20-latka została porwana z przystanku w Łodzi, potem była więziona w jakimś mieszkaniu, odurzana i gwałcona. Po dwóch dniach uciekła i zgłosiła się na policję. Tyle że to wszystko bajka.
Policjanci byli pod wrażeniem opowieści łodzianki. Kobieta bardzo sugestywnie i ze szczegółami relacjonowała, jak o godzinie 19 gdy stała samotnie na przystanku przy Rondzie Lotników Lwowskich, nagle zatrzymał się przy niej czarny opel. Z samochodu wyskoczyło dwóch osiłków i wciągnęło ją siłą do samochodu. Na tylnym siedzeniu był jeszcze trzeci mężczyzna. Samochód szybko ruszył po to, żeby jak najmniej świadków zobaczyło porwanie – opowiadała kobieta.
Opel mknął na północ miasta. Zatrzymał się w końcu przed blokiem na Karolewie. 20-latka została brutalnie wyciągnięta z samochodu i zaprowadzona do mieszkania. Porywacze podali jej leki odurzające, a potem wielokrotnie zgwałcili. Po dwóch dniach zasnęli - wtedy kobieta uciekła.
Ofiara gwałtu dotarła na komisariat przy ulicy 3 maja. Tam opowiedziała swoją historię. Policjanci mieli już 20-latkę w wykazie zaginionych - tajemnicze zniknięcie zgłosili jej chłopak i matka. Okazało się, że to właśnie dla nich młoda kobieta wymyśliła bajkę o porwaniu. Wstydziła się przyznać, że przez dwa dni balowała ze znajomymi.
Jej opowieść nie mogła przetrwać policyjnego śledztwa. Kłamstwo musiało się posypać bardzo szybko. Dziewczyna opowiedziała dużo szczegółów z samego porwania. Z rysopisami porywaczy miała już jednak kłopot. A miejsce gdzie była przetrzymywana? Nagła utrata pamięci. A obdukcja lekarska? Zapewne jej nie chciała. Nie trzeba być porucznikiem Colombo, żeby taką zagadkę rozszyfrować.
20-latce grożą nawet trzy lata więzienia, za składanie fałszywych zeznań i powiadomienie o nie popełnionym przestępstwie. Mam nadzieję, że nie pójdzie za kratki, bo to byłaby przesada. Ale maturę z głupoty zdała.
Opel mknął na północ miasta. Zatrzymał się w końcu przed blokiem na Karolewie. 20-latka została brutalnie wyciągnięta z samochodu i zaprowadzona do mieszkania. Porywacze podali jej leki odurzające, a potem wielokrotnie zgwałcili. Po dwóch dniach zasnęli - wtedy kobieta uciekła.
Ofiara gwałtu dotarła na komisariat przy ulicy 3 maja. Tam opowiedziała swoją historię. Policjanci mieli już 20-latkę w wykazie zaginionych - tajemnicze zniknięcie zgłosili jej chłopak i matka. Okazało się, że to właśnie dla nich młoda kobieta wymyśliła bajkę o porwaniu. Wstydziła się przyznać, że przez dwa dni balowała ze znajomymi.
Jej opowieść nie mogła przetrwać policyjnego śledztwa. Kłamstwo musiało się posypać bardzo szybko. Dziewczyna opowiedziała dużo szczegółów z samego porwania. Z rysopisami porywaczy miała już jednak kłopot. A miejsce gdzie była przetrzymywana? Nagła utrata pamięci. A obdukcja lekarska? Zapewne jej nie chciała. Nie trzeba być porucznikiem Colombo, żeby taką zagadkę rozszyfrować.
20-latce grożą nawet trzy lata więzienia, za składanie fałszywych zeznań i powiadomienie o nie popełnionym przestępstwie. Mam nadzieję, że nie pójdzie za kratki, bo to byłaby przesada. Ale maturę z głupoty zdała.