Madonna – królowa, która nie kocha swoich poddanych

Madonna – królowa, która nie kocha swoich poddanych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mówią, że królowa jest tylko jedna i że jest nią Madonna. A ja pytam: jakim królestwem włada Madonna?
Pamiętacie występ Madonny na Super Bowl, na którym wokalistka zaprezentowała pierwszy singiel z nowej płyty? W zamyśle miało to być wspaniałe wydarzenie, zapoczątkowujące kolejny podbój amerykańskiego rynku muzycznego. W rzeczywistości singiel „Give Me All Your Luvin” okazał się niewypałem – nie dość, że z dużym trudem wszedł do pierwszej dziesiątki Billboardu, to jeszcze na dodatek nie spodobał się europejskiej publiczności. Spójrzmy bolesnej prawdzie w oczy – „Give Me All Your Luvin” to jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy kawałek z albumu. Mimo tego bolesnego rozczarowania, każdy kto zniesmaczył się widokiem Madonny hołdującej amerykańskim nastolatkom marzącym o machaniu pomponami czy karmiącej własną piersią plastikową lalę, powinien jednak sięgnąć po album, bo w gruncie rzeczy nie jest on tak zły, jak wspomniany wyżej singiel (jeżeli jeszcze nie widzieliście teledysku do„Give Me All Your Luvin”, patrzcie i płaczcie):



Na szczęście hymn cheerleaderek to przykry wypadek przy pracy nad płytą MDNA - bo już kawałek „Girl Gone Wild”, otwierający album, to szybko wpadający w ucho utwór: mocny, klubowy. Nie mając w sobie żyłki hazardzisty jestem w stanie się założyć, że utwór ten będzie puszczany w polskich dyskotekach od Grójca po Nur. Czy będzie wakacyjny hit? Oby.



Świetnym kawałkiem okazuje się również „Gang Bang”. Niemal żołnierska nuta szybko wpada w ucho. Także dzięki nieprzeciętnemu tekstowi: Like a bitch out of order/Like a bat out of hell/Like a fish out of water/I’m scared, can’t you tell/Bang Bang, shot you dead . Co ciekawe w tym kawałku pojawiają się pewne elementy dubstepu i muzy rodem z Club Rotation. Zaskoczeni?

Z kolei „I’m addicted” rozpoczyna się od jingla rodem z kiepskiego programu typu music creator - dzięki temu mamy electro-popowy utwór. Fani „Papa Don’t Preach” czy „La Isla Bonita” nie będą zachwyceni. Natomiast „Turn Up the Radio” to najbardziej klasyczny kawałek Madonny spośród tych, które trafiły na nową płytę (jeśli w przypadku tej wokalistki można w ogóle mówić o „klasycznych kawałkach”). „Turn Up the Radio” spodba się tym, którzy zachwycili się „American Life”. Podobnie będzie z kawałkiem „I’m a Sinner”.

Na uwagę zasługują także spokojny, acz lekko infantylny „Superstar” (w którym w chórkach śpiewa córka Madonny), oraz electro-folkowe “Love Spent”. Ten drugi kawałek zasługuje na szczególną uwagę - choć stanowi tło dla marketingowych hitów, które promują album, przez słuchaczy może być uznany za jeden z najlepszych na płycie.

Kapitalnym numerem okazuje się „I Don’t Give A”, który przypomina muzykę wykonywaną w dobrych czasach przez Aguilerę. Hiphopowy klimat miesza się z kobiecą emancypacją. Madonna próbowała być dobrą żoną, ale jej nie wyszło. Mnie to jednak nie przeszkadza.

Słabe „Some girls” wprowadza zbyt wiele chaosu i niepewności: czy to jeszcze Madonna, czy już vocoder? Poza tym wieje nudą i niemiecką tancbudą. Z kolei „Masterpiece”, choć poruszające i „Falling Free”, choć poetyckie i gotyckie, rodem z opowieści o Shire - nie pasują do klubowej aranżacji płyty.

W wersji rozszerzonej albumu znajdziecie dodatkowo cztery ciekawe utwory. Polecam „Beautiful Killer”. Głośne „I F**ked Up” nie spełnia oczekiwań - jest monotonne, wręcz nużące. Choć zapewne, gdyby ten kawałek znalazł się na Ray of Light pewnie zostałby uznany za dzieło.

Teraz wypadałoby podsumować całość. Madonna o swojej najnowszej płycie powiedziała, że jest to powrót do tego, co wokalistka robi najlepiej: klasycznych piosenek pop ze szczyptą kontrowersji. Album jest jednak mocno zelektryzowany - znajdziecie na nim wiele elementów dubstepu, elektro-popu, dance’u czy hip-hopu. Miłośnicy American Life, Bedtime stories czy True blue mogą się więc poczuć zawiedzeni.

Cóż, Madonna ma miliony fanów na całym świecie. Część z nich kupi wszystko, co wyprodukuje ich idolka, część będzie mówiła, że Madonna się skończyła. Taka już jest Madonna. Jest królową, która porzuca swoich poddanych, podbija dalekie krainy i zdobywa nowych, oddanych wiernych. Nie traktujcie MDNA ani dosłownie, ani na poważnie. To zabawa w najlepszej formie. Cyrenejski hedonizm w mocnym femme wydaniu. Madonna chciała zaszaleć i zaszalała. A co! Wolno jej. Wam z kolei wolno lubić najnowszy album Madonny i nie słuchać tych którzy zapomnieli, że niegrzeczne dziewczynki muszą się porządnie zabawić.

Dla tych, którzy muszą sami się przekonać, czy Madonna nadal jest królową, mamy konkurs, w którym do wygrania są trzy egzemplarze płyty MDNA. Osoby, które chcą powalczyć o płytę Madonny powinny do godziny 23:59 8 kwietnia wysłać na adres [email protected] tekst (liczący nie więcej niż 1500 znaków) zawierający odpowiedź na pytanie: „Który album Madonny jest twoim ulubionym albumem i dlaczego”. Powodzenia!

Ostatnie wpisy

  • Beavis i Butt-Head znów chcą zaliczyć13 kwi 2012Beavis i Butt-Head wracają do ramówki MTV - 15 kwietnia będziemy świadkami polskiej premiery nowego odcinka serii o bezpruderyjnych licealistach z fikcyjnego miasteczka Highland w stanie Teksas.
  • Terry Gilliam zagubił się w La Manchy1 mar 2012Wiele jest filmów, w których współczucie dla bohatera, miesza się z odczuwaną do niego sympatią. Wiele jest filmów o niespełnionych marzeniach, o niezdarności i bujaniu w obłokach. Jeszcze więcej filmów opowiada o walce z wiatrakami. Ale tak...
  • Kevinie Costnerze, czemu nie ochroniłeś Whitney Houston?12 lut 2012Mam już tego serdecznie dość. Wielkie osobistości świata kultury umierają na moich oczach jedna po drugiej. Amy Winehouse, Gary Moore, Violetta Villas, Wisława Szymborska. Dziś do tego grona dołączyła Whitney Houston. A ja nie chcę, by wielkie...
  • Testament Szymborskiej: wyjmijcie z teczki mózg elektronowy2 lut 2012Spełnię ostatnią wolę pani Szymborskiej. Podumam przez chwilę. I tobie też to radzę, drogi przechodniu.
  • O tym dlaczego Holland nie dostanie Oscara27 sty 2012Czy "W ciemności" Agnieszki Holland ma szanse na zdobycie Oscara? Jeśli tak, to niewielkie. Czemu? Bo członkowie Akademii nie wytrwają do końca filmu.