O tym dlaczego Holland nie dostanie Oscara

O tym dlaczego Holland nie dostanie Oscara

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy "W ciemności" Agnieszki Holland ma szanse na zdobycie Oscara? Jeśli tak, to niewielkie. Czemu? Bo członkowie Akademii nie wytrwają do końca filmu.
Na początku zrobię coś, czego dobrze wychowany człowiek robić nie powinien. Zdradzę zakończenie filmu. Przyzwoitość nakazuje mi jednak ostrzec o tym czytelników - jeśli ktoś nie oglądał "W ciemności", a zamierza ten film obejrzeć, niech zakończy czytanie w tym momencie.

Zakończyliście? Jeśli nie, to dalej czytacie tekst na własną odpowiedzialność.

Otóż w ostatniej scenie "W ciemności" widz, który przeżył właśnie katharsis, wychodząc razem z kilkunastoma Żydami z mrocznych kanałów Lwowa, dowiaduje się, że wybawiciel Żydów i główny bohater dramatu Leopold Socha ginie. Ginie trzy dni po zakończeniu II wojny światowej, ratując swoją córkę spod kół samochodu. Na jego pogrzebie ktoś burknął, że to kara za pomaganie Żydom...

„W ciemności” to jeden z tych nielicznych polskich filmów Holocauście czy II Wojnie Światowej, który prezentuje się w trzech wymiarach. I nie, nie chodzi o modną ostatnio technologię 3D - chodzi o to, że film nie jest płaski. Nie przedstawia prostego, bipolarnego świata, gdzie Niemiec to morderca, a Żyd to ofiara. U Holland jest wiele odcieni szarości. Mamy Sochę, który ratował lwowskich Żydów w zamian za sowite wynagrodzenie, i który przeżył wewnętrzną przemianę. Mamy Żydówkę, która udusiła swoje nowo narodzone dziecko. Mamy Yanka Grossmanna, który na oczach żony i córki uprawia seks z inną kobietą. Mamy ukraińskiego policjanta, brutalniejszego od najgorszego nazisty, który poluje na Żydów, inkasując za to pokaźne sumy. Mamy Żydów mówiących po niemiecku i jidysz, Polaków mówiących po lwowsku, lwowian mówiących po polsku. Mamy Żydów, który nie przyjmują swojego cierpienia z godnością i Polaków, którzy nie są ani szmalcownikami, ani wybawicielami. Słowem – obserwujemy trudną wojenną rzeczywistość, w której aż roi się od pełnokrwistych bohaterów.

Czy jednak członkowie Akademii poznają się na fenomenie lwowskiej mowy odtwarzanej przez Roberta Więckiewicza? To więcej niż wątpliwe. Czy członkowie Akademii zechcą przeanalizować uwarunkowania historyczne, demograficzne i geograficzne okupowanego Lwowa? Czy będą w stanie zrozumieć, że to nie ckliwa historia, w której Liam Neeson prowadzi psychologiczną grę z Ralphem Fiennesem, a na końcu wylewa łzy ulgi? Czy dotrze do nich, że to się wydarzyło naprawdę? Nie sądzę. A bez tego wszystkiego Holland trudno będzie o sukces.

Tak wiem - recenzent "The Hollywood Reporter" napisał, że "solidny dramat Holland ma w sobie więcej ironii i jest znacznie bardziej złożony od większości dotychczas pokazywanych filmów na temat Holokaustu". Z kolei dziennikarz innego znanego tytułu ("Screen Daily" ) pisze: "Oglądając film można poczuć smród i brud kanałów, kiedy żydowscy uciekinierzy walczą ze szczurami, głodem, konfliktami i szaleństwem podczas 14-miesięcznej katorgi”. Obawiam się jednak, że członkowie Akademii owej złożoności sytuacji nie dostrzegą, a smrodu kanałów nie poczują. Z kolei wszechobecna w filmie ciemność kanału, która polskiego widza przeraża, amerykańskiego jurora prawdopodobnie uśpi.

Amerykanie mieli okazję obejrzeć już wiele filmów o Holocauście. Oscarowi „Fałszerze”, „Lista Schindlera” czy chociażby „Pianista” Romana Polańskiego - wszystkie te filmy, podejmujące trudny temat, w sposób zupełnie inny, niż przyzwyczaiło nas do tego Hollywood. Jest w nich więcej faktów i autentyzmu - tymczasem Amerykanie stawiają zazwyczaj na kreację aktorską, psychologizm i symbolizm. Do widza amerykańskiego bardziej przemawia dziewczynka w czerwonym kubraczku, teatralność postaci Amona Goetha (zarządca obozu w Płaszowie), czy wręcz karykaturalne przerysowanie postaci Władysława Szpilmana (wychudzony Adrien Brody, który zjada okruszki chleba).

Mam nadzieję, że się mylę, bo jak każdy polski widz, chciałbym poczuć dumę, gdy Polka odbierze najważniejszą nagrodę filmową na świecie. Chciałbym poczuć dumę, gdy świat usłyszy o Jolancie Dylewskiej, autorce zdjęć (nagrodzonej na ostatnim festiwalu Camerimage), która ponurą ciemność uczyniła metaforą Zagłady. Chciałbym poczuć dumę, gdy świat usłyszy o Robercie Więckiewiczu, Agnieszce Grochowskiej, Kindze Preis i rewelacyjnych aktorach warszawskiego Teatru Żydowskiego.

Na koniec będzie nieco bardziej optymistycznie - krytycy zgodnie twierdzą, że „W ciemności” to najlepszy film Agnieszki Holland od czasów „Europa, Europa”. I jeśli Holland ma dostać Oscara, to powinna go dostać właśnie teraz. Jest zatem szansa, że film otrzyma nagrodę, która będzie jednocześnie formą uhonorowania całego dorobku Agnieszki Holland. Trzymam za to kciuki. Nadal jednak nie wierzę w amerykański gust.

A jeśli moje przypuszczenia się nie sprawdzą, możecie spuścić mnie w kanał.

Ostatnie wpisy