Opublikowanie na jednej z rosyjskojęzycznych stron internetowych szokujących zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej może mieć różne podłoże. Może to rzeczywiście akcja jakiegoś szalonego blogera, który zdobył te zdjęcia w nielegalny sposób. Ale może to być również akcja inspirowana przez rosyjskie władze, w odpowiedzi na zamieszanie w Polsce wokół ekshumacji. Może ktoś chciał w ten sposób polskiej opinii publicznej powiedzieć: zobaczcie, w jakim stanie były ciała, pomyłki były nieuniknione.
Mam nadzieję, że okoliczności ich wykonania bądź przecieku zostaną wyjaśnione, choć dotychczasowe „sukcesy” polskich organów ścigania w sprawie Smoleńska każą w to wątpić. Wciąż nie udało się przecież odzyskać wraku lub przynajmniej uzyskać wiedzy o warunkach jego przekazania.
Jakimś tropem w sprawie zdjęć jest to, że wszystkie pochodzą ze Smoleńska i zostały wykonane 10 i 11 kwietnia 2010 r. Ich opublikowanie jest oczywiście wielkim skandalem, choć ów skandal można stopniować. Zdjęcia ciał leżących w szeregu, odnalezionych na miejscu katastrofy można o tyle wytłumaczyć (choć nie usprawiedliwić), że wokół kręciło się mnóstwo osób i ktoś mógł zrobić „prywatne” zdjęcie.
Co innego ze zdjęciami śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zrobionymi, jak wynika z kontekstu, na stole sekcyjnym w Smoleńsku i w trumnie, już po sekcji. Tutaj obecność przypadkowych osób z aparatami powinna być niemożliwa. Jeżeli więc wykonane zdjęcia nie pochodzą z oficjalnej dokumentacji sprawy, dowodzą przede wszystkim tego, że ciało prezydenta Kaczyńskiego nie było dostatecznie nadzorowane. Czyli, że polskie służby, a przede wszystkim BOR, po raz kolejny niedopełniały swoich obowiązków. Bo oficer BOR miał podobno nie odstępować ciała prezydenta, odkąd zostało znalezione.
Ciekawe, czy generał Marian Janicki dostanie za to kolejną gwiazdkę.
Jakimś tropem w sprawie zdjęć jest to, że wszystkie pochodzą ze Smoleńska i zostały wykonane 10 i 11 kwietnia 2010 r. Ich opublikowanie jest oczywiście wielkim skandalem, choć ów skandal można stopniować. Zdjęcia ciał leżących w szeregu, odnalezionych na miejscu katastrofy można o tyle wytłumaczyć (choć nie usprawiedliwić), że wokół kręciło się mnóstwo osób i ktoś mógł zrobić „prywatne” zdjęcie.
Co innego ze zdjęciami śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zrobionymi, jak wynika z kontekstu, na stole sekcyjnym w Smoleńsku i w trumnie, już po sekcji. Tutaj obecność przypadkowych osób z aparatami powinna być niemożliwa. Jeżeli więc wykonane zdjęcia nie pochodzą z oficjalnej dokumentacji sprawy, dowodzą przede wszystkim tego, że ciało prezydenta Kaczyńskiego nie było dostatecznie nadzorowane. Czyli, że polskie służby, a przede wszystkim BOR, po raz kolejny niedopełniały swoich obowiązków. Bo oficer BOR miał podobno nie odstępować ciała prezydenta, odkąd zostało znalezione.
Ciekawe, czy generał Marian Janicki dostanie za to kolejną gwiazdkę.