Skłamałam. Nie o (byłej już) dziennikarce TVP chcę tu napisać, a o publicystce „Dziennika” Magdalenie Miecznickiej.
Gdy w piątek wszystkie media podały informację o tym, że TVP rozwiązała umowę z Hanną Lis, krytyczka literacka Springera chyżo skleciła komentarzyk pod bajkowo-brzmiącym tytułem „Hanna Lis – księżniczka bez błękitnej krwi”.
Komentarzyk tyleż pretensjonalny, co po prostu obrzydliwy:
http://www.dziennik.pl/opinie/article367576/Hanna_Lis_ksiezniczka_bez_blekitnej_krwi.html
Szczerze mówiąc nie rozumiem powodów, dla których został on napisany. Nie widzę też w TVP żadnej rewolucji. Awantury, przewroty i zwarcia = constans, jeśli chodzi o publiczną. No chyba, że rewolucja jakaś toczy się w „Dzienniku” i w jej trakcie padła taka oto komenda: „Miecznicka, rzućcie no szybko błotem na jakieś 4 tysiące znaków w Hannę Lis, tylko szybko”.
I wówczas Miecznicka rzuciła. Napisała antysalonowy poemat, wytykając Hannie Lis udane dzieciństwo i młodość oraz rodziców-prominentów. Zapomniała tylko o swoich salonowych proweniencjach, „latach chłopięcych”, spędzonych w Stanach, Paryżu, itd. Zapomniała też dodać o Barbarze Miecznickiej, słynnej redaktorce i tłumaczce która, jak się nieprzypadkowo składa, jest jej mamą.
Acha. Mój komentarz nie jest wyrazem skrywanej niechęci do pani Miecznickiej. Bardzo lubię jej wywiady (świetny świąteczny z Jadwigą Staniszkis) i teksty. Tym bardziej mi przykro z powodu jej piątkowego produkcyjniaka, który napisała z pozycji antysalonowego autorytetu. Poprawka: łże-autorytetu.
Nie mówiąc już o tym, że smutno mi się ten tekst kojarzy z fragmentem „Konopielki” Edwarda Redlińskiego:
„Spodobało mnie sie, że bede pisał. Biere patyk, walonkiem wygładzam ziemie i pisze. Pisze sobie różne litery, jak Grzegor pisał, okrągłe, kanciaste, rozgałęziane, zawijane, podkręcywane, z kropkami, kreskami, krzyżykami. A smurgiel sie patrzy z góry, aż głowo kręci, że tak prętko ja pisze. To walonkiem wygładzam jeszcze kawał gumna i pisze litery jeszcze bardziej rozgałęzione.
A co tu napisane, pyta sie.
On sie pyta, co tu napisane! Ho ho! Tu jest dużo napisane, same ważne rzeczy tu napisane, byle czego sie nie pisze. Pisanie to nie gadanie…”
Gdy w piątek wszystkie media podały informację o tym, że TVP rozwiązała umowę z Hanną Lis, krytyczka literacka Springera chyżo skleciła komentarzyk pod bajkowo-brzmiącym tytułem „Hanna Lis – księżniczka bez błękitnej krwi”.
Komentarzyk tyleż pretensjonalny, co po prostu obrzydliwy:
http://www.dziennik.pl/opinie/article367576/Hanna_Lis_ksiezniczka_bez_blekitnej_krwi.html
Szczerze mówiąc nie rozumiem powodów, dla których został on napisany. Nie widzę też w TVP żadnej rewolucji. Awantury, przewroty i zwarcia = constans, jeśli chodzi o publiczną. No chyba, że rewolucja jakaś toczy się w „Dzienniku” i w jej trakcie padła taka oto komenda: „Miecznicka, rzućcie no szybko błotem na jakieś 4 tysiące znaków w Hannę Lis, tylko szybko”.
I wówczas Miecznicka rzuciła. Napisała antysalonowy poemat, wytykając Hannie Lis udane dzieciństwo i młodość oraz rodziców-prominentów. Zapomniała tylko o swoich salonowych proweniencjach, „latach chłopięcych”, spędzonych w Stanach, Paryżu, itd. Zapomniała też dodać o Barbarze Miecznickiej, słynnej redaktorce i tłumaczce która, jak się nieprzypadkowo składa, jest jej mamą.
Acha. Mój komentarz nie jest wyrazem skrywanej niechęci do pani Miecznickiej. Bardzo lubię jej wywiady (świetny świąteczny z Jadwigą Staniszkis) i teksty. Tym bardziej mi przykro z powodu jej piątkowego produkcyjniaka, który napisała z pozycji antysalonowego autorytetu. Poprawka: łże-autorytetu.
Nie mówiąc już o tym, że smutno mi się ten tekst kojarzy z fragmentem „Konopielki” Edwarda Redlińskiego:
„Spodobało mnie sie, że bede pisał. Biere patyk, walonkiem wygładzam ziemie i pisze. Pisze sobie różne litery, jak Grzegor pisał, okrągłe, kanciaste, rozgałęziane, zawijane, podkręcywane, z kropkami, kreskami, krzyżykami. A smurgiel sie patrzy z góry, aż głowo kręci, że tak prętko ja pisze. To walonkiem wygładzam jeszcze kawał gumna i pisze litery jeszcze bardziej rozgałęzione.
A co tu napisane, pyta sie.
On sie pyta, co tu napisane! Ho ho! Tu jest dużo napisane, same ważne rzeczy tu napisane, byle czego sie nie pisze. Pisanie to nie gadanie…”