Pewnego dnia zasiadłem przed telewizorem w celu zobaczenia kolejnego odcinka jednego z seriali. Jak powszechnie wiadomo, jakikolwiek film w Telewizji Polskiej to rzadkość, a codziennością stają się reklamy.
Wysłuchałem więc po raz tysiączny chyba reklam o trzech różnych preparatach magnezowych, które rozpuszczają się w ludzki ciele przez tydzień. O dwóch preparatach na wątrobę, które nie tylko osłaniają cierpiący organ, ale przede wszystkim umożliwiają zjedzenie tłustej golonki bez efektów zgagi (tak na marginesie, nie mam zgagi po golonce). Dodatkowo dowiedziałem się, że jak zjem tabletkę, to nie będę miał jakiejś żółtej plamki w oku. I pod koniec reklama, która spędza sen z powiek mojej żonie - dentystce, która przekonuje, że po połknięciu białej tabletki pozbędę się próchnicy. A ona będzie bezrobotna. Tym razem jednak nie był to koniec reklam. Tabletki walczące z bólem zastąpił bowiem komentarz do maści na bóle kręgosłupa.
Stosując maść na bazie tłuszczu świstaka, wszystkie dolegliwości przejdą ci w mig.
Zainteresowałem się tym przekazem, ale nie dlatego że akurat bardzo bolały mnie plecy. Zapytałem się w myślach, ile to biednych świstaków musi stracić życie, aby można było wyprodukować jedną tubkę maści?
Potem pomyślałem, że pewnie jest tak, że podczas produkcji wytapia się pół na pół: jedna świnia - jeden świstak.
I dopiero na samym końcu wpadłem na pomysł, że świstaki są w Polsce pod ochroną. I dodatkowo ścisłą ochroną co skutecznie uniemożliwia również nie tylko ich zabijanie, ale również okaleczanie i chwytanie, zakaz transportu i przetrzymywania, oferować od sprzedaży, wymieniać. I co najważniejsze – nie wolno ich hodować.
Postanowiłem więc, wykorzystując prawo do interpelacji poselskiej – zapytać się pana ministra środowiska, czy również widział reklamę tego cudownego środka na zbolałe kości? I czy też nabrał odpowiednich skojarzeń i wątpliwości co do legalności oferowania produktu, czyli cudownej maści na wszystko.
Pan Piotr Otawski, podsekretarz Stanu, Główny Konserwator Przyrody, z upoważnienia ministra środowiska w pełni potwierdził moje przypuszczenia w sprawie ochrony świstaka. Nie tylko podał podstawę prawną, tzn. § 2 rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 6 października 2014 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt (Dz. U. poz. 1348), ale potwierdził też, że kondycja populacji tatrzańskiego świstaka jest zła (jestem prawie pewny, że zaszkodziły im długotrwałe rządy Platformy, a w szczególności PSL-u). Opowiedział też o konwencji waszyngtońskiej i o innych świstakach – długoogoniastym i himalajskim, które ta konwencja ściśle chroni. Wprawdzie stwierdził, że można teoretycznie wwieźć tkanki świstaków, które nie są objęte ochroną konwencji waszyngtońskiej, po spełnieniu tysięcy warunków, ale nie bardzo wiadomo skąd. Poza tym ani ministerstwo ani Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie są zobligowane do zbierania informacji na temat okazów podgatunków świstaka nie podlegających ochronie w naszym kraju.
Stąd prosty wniosek: w Polsce chroniony jest krokodyl, ale nie świstak.
Cudowna maść ze świstaka niewiadomego pochodzenia chyba nie pomoże mi na moje zbolałe plecy. Czekam na reklamy cudownej rękawicy do masażu ze skóry Yeti albo bezglutenowego mleczka do ciała z krowy morskiej. Po takiej pielęgnacji jak nigdy przyda mi się wachlarz z piór ptaka do-do.
Czas na zmiany w ustawach o suplementach diety i reklamy leków.
Stosując maść na bazie tłuszczu świstaka, wszystkie dolegliwości przejdą ci w mig.
Zainteresowałem się tym przekazem, ale nie dlatego że akurat bardzo bolały mnie plecy. Zapytałem się w myślach, ile to biednych świstaków musi stracić życie, aby można było wyprodukować jedną tubkę maści?
Potem pomyślałem, że pewnie jest tak, że podczas produkcji wytapia się pół na pół: jedna świnia - jeden świstak.
I dopiero na samym końcu wpadłem na pomysł, że świstaki są w Polsce pod ochroną. I dodatkowo ścisłą ochroną co skutecznie uniemożliwia również nie tylko ich zabijanie, ale również okaleczanie i chwytanie, zakaz transportu i przetrzymywania, oferować od sprzedaży, wymieniać. I co najważniejsze – nie wolno ich hodować.
Postanowiłem więc, wykorzystując prawo do interpelacji poselskiej – zapytać się pana ministra środowiska, czy również widział reklamę tego cudownego środka na zbolałe kości? I czy też nabrał odpowiednich skojarzeń i wątpliwości co do legalności oferowania produktu, czyli cudownej maści na wszystko.
Pan Piotr Otawski, podsekretarz Stanu, Główny Konserwator Przyrody, z upoważnienia ministra środowiska w pełni potwierdził moje przypuszczenia w sprawie ochrony świstaka. Nie tylko podał podstawę prawną, tzn. § 2 rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 6 października 2014 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt (Dz. U. poz. 1348), ale potwierdził też, że kondycja populacji tatrzańskiego świstaka jest zła (jestem prawie pewny, że zaszkodziły im długotrwałe rządy Platformy, a w szczególności PSL-u). Opowiedział też o konwencji waszyngtońskiej i o innych świstakach – długoogoniastym i himalajskim, które ta konwencja ściśle chroni. Wprawdzie stwierdził, że można teoretycznie wwieźć tkanki świstaków, które nie są objęte ochroną konwencji waszyngtońskiej, po spełnieniu tysięcy warunków, ale nie bardzo wiadomo skąd. Poza tym ani ministerstwo ani Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie są zobligowane do zbierania informacji na temat okazów podgatunków świstaka nie podlegających ochronie w naszym kraju.
Stąd prosty wniosek: w Polsce chroniony jest krokodyl, ale nie świstak.
Cudowna maść ze świstaka niewiadomego pochodzenia chyba nie pomoże mi na moje zbolałe plecy. Czekam na reklamy cudownej rękawicy do masażu ze skóry Yeti albo bezglutenowego mleczka do ciała z krowy morskiej. Po takiej pielęgnacji jak nigdy przyda mi się wachlarz z piór ptaka do-do.
Czas na zmiany w ustawach o suplementach diety i reklamy leków.