Przez pięć lat bezkarnie działał w Portugalii pedofil, który dokonał aż 7200 przestępstw na tle seksualnym, wobec dzieci w wieku od trzech do siedmiu lat. Nie wierzę, że nikt niczego nie zauważył. Raczej nie chciał zauważyć.
53-letni mieszkaniec Lizbony działał na ogromną skalę. Samych filmów i zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci przygotował i udostępnił w Internecie prawie 154 tysiące. Nie wiem, jak policzono przestępstwa seksualne, ale skoro zarzucono mu ich 7200, to znaczy, że dokonywał prawie czterech takich czynów dziennie. Przez pięć lat, siedem dni w tygodniu. Czyli gwałcił te dzieci non stop. I nikt nic nie zauważył?
To były dzieci jego znajomych i krewnych. Pewnie oddawali mu je pod opiekę. Pewnie chcieli wierzyć, że są bezpieczne. Ale skoro u piątki z poszkodowanych dzieci lekarze stwierdzili, że były regularnie wykorzystywane seksualnie, to znaczy, że pozostały fizyczne ślady. Dzieci nie skarżyły się, że coś je boli? Nie wierzę. Mogły nie chcieć mówić, co im robi pedofil, ale „boli mnie” dzieci mówią.
Pedofila wydał w końcu policji jego własny syn. Znalazł w jego teczce kilkadziesiąt płyt z filmami z dziecięcą pornografią. Gdyby nie to, pewnie działałby dalej.
Ta historia jest kolejną, która pokazuje, że o pedofilii trzeba ciągle mówić. Opisywać jak działają pedofile, jakie stosują metody podporządkowywania dzieci. Stale trzeba przypominać dorosłym, że w każdej chwili ich dzieci mogą stać się ofiarami ataku. A rodzice muszą uświadamiać dzieciom, co to jest zły dotyk. I że mają o podejrzanych zachowaniach wujków i cioć mówić.
Kilka lat temu, po paru aferach pedofilskich, w Polsce było o tym bardzo głośno. Wprowadzono do prawa chemiczną kastrację. Wszystkie media zajmowały się pedofilią. Potem zapadła cisza. Wszyscy uznali, że sprawa jest załatwiona. Może oprócz paru fundacji, które mają trudności, żeby przebić się do głównych mediów.
W najbliższym czasie dzieci w Portugalii będą dość bezpieczne. Bo media będą pisać w kółko o tym zboczeniu. A my o pedofilii zapomnieliśmy. Nasze dzieci znów są w niebezpieczeństwie.
To były dzieci jego znajomych i krewnych. Pewnie oddawali mu je pod opiekę. Pewnie chcieli wierzyć, że są bezpieczne. Ale skoro u piątki z poszkodowanych dzieci lekarze stwierdzili, że były regularnie wykorzystywane seksualnie, to znaczy, że pozostały fizyczne ślady. Dzieci nie skarżyły się, że coś je boli? Nie wierzę. Mogły nie chcieć mówić, co im robi pedofil, ale „boli mnie” dzieci mówią.
Pedofila wydał w końcu policji jego własny syn. Znalazł w jego teczce kilkadziesiąt płyt z filmami z dziecięcą pornografią. Gdyby nie to, pewnie działałby dalej.
Ta historia jest kolejną, która pokazuje, że o pedofilii trzeba ciągle mówić. Opisywać jak działają pedofile, jakie stosują metody podporządkowywania dzieci. Stale trzeba przypominać dorosłym, że w każdej chwili ich dzieci mogą stać się ofiarami ataku. A rodzice muszą uświadamiać dzieciom, co to jest zły dotyk. I że mają o podejrzanych zachowaniach wujków i cioć mówić.
Kilka lat temu, po paru aferach pedofilskich, w Polsce było o tym bardzo głośno. Wprowadzono do prawa chemiczną kastrację. Wszystkie media zajmowały się pedofilią. Potem zapadła cisza. Wszyscy uznali, że sprawa jest załatwiona. Może oprócz paru fundacji, które mają trudności, żeby przebić się do głównych mediów.
W najbliższym czasie dzieci w Portugalii będą dość bezpieczne. Bo media będą pisać w kółko o tym zboczeniu. A my o pedofilii zapomnieliśmy. Nasze dzieci znów są w niebezpieczeństwie.