Dobrze się stało, że Janusz K. - strażak z komendy w Lublinie - nie został posłem. Aby podnieść swoje szanse w wyborach, rozesłał kilkaset SMS-ów do kolegów po fachu. Problem w tym, że bazę numerów wykradł. Nie mógł nie wpaść.
Janusz K. był przed wyborami administratorem systemu teleinformatycznego komendy wojewódzkiej. Miał dostęp do numerów komórek strażaków z całego województwa - i wykorzystał to. Skopiował bazę i wysłał kilkaset SMS-ów z prośbą o głosowanie na niego. Chyba, żeby bardziej zwrócić na siebie uwagę, zrobił to w czasie obowiązywania ciszy wyborczej. SMS-y były oczywiście podpisane jego nazwiskiem. Tak więc kilkaset osób zostało powiadomionych, że kandydat na posła łamie ciszę wyborczą; osób niekoniecznie mu przychylnych.
Część strażaków musiała pomyśleć: ale skąd on ma do mnie numer? I to już musiało doprowadzić do wsypy. Zwłaszcza, że o SMS-ach od kandydata strażacy na pewno rozmawiali.
O przestępstwie zawiadomił prokuraturę komendant wojewódzki z Lublina. Śledczy odkryli, że oprócz tych oczywistych, prowadzących nieuchronnie do wpadki błędów, Janusz K. popełnił jeszcze dwa. Cześć SMS-ów wysłał z zarejestrowanego na siebie telefonu, część z pre-paida. Ale wszystkie przeszły przez stację bazową obok jego mieszkania.
Prokuratura zarzuciła Januszowi K. złamanie przepisów ustawy o ochronie danych osobowych oraz bezprawne wykorzystanie tajemnicy służbowej. K. jest zawieszony i dostaje pół pensji. Grożą mu dwa lata więzienia. Naruszenie ciszy wyborczej jest tylko wykroczeniem więc tę sprawę prowadzi policja.
Polityka odbiera rozum, nawet jak się jeszcze do niej nie trafiło.
Część strażaków musiała pomyśleć: ale skąd on ma do mnie numer? I to już musiało doprowadzić do wsypy. Zwłaszcza, że o SMS-ach od kandydata strażacy na pewno rozmawiali.
O przestępstwie zawiadomił prokuraturę komendant wojewódzki z Lublina. Śledczy odkryli, że oprócz tych oczywistych, prowadzących nieuchronnie do wpadki błędów, Janusz K. popełnił jeszcze dwa. Cześć SMS-ów wysłał z zarejestrowanego na siebie telefonu, część z pre-paida. Ale wszystkie przeszły przez stację bazową obok jego mieszkania.
Prokuratura zarzuciła Januszowi K. złamanie przepisów ustawy o ochronie danych osobowych oraz bezprawne wykorzystanie tajemnicy służbowej. K. jest zawieszony i dostaje pół pensji. Grożą mu dwa lata więzienia. Naruszenie ciszy wyborczej jest tylko wykroczeniem więc tę sprawę prowadzi policja.
Polityka odbiera rozum, nawet jak się jeszcze do niej nie trafiło.