Jednym z obowiązków, szczególnie miłych, przy sprawowaniu mandatu posła jest, o ile to możliwe, udział w inauguracjach roków akademickich na przeróżnych uczelniach. Czym mniej wartościowa uczelnia tym bardziej dba o zapraszanie posłów i senatorów, aby przed swoimi studentami „ofiarami” wypaść jak najlepiej. Tak więc zapraszano mnie systematycznie na otwarcie roku akademickiego jednej ze śląskich uczelni, która specjalizuje się w „kształceniu” socjologów. Rytuał z reguły jest mniej więcej taki sam: najpierw się wszystkich wita, potem rozpoczyna się dyskusja, wręczanie nagród, doktoratów, habilitacji i następuje wykład inauguracyjny. Niektóre są fajne, a niektóre dramatyczne, np. czytane z kartki. Jednak na tej socjologicznej uczelni, podczas takiego inauguracyjnego wykładu, zostałem całkowicie zaskoczony.
Otóż profesor, ubrany w gronostaje, na początku zaznaczył, że treści wykładu są autorstwa – tu wymienił nazwisko. Po czym rozpoczął swoją opowieść o zachowaniu ludzi w kontekście ich przyzwyczajeń. Od samego początku wykładu zachodziłem w głowę, skąd znam te przykłady. Niestety nie umiałem sobie przypomnieć. W pewnym momencie „gronostajowiec” wyświetlił przeźrocze i od razu skojarzyłem obrazek. Jeszcze gdy studiowałem w latach 80 – tych XX wieku na politechnice, ktoś przyniósł książkę i czytaliśmy z niej przykłady ludzkich zachowań. Traktowaliśmy to jako najlepsze żarty. A książka stała się hitem akademika. A teraz ktoś ją potraktował poważnie, nie zapominając o pewnym „żarcie” na koniec. Pokazał unosząc do góry iphone’a i mówi: nie myślcie sobie, że to urządzenie wymyślił Steve Jobs. Bo to urządzenie wymyślił socjolog. A Steve Jobs nadał mu tylko nieistotne ramy techniczne. Twarz „gronostajowca” promieniała podczas oklasków sali. Ja tymczasem nieśmiało zgłosiłem się z pytaniem, czy też mogę zabrać głos. Wszedłem na mównicę i powiedziałem „To nieprawda, że iphone’a wymyślił socjolog. Iphone’a wymyślił facet, który nazywa się Ajfonow i pochodzi z kołchozu spod Nowosybirska. A Wam chciałem podpowiedzieć, że zmywaki w Londynie w swojej większości są ceramiczne a w Manchesterze są ze stali nierdzewnej. Życzę sukcesów na dalszej drodze życia”. Sala podzieliła się na tych, którzy bili brawo, tych którzy się śmiali do łez, lekkich krzykaczy z dezaprobatą. Mina „gronostajowca” była bezcenna. Dla takich chwil warto żyć.
Na koniec dowcip. Recz dzieje się w gawrze. Niedźwiedź dziadek stara się ukołysać dwa małe niedźwiadki – swoje wnuki – do snu zimowego. Jednak maluchy strasznie rozrabiają i nie chcą spać. Dziadek jest wyczerpany i bezsilny. W końcu maluchy żądają bajki. Dziadek negocjuje z nimi, że jak opowie bajkę, to małe przestaną dokazywać i pójdą spać. Jest zgoda. Stary niedźwiedź siada na łóżku, spod łóżka wyciąga dwie ludzkie czaszki i trzymając je w łapach, udaje że są pacynkami. Zmieniając lekko głos, kłapie jedną żuchwą: „Panie docencie, jakie to zwierzaki są w tych krzakach?” Druga czacha odpowiada: „To chyba chomiki panie profesorze”.
Jeżeli jakakolwiek partia wybiera kogoś na jakiekolwiek stanowisko z własnych szeregów, powinna to być osoba kompetentna. Ja, nawet gdy będzie dyscyplina klubowa, nie zagłosuję za obywatelem Glińskim.
Na koniec dowcip. Recz dzieje się w gawrze. Niedźwiedź dziadek stara się ukołysać dwa małe niedźwiadki – swoje wnuki – do snu zimowego. Jednak maluchy strasznie rozrabiają i nie chcą spać. Dziadek jest wyczerpany i bezsilny. W końcu maluchy żądają bajki. Dziadek negocjuje z nimi, że jak opowie bajkę, to małe przestaną dokazywać i pójdą spać. Jest zgoda. Stary niedźwiedź siada na łóżku, spod łóżka wyciąga dwie ludzkie czaszki i trzymając je w łapach, udaje że są pacynkami. Zmieniając lekko głos, kłapie jedną żuchwą: „Panie docencie, jakie to zwierzaki są w tych krzakach?” Druga czacha odpowiada: „To chyba chomiki panie profesorze”.
Jeżeli jakakolwiek partia wybiera kogoś na jakiekolwiek stanowisko z własnych szeregów, powinna to być osoba kompetentna. Ja, nawet gdy będzie dyscyplina klubowa, nie zagłosuję za obywatelem Glińskim.