóch-trzech lat jest niemal pewny. Przyspieszeniu temu niewątpliwie pomoże konsekwentne obniżanie cen czytników elektronicznych, poszerzanie oferty, postępującą standaryzacja w zakresie formatów a także model dystrybucji niemożliwy do pobicia dla wydawnictw tradycyjnych. Jeżeli spadną także stosunkowo wysokie ceny samych książek, to zniknie kolejna bariera (według niezależnych badań porównawczych Polska sytuuje się na trzecim miejscu od końca w Europie, jeśli chodzi o koszty zakupu książek).
Rynek książek elektronicznych w Polsce czeka zatem dynamiczny rozwój, szczególnie że także w kwestii czytelnictwa coś drgnęło. W 2011 roku w Polsce, którą trudno nazwać krajem rozpasanego czytelnictwa, nastąpił wzrost liczby osób, które w ciągu roku przeczytały co najmniej jedną książkę - z 38 proc. do 44 proc. I choć w dalszym ciągu wynik ten sytuuje nas na szarym końcu wszelkich rankingów (w sąsiednich Czech odsetek czytających przekracza 80 proc.) to 6 pkt. proc. wzrostu można w dużej części przypisać właśnie rozwijającemu się rynkowi elektronicznych publikacji.
Czy zatem tradycyjne wydawnictwa odejdą do lamusa? Zmarły w czerwcu tego roku Ray Bradbury - klasyk literatury science-fiction, którego trudno podejrzewać o niechęć do rozwiązań innowacyjnych - twierdził konsekwentnie, iż zwrot „książki cyfrowe” to oksymoron. Nie tylko z uwagi na sam wygląd, czy dotyk prawdziwych książek, ale przede wszystkim ze względu na ich… zapach. Bradbury mawiał: - Jeśli książka jest nowa - pachnie bardzo ładnie. Jeśli natomiast jest stara to pachnie… jeszcze ładniej.
Zanim zatem ktoś nie zdecyduje się pójść krok dalej i dołożyć do kolejnych edycji czytników dodatkowych funkcjonalności, los książki tradycyjnej nie został ostatecznie przesądzony. Co więcej - nieoczekiwanym sojusznikiem Bradburego pozostaje w dalszym ciągu nasze Ministerstwo Finansów, które kierując się zapewne nie tyle węchem, co raczej argumentami fiskalno-unijnymi, doszło do tych samych konkluzji opodatkowując książki elektroniczne pełną stawką 23 proc. zamiast stawki 5 proc. przewidzianej dla książek tradycyjnych.