Od dzisiaj w kinach "Skyfall" Sama Mendesa - kontynuacja historii Bonda, który został człowiekiem.
Sam Mendes nie zawiódł. W trzymającym przez 140 minut w napięciu "Skyfall" są wybuchy, pościgi i strzelaniny – wszystkie jednak służą intrygującej fabule, w której nie brakuje też dylematów moralnych. Nowa formuła opowieści o Jamesie Bondzie sprawdza się. Odbrązowiony, „ludzki” bohater jest bliższy widzom.
W MI6 nie dzieje się dobrze. Zbuntowany były funkcjonariusz przejmuje listę tajnych agentów z całego świata, w siedzibie głównej wybucha bomba a agent 007 zostaje postrzelony - po długim, bezwładnym locie zderza się z taflą rzeki i nic nie wskazuje na to, by miał szansę przeżyć (nie zdradzam niczego, czego nie ma w zwiastunie!). Światu zaś zagraża cyberterrorzym. Geniusz wyposażony w najnowsze technologie jest w stanie jednym kliknięciem zdestabilizować system elektryczny miast i manipulować akcjami na giełdzie.
Twórcy serii trzymają rękę na pulsie. Dzisiejszy Bond jest odbiciem współczesnych niepokojów, jest reakcją na świat przesiąknięty przez systemy informatyczne, uzależnione od działania komputerów. Ale też na świat, który nie wierzy już w zideologizowane bajki. W filmie agent 007 starzeje się, nie jest tak sprawny, jak kiedyś, traci oddech w najważniejszych momentach akcji i nie nadąża za technologiami. Jest zbyt staromodny, aby wyposażać się w tablety a od ekranów w nowych samochodach woli starego, dobrego Astona Martina sprzed kilku dekad. Przede wszystkim jednak - zdarza mu się przegrywać i płaci za to straszliwą cenę. Nosi w sobie gorycz, żal, poczucie klęski.
Mendes wrócił też do bondowej młodości - do traumy, która siedzi głęboko w agencie 007. Nie skoncentrował się na strzelaniu, chociaż nie brakuje go w filmie. Przede wszystkim zadaje moralne pytania o odpowiedzialność służb specjalnych i państwa, o bezwzględność wszelkich instytucji wobec jednostek, o osobiste zaufanie w rzeczywistości, w której dwulicowość jest kwalifikacją zawodową.
"Skyfall" jest idealnym Bondem na czasy zgorzknienia - tak jak świetnym Bondem jest Daniel Craig, który imponuje nie idiotycznym, morderczym melonikiem, lecz umiejętnością zaciśnięcia zębów. Bez wielkiej wiary, ale z dużą wytrwałością dąży do swoich celów. Choć nigdy nie zazna szczęścia.
W MI6 nie dzieje się dobrze. Zbuntowany były funkcjonariusz przejmuje listę tajnych agentów z całego świata, w siedzibie głównej wybucha bomba a agent 007 zostaje postrzelony - po długim, bezwładnym locie zderza się z taflą rzeki i nic nie wskazuje na to, by miał szansę przeżyć (nie zdradzam niczego, czego nie ma w zwiastunie!). Światu zaś zagraża cyberterrorzym. Geniusz wyposażony w najnowsze technologie jest w stanie jednym kliknięciem zdestabilizować system elektryczny miast i manipulować akcjami na giełdzie.
Twórcy serii trzymają rękę na pulsie. Dzisiejszy Bond jest odbiciem współczesnych niepokojów, jest reakcją na świat przesiąknięty przez systemy informatyczne, uzależnione od działania komputerów. Ale też na świat, który nie wierzy już w zideologizowane bajki. W filmie agent 007 starzeje się, nie jest tak sprawny, jak kiedyś, traci oddech w najważniejszych momentach akcji i nie nadąża za technologiami. Jest zbyt staromodny, aby wyposażać się w tablety a od ekranów w nowych samochodach woli starego, dobrego Astona Martina sprzed kilku dekad. Przede wszystkim jednak - zdarza mu się przegrywać i płaci za to straszliwą cenę. Nosi w sobie gorycz, żal, poczucie klęski.
Mendes wrócił też do bondowej młodości - do traumy, która siedzi głęboko w agencie 007. Nie skoncentrował się na strzelaniu, chociaż nie brakuje go w filmie. Przede wszystkim zadaje moralne pytania o odpowiedzialność służb specjalnych i państwa, o bezwzględność wszelkich instytucji wobec jednostek, o osobiste zaufanie w rzeczywistości, w której dwulicowość jest kwalifikacją zawodową.
"Skyfall" jest idealnym Bondem na czasy zgorzknienia - tak jak świetnym Bondem jest Daniel Craig, który imponuje nie idiotycznym, morderczym melonikiem, lecz umiejętnością zaciśnięcia zębów. Bez wielkiej wiary, ale z dużą wytrwałością dąży do swoich celów. Choć nigdy nie zazna szczęścia.