Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Jak wyjść z długów? Oni mają na to sposób

Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Jak wyjść z długów? Oni mają na to sposób

Jak zatrzymać komornika
Jak zatrzymać komornika Źródło: Materiały prasowe
Posłuchajcie tej opowieści. Przychodzi zadłużony do prawnika z prośbą o pomoc. A ten rozkłada ręce. I w ten oto sposób narodziła się w Polsce antywindykacja. Czyli alternatywna usługa prawna (lub doradcza), która mogła skutecznie wspomóc wielu zadłużonych w przypadkach, gdzie typowy prawnik był całkiem bezradny.

Co ma powyższe do rozwoju antywindykacji? Już tłumaczę. Gdyby był to pojedynczy przypadek, nie było by tego Poradnika. Ani tego fachu. Problem w tym, że takich klientów pojawiło się na rynku krajowym coś koło 2 milionów; mam na uwadze rok 2015. Obecnie to już prawie 3 mln. A jak to się mawia – potrzeba jest matką wynalazków.

Prawie jak w „Amadeuszu”

I w ten oto sposób narodziła się w Polsce antywindykacja. Czyli alternatywna usługa prawna (lub doradcza), która mogła skutecznie wspomóc wielu zadłużonych w przypadkach, gdzie typowy prawnik był całkiem bezradny.

W niniejszej odsłonie Poradnika spróbuję porównać obie te usługi, odpowiadając na pytanie: czym różni się antywindykacja od tradycyjnej usługi prawniczej? Zacznijmy może od filmowego porównania, aby nieco lepiej zobrazować nie tylko różnicę w obu usługach, ale także swoisty konflikt interesów. „Prawnik typowy” stara się, aby nie zadzierać z systemem, bowiem jest jego częścią. Nie musi być asem (patrz: jak Antonio Salieri w oscarowym filmie Formana), ale dzięki temu, że zawsze jest wobec „systemu” corect – święci na salonach triumfy. Albo przynajmniej jakoś sobie tamże radzi. Cel nadrzędny: byle nie podpadać i dostosować się do zasad, obowiązujących w jego otoczeniu.

Antywindykator z kolei, ma trochę z filmowego Mozarta. Bije na głowę Salieriego jeśli chodzi o poziom wiedzy w swojej dziedzinie. Robi to co umie, najlepiej jak potrafi. Ma w nosie to, co sobie o nim pomyśli otoczenie, w którym działa - mowa o systemie prawnofinansowym. Jedna różnica, w stosunku do filmowego bohatera: fachowiec od antywindykacji na ogół nie wykazuje oznak szaleństwa (w tym wypadku trochę mówię w swoim imieniu).

Podobnie jak to pokazał Forman w omawianym filmie, prawnik Salieri zazwyczaj nie darzy sympatią antywindykatora Amadeusza. Co często odczuwam na własnej skórze, będąc ofiarą licznych ataków prawników „systemowych”. Na szczęście atakowany jestem tylko słowem.

Przejdźmy jednak do opisu różnic pomiędzy tymi usługami w sposób bardziej merytoryczny. Zacznijmy od ekonomii, czyli ceny za świadczone usługi. Powyższe stanowi kluczową kwestię dla większości nadmiernie zadłużonych.

Przecież nie musi być tak drogo!

Klasyczna usługa prawna kojarzy nam się zazwyczaj z wysokim jej kosztem. Dlaczego prawnicy tak się cenią? To ich święte prawo: wszak przeze wiele lat się uczyli, więc nie będą pracować za niską stawkę godzinową. Wypasiona kancelaria też kosztuje. Dochodzi recepcjonistka, asystentka, także inne koszty. Podjęcie się nawet prostej sprawy w sądzie to zwykle koszt nie niższy od 2000 zł + VAT, czyli prawie 2500 zł.

A co wtedy, jeśli pozew ma wartość przedmiotu sporu ledwie 2000 zł? Jak widać z treści poprzedniego akapitu, klasyczna usługa prawnicza tu się nie sprawdzi – bo będzie zbyt droga. Zanim odprawimy klienta z kwitkiem, może warto jednak przyjrzeć się zawartości jego pozwu?

Kiedy rodziła się antywindykacja, a było to mniej więcej na początku 2015 roku, na rynek pozwów sądowych trafiło mnóstwo spraw z przedawnionymi długami. Zadłużeni byli w tym wypadku najczęściej pozywani przez handlarzy wierzytelnościami; pisałem na ten temat w innej części Poradnika. No i … nawarzyli sobie piwa. Bowiem znalazło się w wielu miejscach Polski sporo młodych prawników, takich „na dorobku”, którzy zwietrzyli w tym świetny i prosty biznes. Wystarczyło napisać sprzeciw od nakazu zapłaty dowodząc, iż dany dług jest bardzo nieświeży (znaczy przedawniony), a nie było to trudne zadanie. Sprawy takie szybko się kończyły zwycięstwem dłużnika.

Pewnie zapytasz, gdzie zatem jest tu kasa, skoro klient najczęściej był „cienki” finansowo? To proste: wynagrodzenie wypłacała wtedy druga strona sporu, w ramach tzw. kosztów zastępstwa procesowego (w skrócie KZP). Oczywiście wymagało to ustalenia takich właśnie warunków z klientem: ale ten był wielce rad, bowiem za prowadzenie sprawy nie płacił nic, lub kwotę symboliczną, 100-200 zł. Za tę cenę miał profesjonalną pomoc, sam na pewno nie umiałby pokonać wroga w sądzie.

No i tak zostało w branży antywindykacyjnej, jeśli chodzi o koszty obrony przed nakazem zapłaty. Antywindykator, widząc, że szansa na wygraną jest spora (przeciwnikiem jest jakiś podmiot z sektora finansowego, a więc firma, której kasy na pewno nie brakuje), ustala stosunkowo niskie wynagrodzenie za prowadzenie sprawy. Ale w zamian uzyskuje - za zgodą klienta - prawo do otrzymania KZP; co oczywiście ma miejsce jedynie w przypadku wygranej.

Dodajmy, że KZP nie stanowi jednak kwot specjalnie wysokich. Przykładowo jeśli kwota w pozwie o zapłatę mieści się w granicach 1501-5000 zł, KZP wynosi – 900 zł; jeśli ta kwota wynosi od 5001 zł do 10 000 zł, wówczas zarabiamy na drugiej stronie sporu 1800 zł. Niejeden szanujący się prawnik powie więc: szału nie ma. I w ten oto sposób przechodzimy do różnicy numer dwa.

Kto pamięta główną maksymę konia - pracusia z „Folwarku Zwierzęcego”? Oto i ona:

Będę pracować jeszcze więcej!

Od razu przekażę ważną informację dla potencjalnych adeptów antywindykacji. W tej branży pracuje się 7 dni w tygodniu, wymagana jest pełna dyspozycyjność. Taki fach. Nie pasuje ci taki tryb pracy? To nawet się to tej dziedziny nie przymierzaj.

W naszej branży taka „praca ustawiczna” to niemal standard. Na dodatek teoretycznie konkurencyjne firmy często ze sobą współpracują. Dlaczego? Ma to miejsce wtedy, kiedy specjalizacje tych dwóch podmiotów się uzupełniają. Moi klienci wiedzą, że to prawda. Bardzo często nasza korespondencja prowadzona jest w weekendy, nie wyłączając niedziel. Szczególnie, jeśli sprawa jest terminowa i np. odpowiedź na pozew musi zostać wysłana do sądu najpóźniej w poniedziałek.

Przechodzimy do różnicy kolejnej. Oto dość istotne pytanie, na które zna odpowiedź każdy antywindykator:

Po co mi telefon?

Jak to po co: aby ułatwić klientom kontakt ze mną! Kiedyś, na własny użytek, przygotowałem taką oto selekcję prawników, z którymi chętnie wchodzę we współpracę: jeśli tenże prawnik odbiera telefony z numerów, których nie ma zapisanych w pamięci (tj. w zakładce „kontakty”). A jeśli nie może odebrać w danym momencie telefonu, to potem oddzwania.

Prawnicy o nadmiernie napompowanym ego – a takich jest w krajowej palestrze sporo - zazwyczaj ignorują próbę kontaktu bezpośredniego. Jest to wkurzające dla dzwoniącego, bo po co tworzyć od razu taki dystans? Po drugie, trochę mnie to dziwi: no to chcesz nowych klientów, czy może masz ich za dużo? Jeszcze bardziej taka sytuacja jest denerwująca, jeśli prawnik prowadzi już twoją sprawę, a ty próbujesz się czegokolwiek dowiedzieć. Dzwonisz, piszesz – i nic. Być może takie sytuacje znasz. Dla mnie to oczywiste, że takim „niedostępnym” prawnikom nie warto powierzać swoich spraw; szczególnie tych o dużym ciężarze gatunkowym. Ale jak ci to nie przeszkadza, to twój wybór.

Podobnie jest też z kontaktem mailowym. Na pierwsze zgłoszenia od nowych klientów, zawsze odpowiadam osobiście. Preferuję taki kontakt, szczególnie przed nawiązaniem współpracy. Staram się też, aby osoba, która po raz pierwszy zgłasza się do Kancelarii z konkretnym zapytaniem, dostała ode mnie zwrotnego maila w możliwie krótkim terminie.

Co nas jeszcze bardzo różni? Na pewno jest to:

Stosunek do politycznej poprawności

W tej kwestii w dużym stopniu rozgrzeszam prawników, którzy niemal zawsze są poprawni politycznie. W przeciwieństwie do mnie, co pewnie widać z treści moich publikacji. Choćby z kolejnych odcinków Poradnika.

Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Wybierasz się do banku? Trzymaj się za portfel!

Wszyscy prawnicy, chcąc nie chcąc, są częścią opresyjnego (dla szarego człowieka) systemu prawnofinansowego. „System” może wobec tych zbyt odważnych w słowie, wyciągnąć srogie konsekwencje. Nie wyłączając pozbawienia prawa wykonywania zawodu. Tym samym żaden prawnik nie może wprost podpisać się pod stwierdzeniem, że część długów można zignorować. Czy tym bardziej nie będzie obnosił się z opinią, iż w sądach szukając sprawiedliwości, dużo częściej znajdziemy niekompetencję, chaos, czy wręcz czystą patologię.

Niemniej jednak osoba posiadająca poważne problemy finansowe najbardziej potrzebuje rozwiązań, które mogą jej pomóc. Dość często są to metody stojące w pełnej opozycji do poprawności politycznej. Półśrodki nie wystarczą, a rozwiązania oferowane przez „system” kompletnie, w wielu przypadkach, się nie sprawdzają. Jednak trudno takich porad oczekiwać od osób, których egzystencja, tj. odpowiedni poziom życia, w pełni zależy od „systemu”.

Konieczna specjalizacja, czyli między nami fachowcami…

Jeszcze jedna uwaga dla potencjalnych antywindykatorów: to nie miejsce dla przeciętniaków! Mamy w Polsce liczną grupę „prawników od wszystkiego”, w zależności jaką pełnią funkcję i czym się zajmują, mogą to być właściwe osoby na właściwym miejscu. Jednak, jeśli ktoś planuje działać – profesjonalnie – jako antywindykator, musi być w swoim fachu najwyższej klasy specjalistą.

Pamiętajmy bowiem, że niemal każda sprawa, której się podejmujemy jako antywindykatorzy, może zakończyć się potężną stratą dla klienta, a nawet pełnym jego bankructwem, czy też upadłością jego firmy. Finałem nieudanej pomocy, może by również tragedia dla rodziny dłużnika (nie tylko finansowa). Miejmy tego świadomość.

Nie chciałbym w tym miejscu nie uznawać racji bytu typowej usługi prawniczej. Takowa jak najbardziej jest potrzebna. Nie możemy także wymagać, aby każdy adept studiów prawniczych był geniuszem w swoim fachu. To trochę coś jak lekarz rodzinny – może wiele pomóc na początku, we wstępnej diagnozie. Byle nie wychodził z poradą poza swoje kompetencje. Prawnicy, niestety, czasem mają takie skłonności, więc bardzo trzeba na to uważać.

Jednakowoż, jeśli już mowa o fachowcach z branży oddłużeniowej, istnieje jeszcze jedno zagrożenie. Mam na uwadze korzystanie z usług kancelarii, które posiadają tylko jedną, wąską specjalizację.

Ten temat będzie przedmiotem następnej części Poradnika, która ukaże się pod następującym tytułem:

Dłużniku: uważaj na kancelarie jednoproduktowe!
Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”.
Artykuł został opublikowany w 32/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.