Fałszywy alarm

Fałszywy alarm

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Piła pani alkohol? - zapytała dyspozytorka pogotowia.
- Nie. Chyba mam zawał - wymamrotałam.

Ból w klatce był koszmarny. Nie mogłam oddychać. Zdrętwiała mi lewa ręka, czułam przeszywający ból w sercu. Bolała mnie lewa łopatka. Nie mogłam leżeć, nie mogłam mówić, nie mogłam myśleć. Maciek (senior) oglądał z chłopcami film na dole. Była
18.00. Piątek. Położyłam się na górze w sypialni. Od godziny miałam straszny dyskomfort przy głębokim oddychaniu:

- Nasilenie astmy? Bóle od kręgosłupa? Rak płuc? Przecież wiele miesięcy temu rzuciłam palenie! - szukałam odpowiedzi. I nagle ból stał się tak potworny, że nie mogłam się ruszać. Wszystko mnie bolało. Nie miałam siły zejść na dół. Jeśli zawał nie mam czasu na dylematy! Sięgnęłam po telefon. Wybrałam 999.

- Potrzebuję pomocy - wydusiłam.

- Co się dzieje? - usłyszałam.

- Boli mnie serce, nie mogę oddychać, zdrętwiała mi ręka - mamrotałam. Sama nie byłam pewna, cz można zrozumieć co mówię. Ból był nie do zniesienia.

- Wysyłam pomoc - usłyszałam w słuchawce.

Położyłam się na prawym boku i czekałam. Zastanawiałam się, co powinnam zrobić, która pozycja jest najbezpieczniejsza... Tyle razy obiecywałam sobie, że pójdę na kurs pierwszej pomocy, że nauczę się na pamięć jak postępować w razie zawału. W
końcu to najczęstsza przyczyna wszystkich zgonów w Polsce. Przypomniałam sobie, że jedyne co zrobiłam w tej sprawie to kupiłam tabletki rozrzedzających krew, które łyka się czekając na pomoc. Od trzech lat noszę je w torebce na wypadek, gdyby ktoś ich potrzebował. Ktoś, nie myślałam, że ja. Czuję się jak nastolatka.

I nagle w drzwiach pojawił się Maciek:

- Co się dzieje? - zapytał przerażony.

- Nie wiem. Chyba mam zawał. Wezwałam pogotowie. Przynieś mi tabletkę z mojej torebki - mówiłam pod nosem.

- Nic nie rozumiem! - panikował Maciek.

- Tabletka z mojej torebki - próbowałam mówić wyraźniej.

Przerażony Maciek pobiegł szukać torebki. Po chwili wrócił:

- Jaki jest kolor tej torebki?! - zapytał.

Miałam ochotę rozszarpać go na kawałki ale nie mogłam oddychać. Próbowałam pokrzykiwać ale nie byłam w stanie. Czułam jak zalewa mnie adrenalina, ból stawał się coraz mniejszy. I wtedy w drzwiach zobaczyłam trzech facetów w czerwonych kamizelkach:

- To pani wezwała pogotowie?

- Tak - wymamrotałam.

- Pan jest mężem? - zapytał Maćka ratownik.

- Nie, kochankiem! - drwił mój mąż.

Miałam ochotę go zabić po raz drugi. On i to jego kiepskie poczucie humoru!

Atmosfera była gęsta:

- Proszę, żeby pan wyszedł - powiedział ratownik.

Maciek się wycofał. Zostałam sama z trzema facetami. Ból wciąż był straszny ale do zniesienia. Zaczynałam mieć wyrzuty, że wezwałam pogotowie!

- Ciśnienie książkowe - powiedział lekarz. - To nie jest zawał. To nerwoból w klatce piersiowej, tzw. neuralgia - dodał.

Dostałam przeciwbólowy zastrzyk z Ketonalu i dwie tabletki na uspokojenie. Po 30 minutach poczułam się lepiej. Zasnęłam. Rano nie mogłam ani oddychać, ani wstać z łóżka. Sobota. Co robić? Maciek podał mi tabletkę ketonalu. Zadzwoniłam po poradę lekarską. I pojechałam na badania. Pierwsze w życiu EKG. Całkiem dobre. Test z krwi też. To nie serce. To nerwoból ale trzeba wykluczyć serce. Dostałam tabletki przeciwzapalne i duże dawki witaminy B. Wczoraj prawie cały dzień przespałam. Dzisiaj jest lepiej. Powoli wracam do siebie. Ból wciąż jest ale stłumiony.

- Potrzebuje pani zwolnienie? - zapytała lekarka.

- A ile dni mogę odczuwać ból? - odpowiedziałam.

Myślami byłam przy poniedziałkowej sesji zdjęciowej, na którą tak czekałam.

- To sprawa bardzo indywidualna. Niektórzy cierpią jeden dzień, inni do kilku miesięcy - usłyszałam.

- Mam nadzieję, że do poniedziałku stanę na nogi - powiedziałam.

- Gdyby jednak nie, zapraszam po zwolnienie - powiedziała lekarka.

Zadzwonił telefon:

- Idziemy na kije? - pytała Dorota.

Zaplanowałyśmy ten spacer wiele dni temu. Marzyłam o nim. Pierwszy raz od lat poczułam się strasznie zmęczona:

- Jestem wrakiem. Nie dam rady. Pójdziemy do lasu jak tylko stanę na nogi - powiedziałam. I wtedy przypomniałam sobie, że czekała na mnie jeszcze jedna bardzo ważna rozmowa. W sprawie szkoły. Wiedziałam, że akurat ta sprawa nie może dłużej czekać. Zanim
wykręciłam numer telefonu, chciałam wziąć głęboki wdech. Zapomniałam o bólu.

Poczułam jakby mnie kopnął prąd:

- Dzień dobry pani Joanno - usłyszałam w słuchawce.

- Dzień dobry... - odpowiedziałam i na godzinę zapomniałam o bólu.

Dałam radę. Jutro też dam. A jak nie to poproszę Maćka, żeby mnie wkurzył. Wtedy natychmiast ból minie :-)