Warszawa jest jednym z najbezpieczniejszych europejskich miast, po której odwrotnie niż w Paryżu czy Berlinie bez strachu można chodzić w kipie. Jednak polski Internet w przeciwieństwie do ulic okazuje się wypełniony nienawiścią do Żydów – najgłupszymi wyzwiskami, na które w grubiaństwie pozwalamy sobie z uwagi na zasłonę anonimowości. W to zjawisko uderza spot „Złe Słowa” niedawno nagrany przez Muzeum Polin. Aż wstyd go oglądać, przykro słuchać tych bezsensownych zdań ubranych w wachlarz wulgaryzmów. Gdzie jednak są ludzie, którzy to piszą? Gdzie się ukrywają? Czy nie rozumieją, że ośmieszają nas wszystkich, umniejszając nasze najlepsze czyny? I kim oni są?
Ciekawe, że emisja filmu pokrywa się z tragicznym wydarzeniem w Paryżu – morderstwem ocalałej z Holokaustu 85-letniej Mireille Knoll. Podejrzanych jest dwóch mężczyzn, oczywiście muzułmanów, ale ta informacja podawana jest w mediach w enigmatyczny sposób. W końcu jedynie osoba o wąskich horyzontach może łączyć nastroje antysemickie z rosnącą radykalizacją mniejszości muzułmańskiej we Francji. To odrzucanie zdrowego rozsądku na rzecz poprawności politycznej coraz silniej przeraża. W Paryżu zginęła zatem osoba – kobieta z krwi i kości, z bogatą historią ocalenia z wywózki z Paryża w 1942 roku, której ofiarą padło ponad 13 tys. Żydów. Nie była to kukła, rysunek, zdjęcie, ale żywa istota. Czy jednak Francuzi biją się w pierś, publicznie przepraszają za wyhodowany na terenie swojego kraju antysemityzm i robią spoty na temat karygodnego zachowania swoich współbraci? Warto zauważyć, że Mireille Knoll już raz w życiu uniknęła agresji właśnie z rąk francuskiej władzy – 9 tys. policjantów proniemieckiego rządu Vichy. Teraz nie udało jej się uniknąć konsekwencji liberalnej polityki imigracyjnej współczesnej Francji.
W Polsce byłoby to nie do pomyślenia, zarówno zbrodnia z 1942 roku, jak i morderstwo z 2018. W czasie II wojny światowej żadne polskie władze, ani polskie wojsko, tak samo jak polski rząd na uchodźstwie nie współpracowali z niemieckim okupantem, nie mieli dobrowolnego udziału w Holokauście, odwrotnie niż we Francji. Również dziś nienawiść wobec Żydów, niestety powszechna w internecie, nie przeradza się w realne czyny; więcej – spotyka się z równie wielkim oporem najszlachetniejszych działań. Jednym z nich jest rozpaczliwy film nagrany przez „Polin”. Polska poza Stanami Zjednoczonymi stanowi politycznie jednego z największych sojuszników Izraela. Gdzie jednak giną wszystkie te działania? Czemu nie są dostrzegane? Zalewa je głupia fala hejtu, która nie przynosi nic prócz zniesmaczenia. To klasyczny przykład, jak skutecznie strzelić sobie w stopę. U nas w kraju Piotr Rybak, który spalił kukłę Żyda, nie żywą osobę, nie 85-letnią kobietę, trafił do więzienia. To w Krakowie i Warszawie co roku są organizowane festiwale kultury żydowskiej, które skupiają tysiące widzów; to do Leżajska, aby odwiedzić ohel Elimelecha zjeżdżają co roku tysiące Chasydów, by w spokoju odprawiać modły; to w Warszawie powstają kolejne muzea żydowskie. Czemu zatem mamy opinię jednego z najbardziej antysemickich krajów? Czemu ci Internetowi krzykacze przebijają się silniej do opinii publicznej niż najlepsze z działań? Połowy z tych słów, które piszemy w sieci, nie mielibyśmy odwagi głośno wypowiedzieć. Nigdy zaś nie wykrzyczelibyśmy ich Żydowi prosto w twarz. To jednak my musimy się bardziej wstydzić niż Francuzi. To my stajemy na arenie międzynarodowej zobligowani do przeprosin. Skąd w nas tak wielka głupota, która rykoszetem uderza w nasz narodowy wizerunek?
Jak jednak mówi przysłowie należy oceniać ludzi po czynach, a nie po słowach. To samo powiedział mi na Uniwersytecie Stanforda przed tygodniem Tad Taube, Żyd polskiego pochodzenia i główny fundator muzeum Polin. Dla niego to muzeum miało być symbolem zjednoczenia i przyjaźni polsko-żydowskiej, dumą naszych dwóch narodów. Ocenia on Polaków i polski rząd po ich działaniach, a te są najlepsze. Słowa jednak często bardziej rażą niż czyny, są wyrazistsze, głośniejsze, bardziej emocjonalne, uderzają w dumę i uczucia słuchaczy. Stanowią silniejszą broń propagandową, a my strzelamy z niej w samych siebie.
Jako młoda osoba, mieszkanka Warszawy, nie rozumiem tej fali Internetowej głupoty. W końcu my, młodzi ludzie, nie mamy problemu z Żydami. Spotykamy ich tak samo jak innych studentów na wymianach zagranicznych, czy podróżach turystycznych. Przyjaźnimy się wzajemnie, odwiedzamy, jesteśmy zapraszani na kolacje szabatowe, czy przebieramy się na Purim. Wśród mojego pokolenia zaznacza się nie tylko tolerancja, ale otwarte i wyraźne zainteresowanie kulturą oraz historią żydowską. Żydów miało w Polsce nie być, taki był plan Hitlera. Fakt, że u nas w kraju znowu rozbrzmiewają modły szabatowe to nie jest tylko objaw otwartości, ale wielkie zaprzeczenie ideologii nazistowskiej, zgodnie z nowym 614 przykazaniem żydowskim: „nie będziesz dawał Hitlerowi pośmiertnych zwycięstw”.
Czemu musimy zatem przepraszać za Internetowe wulgaryzmy? Wywoływać w nas samych poczucie winy, którego nie ma? Poczucie antagonizmu, który dla nas nie istnieje? Atmosferę antysemityzmu, w której nie chcemy brać udziału? Zdolnością filozofa jest umiejętność odpowiedniego rozpoznawania problemów. Wydaje się, że realne niebezpieczeństwo warte spotów i dyskusji objawiło się w krwawym czynie na ulicach Paryża. Prawdziwe zło, które grozi widmem zagłady. Naiwnie byłoby sądzić, że będzie to odosobniony przypadek. Nasze wrocławskie kukły, czy internetowe wulgaryzmy bledną w porównaniu z tymi faktami. Ale wyglądają tak niesmacznie i źle, że zasłaniają prawdziwie rozlaną krew oraz nieustannie zmuszają do przeprosin.