Dwaj mężczyźni obrobili bank na półtora miliona euro. Zostawili kopertę, w której miały być pieniądze, a był papier. Na mój rozum - winna jest bankowa procedura. Było tylko kwestią czasu, kiedy ktoś wykorzysta lukę.
Gdy ja chcę wpłacić gotówkę do banku, to wrzucam ją do maszyny, która ją liczy i jeszcze sprawdza, czy to prawdziwe pieniądze. Mogę też wpłacić pieniądze żywemu kasjerowi. W każdym razie - dopiero sprawdzona, w ten czy w inny sposób wpłata, jest księgowana na moim koncie.
Co innego firma. Ona może korzystać z wpłat w zamkniętych kopertach. Tyle że - o ile zrozumiałem komunikat prokuratury - pieniądze są księgowane zanim ktokolwiek je zobaczy. Rozumiem, że zaufanie w obrocie gospodarczym jest konieczne, ale bez przesady.
Bo kończy się to tak: panowie założyli w styczniu konta firmowe w jednym z banków. Posługiwali się przy tym dowodem osobistym z wymienioną fotografią. Przedstawili też podrobione pełnomocnictwo notarialne kantoru. Kilka dni później przynieśli do banku kopertę, w której miało być półtora miliona euro. Był papier. I zanim ktokolwiek zobaczył zawartość, kwota została zaksięgowana na koncie.
Panowie natychmiast nieistniejące pieniądze wyprowadzili z konta.
Jednego z oszustów udało się zatrzymać kilka dni temu. Udało się go złapać dzięki nagraniom z monitoringu. Jak twierdzi, zakładał konto, ale nie wybierał pieniędzy. Drugi, Jacek Walkiewicz, jest poszukiwany listem gończym. Prokuratura przypuszcza, że w skok było zaangażowanych więcej osób.
Dlaczego nikt w banku nie liczy od razu pieniędzy z kopert? Pewnie z oszczędności. Bo trzeba by zatrudnić, choćby na zapleczu, jeszcze jednego czy dwóch kasjerów. Nie wiem czy temu bankowi się to opłacało.
Co innego firma. Ona może korzystać z wpłat w zamkniętych kopertach. Tyle że - o ile zrozumiałem komunikat prokuratury - pieniądze są księgowane zanim ktokolwiek je zobaczy. Rozumiem, że zaufanie w obrocie gospodarczym jest konieczne, ale bez przesady.
Bo kończy się to tak: panowie założyli w styczniu konta firmowe w jednym z banków. Posługiwali się przy tym dowodem osobistym z wymienioną fotografią. Przedstawili też podrobione pełnomocnictwo notarialne kantoru. Kilka dni później przynieśli do banku kopertę, w której miało być półtora miliona euro. Był papier. I zanim ktokolwiek zobaczył zawartość, kwota została zaksięgowana na koncie.
Panowie natychmiast nieistniejące pieniądze wyprowadzili z konta.
Jednego z oszustów udało się zatrzymać kilka dni temu. Udało się go złapać dzięki nagraniom z monitoringu. Jak twierdzi, zakładał konto, ale nie wybierał pieniędzy. Drugi, Jacek Walkiewicz, jest poszukiwany listem gończym. Prokuratura przypuszcza, że w skok było zaangażowanych więcej osób.
Dlaczego nikt w banku nie liczy od razu pieniędzy z kopert? Pewnie z oszczędności. Bo trzeba by zatrudnić, choćby na zapleczu, jeszcze jednego czy dwóch kasjerów. Nie wiem czy temu bankowi się to opłacało.