Korepetycje dla senatora

Korepetycje dla senatora

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzisiaj rano, to jest w czwartek 21.05.2015 roku, słuchając porannego salonu politycznego radiowej „Trójki”, doznałem szoku. Otóż dzisiejszy gość, senator Marek Borowski, publicznie na antenie przyznał, że nie rozumie osób, które chcą dodatkowo opodatkować hipermarkety, które to rzekomo „wyprowadzają” z kraju ok. 100 mld złotych rocznie. I wykazał, że w prostym rachunku ekonomicznym jest to niemożliwe. Założył, że sumaryczne obroty hipermarketów to ok. 150 mld złotych, był łaskaw uświadomić słuchaczy co to jest marża a co jest zyskiem, i założył, że po opodatkowaniu zysk maksymalnie może wynosić 10 mld złotych.
Na pierwsze odbicie ucha, teza senatora prawdziwa. Dodatkowo wsparta regulacjami związanymi z prowadzeniem biznesu w Polsce – obowiązki podatkowe VAT, CIT, gruntowe, inne. Krótko mówiąc, hipermarkety nie są wcale w uprzywilejowanej sytuacji. Już raz, na łamach blogu wprost, we wpisie p.t. „Neokolonializm” opisałem zjawiska związane z penetracją rynku przez jedną z sieci handlowych. Dzisiaj postaram się przypomnieć Czytelnikom założenia tej metody. Jednak na początku muszę zaznaczyć, że nie padnie w tekście ani jedna nazwa firmy, a mechanizmy nie będą przypisane produktowo. To tak na wszelki wypadek z ostrożności procesowych.

Wyobraźmy sobie firmę - zagraniczną korporację – o charakterze międzykontynentalnym, która w Polsce, kilka lat temu, w krótkim czasie (niech to będzie 3 lata) zbudowała sieć sklepów - niech to będzie 300 „blaszaków”.

Jak powstawały blaszaki? Wszystko (poza wodą i prądem) czyli półfabrykaty, cement, śrubki, żarówki, blachy itp., zostało przywiezione w kontenerach z kraju, gdzie korporacja ma swoją siedzibę i „fabrykę” sklepów, magazyny, itp. Wcześniej firma – matka założyła w Polsce firmę – córkę, spółkę z.o.o. i zaaportowała ją odpowiednim kapitałem (w rozważaniach nie ma znaczenia ile).

Wracamy do „blaszaka”. Polska siła robocza, na polskim gruncie, przy aprobacie i ogólnej radości polskiego samorządu zbudowała dla korporacji sklep. Fachowcy, inżynierowie z wieloletnim doświadczeniem dysponowali wyłącznie dokumentacją techniczną, nie mając wglądu do dokumentacji księgowej. Kierownik budowy jednego z blaszaków, przy miłej wieczornej rozmowie ze mną, stwierdził kiedyś, że koszt takiego blaszaka w sensie materiałowym i wykonawstwa nie powinien przekraczać kwoty 1,5 – 2 mln złotych. Dodatkowo ok. 0,5 mln złotych na wyposażenie sklepu (lodówki, półki, stanowiska kasowe, itp.) Bez zatowarowania, dla równości rachunku, przyjmijmy koszt na poziomie 3 mln złotych. Ile zapłaciła spółka – córka spółce – matce? Ponad 60 mln złotych. Dodatkowo odprowadzając, jak można wyliczyć, gigantyczny VAT do budżetu państwa polskiego. Ale VAT jest podatkiem w swym zamyśle neutralnym dla przedsiębiorcy. Firma – córka odzyska go więc na następnych etapach swojego działania.

Dlaczego ponad 60 mln? Dlatego, że przyjęto (tutaj domysł), że w tej lokalizacji firma będzie amortyzować blaszaka przez lat 30 (czyli odpis podatkowy rokrocznie w wysokości 2 mln złotych).

Teraz wypełnijmy sklep towarem.

Towary dzielimy mniej więcej pół na pół. Połowa z magazynów centralnych z kraju spółki – matki i połowa kupionych u polskich wytwórców. Występują więc dwa rodzaje transakcji. Jedne faktury będą na zasadzie przesunięcia wewnątrzwspólnotowego – tu śpieszę wytłumaczyć, że faktury tej firmy mają dwie cechy. Pierwsza to taka, że są płacone w pierwszej kolejności, czyli prawie natychmiast, przez firmę – córkę. Druga cecha - marże liczy się w groszach (np. salceson, który ma cenę detaliczną 3.99 kupuje się od centrali za 3,97). Drugi rodzaj transakcji - towar kupowany w Polsce, gdzie narzuca się polskiemu wytwórcy cenę, po jakiej ewentualnie kupi się towar na poziomie, która automatycznie wyklucza zysk producenta, a wręcz zmusza go do obniżenia jakości produktu (cięcie kosztów produkcji). Taki towar zawsze jest brany na długoterminowy kredyt kupiecki – typowy drenaż państw kolonialnych – murzyn za kilkukaratowy diament dostaje nową łopatę i butelkę whisky.

W Polsce wygląda to tak – mało ogarnięty menadżerek po marketingu i sprzątaniu, chodzi dumny jak paw, że to jego firemka krzaczek zaopatruje wielką sieć handlową w najwyższej klasy produkty.

Czym zajmuje się prezes spółki – córki? Dba praktycznie wyłącznie o jedną rzecz – żeby koszty prowadzenia działalności – transport, prąd, koszty pracownicze i socjalne, inne – były mniej więcej zrównoważone i aby nie wykazywać strat ani zysków. Roczny potencjalny zysk jednego blaszaka nie powinien być większy niż wspomniana wyżej amortyzacja – 2 mln złotych. Wtedy nie płaci się CIT-u. A jakością i wielkością obrotu stymuluje się stratę na Vat-cie, który już wcześniej był nadpłacony przy budowie.

Tak więc można założyć, że gdyby firma przestała budować nowe blaszaki, to „wakacje vatowskie” skończyłyby się dopiero po kilku latach.


Gdzie firma – matka zyskuje? W dwóch miejscach. Pierwsze – poprzez stabilizację i planowanie rozwoju swoich podstawowych dostawców, którzy są w spółce. Na przykład wytwórca salcesonu po 3,99 w detalu. Jeżeli firma miała w 2005 roku na całym świecie 3000 blaszaków, a producent ten produkował wystarczającą ilość salcesonu, to otrzymuje on informację, że w ciągu 2 lat zwiększy produkcję o kolejne 2000 sklepów. Wtedy ma czas na przygotowanie rozwoju – negocjacji z dostawcami surowca, rozbudowę linii produkcyjnej, a przede wszystkim gwarancję i stabilizację zbytu. Tej pewności nie ma żaden polski wytwórca, bo jeżeli zainwestuje w nowe linie i będzie produkował więcej, lepiej i taniej, to zapewniam, że firma – córka natychmiast zerwie z nim współpracę. Bo nie do pomyślenia jest aby murzyn w kopalni diamentów używał koparki.

Drugie miejsce zysku – są produkty, które w kraju firmy – matki nie są wytwarzane. A są popularne na świecie. Na przykład wino. Wtedy menadżer firmy –matki jedzie na przykład do Hiszpanii, wizytuje kilka winnic, sprawdza gdzie jest dobra jakość wina i wybiera, nazwijmy go Sancho, wytwórcę wina z kłopotami finansowymi albo z kłopotami ze zbytem. Zaprasza się takiego Sancho do centrali i składa się ofertę z kategorii nie do odrzucenia.

„Sancho, będziemy od ciebie kupować tyle i tyle wina rocznie, i zakładamy, że za 10 lat będziemy kupowali dwa razy więcej, w takiej cenie (tu pada kwota)”. Sancho protestuje, bo cena jest po kosztach, bez względu na to, ile sprzeda to nic nie zarobi. Na swoje protesty słyszy receptę:

„Sancho, jako franczyzobiorca dostaniesz zgodę na prowadzenie czterech blaszaków w swoim powiecie. Pozwolimy ci zarobić, powiedzmy milion euro rocznie. Dzisiaj stoisz na granicy bankructwa, a z nami będziesz się zajmował wyłącznie jedną rzeczą – tym co umiesz najlepiej – będziesz produkował wino po naszej cenie”. W ten sposób firma – matka zapewniła sobie dostawy wina, pomarańcz i mandarynek z Hiszpanii i Włoch, przy okazji ma potężne zewnętrzne magazyny do przechowywania owoców aby utrzymać sezon przez cały rok. I tak jest z całym asortymentem, wszędzie.

Policzmy więc zyski firmy - matki i podatek, który musi zapłacić u siebie, w kraju. I tu niespodzianka –  CIT w tym kraju jest wyższy niż w Polsce. 60 mln zysku za blaszak to ok. 15 mln euro. 30% CIT z 15 mln euro wynosi ok. 5 mln euro. Razy 300 blaszaków (założenie z początku tekstu). To daje 1,5 mld euro podatku tylko za blaszaki. A to jest malutki skrawek działalności produkcyjnej i dystrybucyjnej, która odbywa się w naszym kraju. Dlaczego więc firma – matka nie płaci podatku CIT tam, gdzie jest taniej? Na Cyprze, w Estonii, Dominikanie? Ponieważ jest pod pełną protekcją służb nie tylko wywiadu swojego kraju, ale przede wszystkim pod ochroną ministerstwa gospodarki swojego kraju.

Działa to na zasadzie dobrego starego biznesu: że to wy płacicie u nas podatek a my z was zrobimy miliarderów.

Natomiast w Polsce, jedyną rzeczą, której może spodziewać się pomysłowy i bardzo przedsiębiorczy biznesmen, to kontrola z urzędu skarbowego. Dlatego zdecydowana większość blaszaków w Polsce jest zagraniczna, a polskich blaszaków nie ma nigdzie poza granicami kraju.

Jest jeszcze jeden aspekt. Możliwość dewastacji rynku wewnętrznego. Dostosowanie produktowe do gustów Polaków przez wytwórnie zagraniczne zawsze prowadzi do pogorszenia możliwości wytwórczych w Polsce, co z kolei powoduje brak możliwości długofalowego planowania wytwórców, a to wiąże się z brakiem celowości inwestycji praktycznie we wszystkich gałęziach. Ile więc wyprowadzają z Polski sieci supermarketów i blaszaków? Najprawdopodobniej nie dowiemy się nigdy.

Ja natomiast mam kilka pomysłów w jaki sposób doprowadzić, zgodnie z prawem, do zakończenia drenażu rynku polskiego. Ale o tym przy innej okazji.

Ostatnie wpisy

  • Telewizja kłamie8 mar 2016Pan Prezydent Miasta Chorzów mgr inż. Andrzej Kotala Rynek 1 41-500 Chorzów Szanowny Panie Prezydencie, Zwracam się do Pana z apelem o przywrócenie historycznego napisu, który widniał od marca 1981 do (najprawdopodobniej)...
  • Inicjatywa IQ20 Polska22 lut 2016Wprawdzie obiecałem inny temat, ale muszę się odnieść do tematów bieżących. Na początek kilka prostych zasad matematyki wyborczej: elektoraty się nie sumują! Jeżeli połączymy listę partii A z listą partii B to wynik wyborczy będzie słabszy niż...
  • Podatek od dużego handlu!8 lut 2016Są rzeczy które uwielbiam w życiu robić: pływać w ciepłym morzu, łowić duże ryby, obserwować dziką naturę i np. zjeść jakiś lokalny rarytas. Nie mówiąc o wypiciu dobrego trunku!
  • Kto dobije lewicę?29 sty 2016Nie ma znaczenia czy lewica ma reprezentację w parlamencie czy nie. I nie ma znaczenia czy na lewicy hegemonem będzie SLD czy jakaś inna formacja. Dopóki lewica będzie reprezentowana publicznie przez formacje takie jak: TR, UP, SLD, bądź chimerę...
  • Koniec lewicy!26 sty 2016Słowa te z pewnością nie będą na wyrost, ale w dniu 23.01.2016 zamknięto rozdział wielkiej polskiej polityki jakim był SLD. Właściwie koniec nastąpił tydzień wcześniej podczas wyborów bezpośrednich, gdzie do drugiej tury weszło dwóch kandydatów z...