Po co komu straże miejskie? To pytanie zadaje sobie coraz więcej gmin. Zwłaszcza po tym, jak już nie mogą dowolnie kroić kierowców fotoradarami. Dla mieszkańców zwykle strażnicy miejscy są po nic. Ale zdarzył się ciekawy wyjątek.
Straże miejskie zawsze uważałem w większości za zbędne. Trochę utrzymywane po to, żeby: wójt, burmistrz, czy prezydent miasta mogli się poczuć ważniejsi. Z drugiej strony miejsce dla młodych policyjnych emerytów. Zwykle formacje nieudolne, nastawione na schlebianie miejscowej władzy, niedouczone, nieudolne.
Potwierdziłem swoje mniemanie o straży, przynajmniej warszawskiej, kilka miesięcy temu. Jakiś dureń, na zagranicznej rejestracji, zastawił ponad 20 samochodów na moim podwórku. Zadzwoniłem do straży miejskiej. Tłumaczę dyżurnemu, gdzie to jest - przy takiej bramie gdzie piją, zapewne ja dobrze znacie - mówię. Strażnik na to, że przekaże, ale nie wie gdzie to, bo on nie jeździ w patrolach…
Straż przyjechała, pomigała niebieskim przez pół godziny i pojechała. Z kolejnego telefonu do dyżurnego dowiedziałem się, że to nie ich kompetencje. Poradził dzwonić na policję (jakby sam nie mógł przekazać sprawy).
Kontakt z dyżurnym policji był bez porównania lepszy, niż z dyżurnym straży. Przynajmniej kojarzył bramę, w której piją. Policja też wiele nie zrobiła tej nocy. Ale przynajmniej następnego dnia uzyskałem zapewnienie, że będą starali się znaleźć kierowcę. Więcej się sprawą nie zajmowałem.
Wróciły mi te wspominki za sprawą "TOK FM”. Radio poinformowało, że lubelska straż miejska pomaga kierowcom, którym zimą samochody odmawiają posłuszeństwa. Jak nie chcą zapalić, straż przyjeżdża i pożycza prąd. Za darmo. Szok! Wreszcie do czegoś się przydali. Podobno straż w Białymstoku też rozważa taką usługę.
A dzisiaj się okazało, że też do czegoś by się straż przydała. Wyprowadzałem psa, a tu wychodzący z tej (pijanej) bramy starszy pan się wyłożył na śniegu. Na kopnym śniegu. To straż miejska powinna sprawdzać czy podwórka są odśnieżone, ale nie sprawdza.
Potwierdziłem swoje mniemanie o straży, przynajmniej warszawskiej, kilka miesięcy temu. Jakiś dureń, na zagranicznej rejestracji, zastawił ponad 20 samochodów na moim podwórku. Zadzwoniłem do straży miejskiej. Tłumaczę dyżurnemu, gdzie to jest - przy takiej bramie gdzie piją, zapewne ja dobrze znacie - mówię. Strażnik na to, że przekaże, ale nie wie gdzie to, bo on nie jeździ w patrolach…
Straż przyjechała, pomigała niebieskim przez pół godziny i pojechała. Z kolejnego telefonu do dyżurnego dowiedziałem się, że to nie ich kompetencje. Poradził dzwonić na policję (jakby sam nie mógł przekazać sprawy).
Kontakt z dyżurnym policji był bez porównania lepszy, niż z dyżurnym straży. Przynajmniej kojarzył bramę, w której piją. Policja też wiele nie zrobiła tej nocy. Ale przynajmniej następnego dnia uzyskałem zapewnienie, że będą starali się znaleźć kierowcę. Więcej się sprawą nie zajmowałem.
Wróciły mi te wspominki za sprawą "TOK FM”. Radio poinformowało, że lubelska straż miejska pomaga kierowcom, którym zimą samochody odmawiają posłuszeństwa. Jak nie chcą zapalić, straż przyjeżdża i pożycza prąd. Za darmo. Szok! Wreszcie do czegoś się przydali. Podobno straż w Białymstoku też rozważa taką usługę.
A dzisiaj się okazało, że też do czegoś by się straż przydała. Wyprowadzałem psa, a tu wychodzący z tej (pijanej) bramy starszy pan się wyłożył na śniegu. Na kopnym śniegu. To straż miejska powinna sprawdzać czy podwórka są odśnieżone, ale nie sprawdza.