Wielka nadzieja białych

Wielka nadzieja białych

Dodano:   /  Zmieniono: 
O tej płycie należy się jednak jeszcze parę słów. Chociaż recenzję w tygodniku Wprost zakończyłem sformułowaniem „jak na razie płyta roku” – czyli raczej wszystko jasne – to wypada się wytłumaczyć choćby z agresywnego tytułu.
To ultrarasistowskie określenie pochodzi sprzed równo stu lat z czasów, kiedy czarnoskóry Jack Johnson bezkarnie obił białego i został na dodatek pierwszym czarnoskórym mistrzem wagi ciężkiej w boksie. Biali uznali to oczywiście za śmiertelną obrazę. Tu sytuacja jest dokładnie odwrotna. Choć może tego nie widać z naszej, mocno europejskiej perspektywy, światowa muzyka pop od lat jest absolutnie zdominowana przez muzykę amerykańską, a ta – przez hip-hop, r'n'b soul i inne odłamy muzyki czarnej. Sytuacja wygląda tak, że kto nie zrobił kariery w USA, kariery światowej zrobić po prostu nie może. Jeżeli komuś się wydaje że bezsprzecznie największa gwiazda brytyjska ostatnich kilkunastu lat jest gwiazdą światową, jest w błędzie. Zespół Oasis w ogóle nie jest znany poza Anglią. Podobnie Robbie Williams. Bardziej znany już jest (a raczej był 10 lat temu) Radiohead. Zjawisko brytyjskiej inwazji rock and rolla lat 60., już się nie powtórzyło. Black Sabbath i Led Zeppelin były zbyt niszowe i niekomercyjne. Podobnie Sex Pistols i The Cash. Oczywiście są znani, ale nie popularni. The Smiths i pierwsze zespoły brit popowe były już dla Amerykanów kompletnie nieczytelne. Wyjątkiem jest popowy Elton John. I odwrotnie: Wielka Brytania "łyka" wszystkie amerykańskie gwiazdy jak leci. Brytyjski show biznes jest kompletnie skolonizowany. Dlatego tak zdumiewające było pięć nagród Grammy dla Amy Winehouse. Tyle, że za tym nie poszła sprzedaż ani koncerty. Nie mogły, bo Amy nigdy nie dostanie amerykańskiej wizy.

I nagle pojawia się Coldplay. Znikąd. Już pierwsza ich płyta z roku 2000 była sensacyjna. Pomimo tego, że stricte brytyjska i bardzo tradycyjna, bo operuje tylko brzmieniami akustycznymi i elektrycznymi (zero elektroniki!) znanymi dobrze od lat 60.: fortepian, gitary elektryczne, perkusja. Od razu przebijają się na świecie i dostają trzy ultraamerykańskie nagrody Grammy. Jeszcze lepsza była płyta następna i jeszcze następna. Operowały tym samym muzycznym językiem i nie czyniły najmniejszego ustępstwa w kierunku „gustu” Amerykańskiego (czytaj: kompletnej komercjalizacji). Pomimo tego, że lider i wokalista Chris Martin był już wtedy w związku ze znaną amerykańską aktorką Gwyneth Paltrow. I wreszcie po kolejnych trzech latach, bez pośpiechu, w połowie czerwca ukazała się czwarta płyta "Viva La Vida". Wyprodukowana przez Briana Eno jest bardziej odważna i zróżnicowana brzmieniowo (przypomina mi w tym nieco inną płytę produkowaną przez Eno, a mianowicie "Achtung Baby" U2), ale brzmienie to tylko fasada. W swojej istocie nadal jest elektro-akustyczna i bardzo konserwatywna. Po to, aby bez rozpraszania zwrócić uwagę na to co najistotniejsze, czyli kompozycje, teksty i interpretację wokalną. Wreszcie - na wymowę całego albumu i więcej jeszcze – całej kariery zespołu i stylu życia Chrisa Martina. Jest ona z gruntu antyamerykańska, jeśli za amerykańskie uznamy ostatnią płytę Madonny i inne albumy produkowane przez Timbalanda, że Nelly Furtado i Justinem Timberlake'em na czele. Z ultra-burackim stylem życia reprezentowanym przez 50 Centa i Jaya-Z. Coldplay pokazuje, że można zrobić światową karierę bez pajacowania i czynienia ustępstw na rzecz komercji, publiczności masowej i mediów. Że jeśli jest się dobrym i wierzy w swój talent, to wystarczy grać muzykę "z siebie", zgodnie z własnym gustem, bogatą i głęboką, a świat się i tak na niej pozna.

Nie oszukujmy się: jeden Coldplay to nic w porównaniu z amerykańskim walcem drogowym reprezentowanym przez takie gwiazdy jak Beyonce, The Pussycat Dolls, Gwen Stefani, The Black Eyed Peas, Britney Spears, Madonna, Eminem i setki innych, którzy okupują szczyty list bestsellerów na całym świecie. Ale dobrze, że chociaż jeden taki Coldplay jest. Choćby po to, aby pokazać ich nędzę.

Ostatnie wpisy

  • Małpy kradną Twixy na Gibraltarze3 mar 2009Filmik, na którym małpa (precyzyjnie: makak magot) bezczelnie kradnie batonik Twix w sklepie z pamiątkami, a następnie łakomie go zjada, nagrałem 25 lutego przy wejściu do wojskowych tuneli w górze The Rock.
  • Kręcina show czyli "Pieśń Palikota"30 paź 2008Świat najwyraźniej oszalał. Zamiast wyborami w USA, kryzysem bankowym i pełzającym kryzysem konstytucyjnym w Polsce zajmuje się wyborami prezesa PZPN. Taki wniosek można wysnuć czytając od kilku dni najważniejsze dzienniki.
  • Wara od Beenhakkera!18 lip 2008Euro już mamy za sobą, pomistrzostwowe remanenty – jeszcze nie. I chyba dobrze, bo oceny ferowane w afekcie mogłyby zaowocować nietrafnymi decyzjami. Teraz, z perspektywy kilku tygodni, pomimo – przyznajmy to szczerze – sportowej...
  • Przyznaję się do winy23 kwi 2008No i znowu wyszedłem na raroga. Człowiek stara się z całych sił ukryć swoje socjopatyczne skłonności i chociaż trochę dorównać do reszty społeczeństwa, ale nic z tego. Nie da się.
  • Doda, pogoda i korki21 kwi 2008Najpierw była praktyka, potem dopiero pojawiła się teoria. Organicznie zacząłem źle znosić TVN24. Kiedyś oglądałem pasjami. Traktowałem jak świetne, poranne radio, w którym nie nadają muzyki (tę zapewniam sobie sam).